Jest rok 1209. Do papieża Innocentego III, wówczas najpotężniejszego człowieka w Europie, przychodzi wraz z jedenastoma pierwszymi braćmi ubogi Franciszek, odziany w łachmany, aby prosić go o pozwolenie na życie zgodne w Ewangelią „w całkowitej pros
Jest rok 1209. Do papieża Innocentego III, wówczas najpotężniejszego człowieka w Europie, przychodzi wraz z jedenastoma pierwszymi braćmi ubogi Franciszek, odziany w łachmany, aby prosić go o pozwolenie na życie zgodne w Ewangelią „w całkowitej prostocie”. Pewien stary kronikarz, opisując ich pierwsze spotkanie, wkłada w usta papieża słowa: „Bracie, idź do świń, do których macie więcej podobieństwa, niż do ludzi. Wytarzaj się razem z nimi w gnoju, a gdy zostaniesz już w ten sposób ustanowiony ich kaznodzieją, możesz wtedy wyłożyć im twoją regułę”. Historia opowiada dalej, że Franciszek rzeczywiście to uczynił, po czym przyszedłszy do papieża powtórnie, powiedział: „Panie, uczyniłem, co mi nakazałeś. Posłuchaj zatem teraz mojej prośby”.
Czy tak było naprawdę, zapewne nigdy się nie dowiemy. Historia ta pokazuje nam, że dystans dzielący papieża i Franciszka już od początku bardzo oddziaływał na wyobraźnię, a ich spotkanie miało dla Kościoła prorocze znaczenie. Inni kronikarze opisują też sen Innocentego, który miał niedługo przed przybyciem do Rzymu Biedaczyny z Asyżu: papież widział bazylikę św. Jana na Lateranie, której groziła ruina, i jednego mizernego, wzgardzonego zakonnika podtrzymującego ją na swych ramionach. Być może ten sen sprawił, że owocem spotkania wielkiego pana i małego sługi było ustne zatwierdzenie przez papieża reguły życia Franciszka i jego pierwszych braci, co mocno zakorzeniło ruch franciszkański w sercu Kościoła i dało mu impuls do niezwykłego wzrostu i rozwoju.
Krakowskie obchody 800-lecia franciszkańskiej reguły
W tym roku obchodzimy 800 rocznicę tamtego wydarzenia. Dla wszystkich gałęzi zakonu św. Franciszka to wielki i znaczący jubileusz. Jego centralne obchody odbywały się w Asyżu od 15 do 18 kwietnia podczas Międzynarodowej Kapituły Namiotów. Przed nami natomiast ogólnopolskie obchody jubileuszu ustnego zatwierdzenia Reguły św. Franciszka, które odbędą się od 30 września do 4 października 2009 roku w Krakowie.
W tym roku różne prowincje franciszkańskie w Polsce podejmowały rozliczne inicjatywy na szczeblu lokalnym, świętując to ważne wydarzenie. Jednakże obchody krakowskie są szczególne z wielu względów. Nie tylko dlatego, że potrwają 5 dni, w czasie których bracia udadzą się po kweście na rzecz ubogich w Krakowie i na ulicach miasta będą głosić dobrą nowinę o Jezusie, odbędzie się sympozjum naukowe i kapituła namiotów (czas osobistej formacji braci), a na Rynku Głównym w Krakowie wystawione zostanie oratorium o życiu i śmierci św. Franciszka. Wszystko to, jakkolwiek jest poważne i spektakularne, nie świadczy jednak o wyjątkowości tych obchodów.
Tym, co nadaje im znamię szczególne, jest fakt, że cztery prowincje franciszkańskie przygotowywały te obchody razem. Przez ponad rok (od czerwca 2008 roku) grupa 12 braci z różnych odłamów franciszkańskich (franciszkanie konwentualni, bernardyni, reformaci i kapucyni) spotykała się co miesiąc, aby wspólnie przygotować obchody, razem się modlić i zacieśniać braterskie więzy. I to właśnie wydaje się najcenniejszym elementem tego jubileuszu, ponieważ teraz jako synowie św. Franciszka stajemy w jednym rzędzie, dziękując Bogu za Jezusa Chrystusa, który w osobie Franciszka wskazał nam drogę życia i naśladowania Zbawiciela.
