Homilia na 31. niedzielę zwykłą roku A
Wówczas przemówił Jezus do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: «Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony».
Wczoraj jakiś człowiek powiedział do mnie szorstko: "Dlaczego mamy się do księdza zwracać: ojcze? Proszę przeczytać Ewangelię!".
Mam Ewangelię przed oczyma. "Nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, nie chciejcie, by was nazywano mistrzami, nikogo nie nazywajcie waszym ojcem". Z pewnością należy stąd wyciągnąć jakąś naukę, ale jaką?
Sądzę, że nie powinniśmy się dać uśpić przez tytuły, które Jezus potępia. Jeśli je odrzucicie, znajdziecie dziesięć innych zresztą są one nieodzowne w życiu społecznym: burmistrz, prezydent, kapitan... O co właściwie chodzi Jezusowi? Dlaczego tak wielką wagę przywiązuje do tego, co w dodatku jest jedynie drobną próżnością? W rzeczywistości chodzi o coś bardzo ważnego i pozorna redakcyjna niezręczność Mateusza naprowadza nas na trop. Jak zawsze w jego przypadku, wszystko jest zaplanowane, doskonale dopracowane w szczegółach. Rozpoczyna on od: "Wy wszyscy braćmi jesteście", gdy tymczasem słów tych należałoby się spodziewać dopiero po "Jeden jest Ojciec wasz". Ale idea braterstwa pojawiła się wcześniej, ponieważ w tym kontekście rządzi ona wszystkim, choć w oczywisty sposób związana jest z ojcostwem Bożym: "Wszyscy jesteście braćmi, gdyż wszyscy macie jednego Ojca w niebie".
Oto odeszliśmy bardzo daleko od problemu próżności. Jezus ustawia na właściwym miejscu pokrzywione relacje, tak jak specjaliści nastawiają złamane kości. Źle czujemy się w społeczności, w której relacje są wykrzywione i bolesne: kiedy szef staje się władcą absolutnym, a podwładni się płaszczą. Problem nie leży w tym, że się mówi "panie burmistrzu", ale w tym, żeby burmistrz był dobry. Pod tytułem, nie tak znowu ważnym, są postawy i serca duch.
Jezus pragnie, żeby społeczność Jego uczniów ożywiał duch, który wydawał Mu się oczywisty tak silna jest więź łącząca Go z Ojcem. Niech nikt tego nie zmienia, niech nikt nie zajmuje miejsca Ojca, niech nikt żadnemu człowiekowi nie nadaje takiego znaczenia, żeby przez to można było zapomnieć o Bogu.
Konsekwencje są równie oczywiste: między ludźmi mogą istnieć jedynie relacje braterskie. Niezbędne funkcje i użyteczne tytuły nie mogą zmienić tego braterskiego ducha. Mogę pozwolić, aby nazywano mnie ojcem... jeśli będę miał serce brata! Ale musi to być widoczne w moich słowach i zachowaniu, i niech nikt mnie nie wodzi na pokuszenie, żebym się uważał za Boga.
Diabelska pochylnia, po której ześlizgujemy się ku próżności, powoduje, że rozważanie tej Ewangelii zawsze będzie konieczne. Możliwe było, niestety, napisanie całej książki zatytułowanej "Próżność w Kościele", na temat strojów, tytułów, pierwszych miejsc, a co gorsza pychy i nadużywania władzy. Dziś już sprawy mają się lepiej, ale jeśli chcemy wytrwać w duchu Jezusa, nie wystarczy, żeby nauczyciele, ojcowie i mistrzowie mieli się na baczności. Trzeba, ażeby ktokolwiek z ludu Bożego mógł ich zapytać: "Czy teraz, w tym momencie, jesteś moim bratem?".
ANDRÉ SÈVE, Homilie niedzielne Kraków 1999
opr. ab/ab