Wychodząc ze szkoły, Emma cały czas miała przed oczami rysunek Frankie...
ISBN: 978-83-7424-862-4
Format: 14,5 x 20,5 cm
Stron: 360
wyd.: Edycja Świętego Pawła,
www.: www.edycja.pl 2012
Wychodząc ze szkoły, Emma cały czas miała przed oczami rysunek Frankie, a także i potem, gdy przebierała się w strój do biegania. Rysunek i rozmowa z Kristin, to wszystko jakoś łączyło się z jej nastrojem. Była przecież druga połowa maja, koniec roku szkolnego. Myśl o wakacjach zawsze budziła w niej lęk przed pustką lata. Świadomość tego, co straciła i jak mogłoby być, nigdy nie była bardziej bolesna niż podczas majowych rozstań. Pobiegła w kierunku plaży z Rileyem u boku. Po przebiegnięciu prawie pięciokilometrowego odcinka piaszczystego wybrzeża zmieniła kierunek, oddalając się od oceanu. Dawno temu na niewielkim pagórku pośród nadmorskiej trawy umieściła krzyż.
Biały, drewniany znak mógł zauważyć tylko ten, kto rzeczywiście chciał go znaleźć. Wątpliwe, żeby przypadkowi spacerowicze zwrócili na niego uwagę. Zatrzymała się, łapiąc oddech po długim biegu. Riley znalazł mały strumyk i zaczął łapczywie pić. Dla Emmy wszystko wokół przestało jakby istnieć. Pochyliła się i pogładziła palcami grubo ciosane drewno. Na krzyżu widniała data. 20 listopada 1999 roku. Słońce oraz upływ czasu odcisnęły na niej swoje piętno, nie była już aż tak wyraźna, ale można było ją odczytać.
Jednakże związane z nią wspomnienia wciąż bolały tak samo.
Emma wyprostowała się i założyła ręce na piersiach. Odwróciła twarz w stronę późnego południowego słońca i zamknęła oczy, trwając tak przez dłuższą chwilę. Dzisiaj wiatr był nieco chłodniejszy, więc ciepłe promienie dawały przyjemne odczucie. Wciąż jednak nie były w stanie rozgrzać tego zimnego zakamarka w jej duszy. Gdyby wtedy wiedziała to, co dzisiaj, ten biały krzyż nigdy by tu nie stanął, a nieprzejednany smutek nie przysłaniałby wszystkich innych barw w jej życiu.
I perspektywa kolejnego samotnego lata nie wydawałaby się aż tak straszna.
Otworzyła oczy i przeniosła wzrok nad ocean, na to miejsce, gdzie błękit nieba i wody zlewał się w jedno. Co z Bradem? Jak to możliwe, że od chwili, gdy zniknął z jej życia, minęło już dziewięć lat? Czy chociaż raz, budząc się, pomyślał o niej, tak jak ona myślała o nim każdego dnia? Mogła próbować go znaleźć. Zastanawiała się nad tym czasami, gdy pamięć o nim była tak żywa, jakby stał tuż obok.
W końcu jednak zdrowy rozsądek zawsze zwyciężał. Nie powinna do niego dzwonić, skoro on nie odzywał się tak długo, nie martwiąc się tym, co u niej, czy w ogóle doszła do siebie po tych wszystkich wyborach, stanowiących owoc wspólnie spędzonego lata. Skoro nie zależało mu na kontakcie z nią, ona także powinna dać sobie z tym spokój. Lecz to nie oznaczało wcale, że potrafiła o nim zapomnieć. Szczególnie w listopadowe i majowe dni.
Riley skończył pić. Podszedł do niej, dysząc ciężko, gotowy do dalszego biegu. Emma pogłaskała go po głowie i podrapała za uszami.
– Ruszamy dalej, piesku?
W odpowiedzi pies zaskomlał cicho. Podbiegł o kilka kroków do przodu, po czym zatrzymał się i spojrzał na nią. No dalej, Emma. Skończ już z tym – wydawał się mówić. – Biegnij przed siebie, wszystko będzie dobrze.
Emma zerknęła na krzyż i pochyliła się, ponownie dotykając surowego drewna. Próbowała wyobrazić sobie, co pomyślałaby o niej Kristin, gdyby dowiedziała się o krzyżu i wszystkim, co w sobie krył. Kristin jako nastolatka była taka, jaką kiedyś pragnęła być Emma, dziewczyną, którą mogłaby być, gdyby tylko tego nie zrobili… gdyby ona tego nie zrobiła.
(…)
Starała się skupić myśli na szkole i ostatnim przedwakacyjnym tygodniu oraz prezencie od Kristin. Niestety wciąż wracały wspomnienia z tamtego czasu i miejsca. Piaszczyste wybrzeże Holden Beach, gdzie ona i Brad zakochali się w sobie. A potem się rozstali. I za każdym razem, gdy o nim myślała, wciąż uświadamiała sobie tę jedną, smutną prawdę. Bardzo za nim tęskniła, nienawidząc go zarazem za to, że ją zostawił i ani razu się nie odezwał. A jednak tak bardzo jej go brakowało.
I bez względu na ilość przebiegniętych kilometrów, to nigdy się nie zmieniało.
opr. aś/aś