Franciszkanie dzisiaj
Żaden z zakonów w Kościele katolickim nie przeżywał tylu wewnętrznych napięć co franciszkanie. Ale też żaden z zakonów nie rozprzestrzenił się tak szybko na krańce świata ani nie osiągnął tak dużej liczby braci już za życia założyciela (Franciszek umierał, mając 44 lata, zakon zaś liczył wówczas 10 000 braci). Dziś mamy do czynienia z trzema różnymi, dużymi gałęziami franciszkanów żyjącymi w oparciu o tę samą Regułę: Bracia Mniejsi (w Polsce zwani również zwyczajowo bernardynami lub reformatami), Bracia Mniejsi Konwentualni i Bracia Mniejsi Kapucyni. Wszystkie jednak wyrastają z jednego pnia – zakonu założonego przez św. Franciszka z Asyżu, którego formę życia w 1209 roku ustnie zatwierdził papież Innocenty III.
Rodzi się zatem pytanie: skąd wzięły się te napięcia i podziały, które, można powiedzieć, trwają do dnia dzisiejszego? Odpowiedź jest prosta i wypływa z samej natury Ewangelii. Nauka Jezusa Chrystusa i sposób życia zaproponowany przez Niego jest skandalem! Gdyby tak nie było, Jezus nie zostałby powieszony na krzyżu, tysiące chrześcijan pierwszych wieków nie zostałoby ukrzyżowanych, a dziesiątki tysięcy ludzi w XX wieku nie zostałoby zamęczonych za wyznawanie tej religii. To właśnie napięcie, które niesie ze sobą Ewangelia, jest powodem nieustannych reform i poszukiwań we franciszkańskim zakonie. Chciałoby się rzec, że dzień, kiedy to napięcie ustanie, kiedy franciszkanie powiedzą sobie: „żyjemy dobrze, zupełnie jak Franciszek, jesteśmy czystym odbiciem Jezusa Chrystusa na ziemi, jesteśmy ludźmi, którzy autentycznie i całkowicie żyją Ewangelią”, będzie początkiem upadku zakonu. Dlatego, paradoksalnie, dopóki w zakonie są napięcia, dopóki głowy podnoszą bracia pragnący życia bardziej radykalnego, często oznaczającego płynięcie pod prąd (nawet pod „prąd zakonny”), dopóty można spać spokojnie, wierząc, że duch Biedaczyny z Asyżu jest stale żywy wśród jego następców.
Niedościgniony wzór
Przyzwyczailiśmy się patrzeć na synów Franciszka i automatycznie porównywać ich z założycielem – co po części jest naturalne i spontaniczne. Jednakże w Regule, której osiemsetlecie ustnego zatwierdzenia obchodzimy w tym roku, ani słowem nie wspomina się o naśladowaniu Franciszka. Reguła stawia przed oczy Jezusa Chrystusa! To On ma być punktem odniesienia, wyrzutem sumienia, kamieniem węgielnym, o który musimy się nieustannie potykać. Jeżeli w obecnej sytuacji spoczniemy na laurach, zadowoleni z przysłowiowego status quo – będzie to oznaczać zwycięstwo złego ducha w naszym życiu. Chrześcijanin nie jest człowiekiem wiecznie niezadowolonym i narzekającym, obnoszącym się ze swoimi słabościami i grzechami. Ale postawa „już wszystko osiągnąłem” jest taką samą pomyłką, jak „nigdy tego nie osiągnę”. Dynamizm i porywający duch Ewangelii polega na tym, że cały czas bez końca poznajemy Boga. Stąd nasza wędrówka do Niego pozostanie nieustannym poszukiwaniem. Franciszek powtarzał braciom: „Bracia, rozpoczynajmy od początku, ponieważ dotychczas niceśmy jeszcze nie uczynili”.
