Homilia / rozważanie na Niedzielę Zesłania Ducha Św. (rok A)
Jedną z największych przeszkód, które zatrzymują nas w miejscu i nie pozwalają się rozwinąć na miarę naszych możliwości, jest oczekiwanie, że to inni podejmą inicjatywę, a my się tylko przyłączymy
Co jakiś czas zdarza mi się słyszeć tu i ówdzie zdania w rodzaju: „w naszej parafii nic się nie dzieje". Uprzedzając odpowiedź, dlaczego nic się nie dzieje, zazwyczaj od razu pytam: „A ty co zrobiłeś (-aś), żeby «coś» się działo?".
Tego rodzaju pretensje są bardzo typowym obrazem ducha bierności, który - jak pokazują także badania statystyczne - jest ostatnio bardzo rozpowszechniony w naszym narodzie. Mamy wielu widzów i tyleż samo krytyków, ale niewielu tych, co chcieliby - nie zważając na zazdrość biernych krytykantów - wziąć sprawy w swoje ręce i zrobić coś więcej niż inni. A przestrzeń do zagospodarowania jest naprawdę duża. Potrzeba jednak nie tylko dobrych chęci, ale także odrobiny odwagi, by zaryzykować i podjąć się czegoś, za co inni wziąć się nie chcą.
Ewangelia na Niedzielę Zesłania Ducha Świętego przynosi nam słowa posłania, które Jezus kieruje do swoich uczniów: „Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam". Potrzeba, żeby każdy z nas poczuł, że to Jezusowe posłanie w jakiś sposób dotyka jego samego. Bo choć w czytanym dziś fragmencie Ewangelii łączy się ono z misją odpuszczania grzechów, którą Jezus powierzył apostołom, to nie można zapomnieć, że wpisuje się również w to szeroko rozumiane posłanie do głoszenia Dobrej Nowiny o Jezusie, które jest skierowane do każdego z nas.
W tym względzie każdy ochrzczony, a zwłaszcza ten, który otrzymał sakrament bierzmowania, musi czuć, ze słowa „i Ja was posyłam" dotyczą także jego samego. Wiara w Jezusa to bowiem nie tylko troska, by samemu dobrze żyć. Wierzyć to znaczy czuć się odpowiedzialnym również za drogę do Boga, którą musi przemierzyć drugi człowiek - i ten bardzo nam bliski, i ten, którego być może jeszcze nie znamy.
opr. mg/mg