Kiedy zapytano Franciszka, dlaczego tak wielu idzie za nim, odpowiedział, że Bóg nie mógł znaleźć bardziej lichego stworzenia niż on i gdyby ktokolwiek inny został obdarowany przez Boga tyloma łaskami, z pewnością bardziej wielkodusznie by na nie odpowiedział. Franciszek, wypowiadając te słowa, nie kłamał. Franciszkanizm jest w pewnym sensie poszukiwaniem pierwotnej gorliwości i autentyzmu życia Ewangelią. Często jestem zmieszany, gdy w pytaniu o charyzmat mojego zakonu zawarte jest oczekiwanie, iż wymienię dzieła przez nas prowadzone. Kiedy odpowiadam, że istotą naszego życia nie jest prowadzenie konkretnych dzieł (szpitali, szkół, przytułków dla ubogich itp.), ale ewangeliczne życie, widzę rozczarowanie na twarzach moich rozmówców. Spodziewali się bowiem wyszukanej odpowiedzi o wzniosłych inicjatywach, tymczasem otrzymali takie „nic”. Ale taki właśnie był Franciszek. Cóż on takiego zrobił? Do czego powołał go Bóg? Miał tylko iść i głosić Ewangelię, żyjąc skromnie, bez roszczeń, poszukiwania przywilejów, pozbawiony jakiejkolwiek własności – jak Jezus. Istotą powołania franciszkańskiego jest bowiem naśladowanie Jezusa – nie w konkretnym dziele, ale w sposobie Jego życia – we wspólnocie.
Odnowa ludzkiego serca
Będąc dzieckiem swojej epoki, widzę, jak bardzo jestem formowany przez ten świat. Podobnie jak każdy naznaczony skazą grzechu pierworodnego, szukam dowartościowania w tym, co robię, ciągle chcę więcej działać, więcej wiedzieć, bardziej błyszczeć i odnosić sukcesy. Tymczasem Ewangelia proponuje coś innego. Pokazuje, że to sam Bóg odpowiada na potrzeby człowieka. Jezus Chrystus przyszedł na ziemię, przyjął ludzkie ciało, umarł za ludzi na krzyżu i zmartwychwstał. To Jezus wysłużył nam niebo. Oto Dobra Nowina – jesteśmy zbawieni za darmo! Nie musimy się starać, by „wypełnić” Ewangelię – ona została już wypełniona w osobie Jezusa Chrystusa. Teraz tylko potrzeba, abyśmy przyzywali miłosierdzia Bożego, które przemieni nasze serca w serce Syna Bożego.
Dlaczego Franciszek przyciągnął do siebie tak wielkie rzesze, do tego stopnia, że ruch franciszkański nazywano plagą? Działo się tak, ponieważ Franciszek uwierzył Ewangelii, uwierzył Jezusowi. Nie nasze starania, trudy, zmagania i wysiłki czynią nas wielkimi, ale wiara w Jezusa Chrystusa. W tej prawdzie zwiera się nieprzemijająca świeżość Ewangelii, powodująca w zakonie franciszkańskim ów nieustanny ferment, który należy do jego istoty. Bez niego zakon nie może być w pełni sobą, nie zdradzając swojej tożsamości.
Modlę się o to, żeby Pan nadal wzbudzał w szeregach zakonu braci, którzy znów będą „niezadowoleni” i zapragną zaczynać od początku, czyli od poszukiwania pierwotnego ducha Ewangelii, bez którego Dobra Nowina traci swoją świeżość i swój radykalizm. Podobnie jak za życia Franciszka Kościół potrzebuje dziś poważnej odnowy. Ona jednak nie zaczyna się od zmiany struktur, ale od nawrócenia ludzkiego serca. Nawrócenia, które jest darem Boga miłości: Boga Ojca posyłającego Syna – Jezusa Chrystusa i uświęcającego nas Ducha Świętego.
„Głos Ojca Pio” (nr 59/2009)
opr. aś/aś