Przyjdźcie i zobaczcie

Homilia na 2 Niedzielę zwykłą roku B

Pierwsze czytanie 1 Sm 3,3b-10.19

Samuel zaś spał w przybytku Pańskim, gdzie znajdowała się Arka Przymierza. Wtedy Pan zawołał Samuela, a ten odpowiedział: «Oto jestem». Potem pobiegł do Helego, mówiąc mu: «Oto jestem: przecież mię wołałeś». Heli odrzekł: «Nie wołałem cię, wróć i połóż się spać». Położył się zatem spać. Lecz Pan powtórzył wołanie: «Samuelu!» Wstał Samuel i poszedł do Helego, mówiąc: «Oto jestem: przecież mię wołałeś». Odrzekł mu: «Nie wołałem cię, synu. Wróć i połóż się spać». Samuel bowiem jeszcze nie znał Pana, a słowo Pańskie nie było mu jeszcze objawione. I znów Pan powtórzył po raz trzeci swe wołanie: «Samuelu!» Wstał więc i poszedł do Helego, mówiąc: «Oto jestem: przecież mię wołałeś». Heli spostrzegł się, że to Pan woła chłopca. Rzekł więc Heli do Samuela: «Idź spać! Gdyby jednak kto cię wołał, odpowiedz: Mów, Panie, bo sługa Twój słucha». Odszedł Samuel, położył się spać na swoim miejscu.

Przybył Pan i stanąwszy zawołał jak poprzednim razem: «Samuelu, Samuelu!» Samuel odpowiedział: «Mów, bo sługa Twój słucha». Samuel dorastał, a Pan był z nim. Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię.

Pierwsze czytanie, ze Starego Testamentu, opowiada o powołaniu na proroka Samuela. Jego zadaniem było wsłuchiwać się czujnie w słowo Boże i przekazywać je wiernie ludowi. Samuel dobrze wywiązywał się z powierzonej mu misji.

Każdy dojrzały człowiek w pewnym momencie życia uświadamia sobie swoje powołanie. Wie, jakie jest jego zadanie życiowe i doznaje satysfakcji z jego realizacji. I nie ma większej tragedii dla człowieka, jak być wytrąconym ze swego powołania, stanąć wobec trudności przekreślających dalekie plany życiowe. Tak było w przypadku Ludwika Beethovena (1770—1827), jednego z najsławniejszych twórców muzycznych. W roku 1792 znalazł się na stałe w Wiedniu, gdzie zaczął komponować swoje wielkie dzieła muzyczne. W muzyce widzi swoje jedyne powołanie życiowe. I tu jego tragedia: traci słuch. I równocześnie jego wielkość: nie załamuje się i nadal tworzy pokonując trudności, zdawałoby się nie do przezwyciężenia.

Oto jak stan jego duszy z tego okresu stara się odtworzyć W. Hulewicz:

„Kiedy Beethoven w początkach roku 1798, po wielu niepewnościach, po sprzecznych opiniach lekarskich i bolesnym łudzeniu się uzyskał pewność, że traci słuch i że rozwoju kalectwa nic powstrzymać nie może — wówczas był moment, w którym cała jego jaźń, cała osobowość twórcza i ludzka, obciążona słodkim brzemieniem chęci, tęsknot i nadziei — przez krótką chwilę, niezdecydowanie, wolno zakołysała się na krawędzi urwiska. Obłąkane oczy w tej sekundzie ujrzały bezdno tak głębokie, że ginęło w zgniłej, niewiarygodnej przepaści. Życie minione i przyszłe splotło się w owej chwili w jeden węzeł, a w nim były losy jego sztuki”.

Witold Hulewicz, Przybłęda Boży, Kraków 1959, s. 56—57.

Drugie czytanie 1 Kor 6,13c-15d.17-20

Ciało nie jest dla rozpusty, lecz dla Pana, a Pan dla ciała. Bóg zaś i Pana wskrzesił, i nas również swą mocą wskrzesi z martwych. Czyż nie wiecie, że ciała wasze są członkami Chrystusa? Czyż wziąwszy członki Chrystusa, będę je czynił członkami nierządnicy? Ten zaś, kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem. Strzeżcie się rozpusty; wszelki grzech popełniony przez człowieka jest na zewnątrz ciała; kto zaś grzeszy rozpustą, przeciwko własnemu ciału grzeszy. Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!

Św. Paweł apeluje do wiernych w Koryncie o wystrzeganie się wszelkiego grzechu z uwagi na sakralny charakter ciała ludzkiego uświęconego obecnością w nim Ducha Świętego. „Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego...”

Naukę tę przypominał chrześcijanom papież św. Leon Wielki w swoich kazaniach o Bożym Narodzeniu. Na nim opierał godność chrześcijańską. W pierwszym kazaniu o Narodzeniu Pańskim mówił:

„Poznaj swoją godność, chrześcijaninie! Stałeś się uczestnikiem Boskiej natury, porzuć więc wyrodne obyczaje dawnego upodlenia i już do nich nie powracaj. Pomnij, jakiej to Głowy i jakiego Ciała jesteś członkiem. Pamiętaj, że zostałeś wydarty mocom ciemności i przeniesiony do światła i królestwa Bożego.

Przez chrzest stałeś się przybytkiem Ducha Świętego, nie wypędzaj Go więc z twego serca przez niegodne życie, nie oddawaj się ponownie w niewolę szatana, bo twoją ceną jest krew Chrystusa”.

Zob. Brewiarz t. I, s. 361

Ewangelia J 1,35-42

Nazajutrz Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! — to znaczy: Nauczycielu — gdzie mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» — to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: «Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas» — to znaczy: Piotr.

Do szczęśliwców należeli apostołowie, powołani przez samego Chrystusa do Jego służby. Inaczej wygląda historia powołania dzisiaj, gdy ktoś zamierza zostać księdzem czy zakonnikiem. Jawią się wówczas pytania: czy mam pozostać w świecie, czy może Pan Bóg oczekuje ode mnie czegoś więcej? Takie pytania niepokoiły Adama Chmielowskiego (1845—1916), którego dziś czcimy jako świętego Brata Alberta. Niepokoiły go, mimo że miał już ustabilizowaną pozycję życiową, był cenionym artystą malarzem, mógł w tej dziedzinie liczyć na zrobienie poważnej kariery. A jednak malarstwo nie dawało mu pokoju wewnętrznego. Bóg powoływał go do działalności charytatywnej na rzecz ubogich, chorych, bezdomnych.

I tak w roku 1884 opuścił miejscowość Kudryńce nad Zbruczem, na Podolu, gdzie przejściowo mieszkał u brata, i przybywa do Krakowa, by tu z artysty malarza stać się opiekunem bezdomnych, bratem Albertem. Jego biograf napisał: „Ten czterdziestoletni, przystojny mężczyzna, który budził ogólne zainteresowanie, ustawicznie szukał swojego miejsca w Kościele i społeczeństwie, szukał woli Bożej...” Znalazł ją w działalności charytatywnej, w opiece nad analfabetami, nędzarzami, alkoholikami, zboczeńcami. W każdym z nich widział brata, dostrzegał oblicze ukrzyżowanego Chrystusa...

Zob. W. Kluz OCD, Gdy ma się jedną duszę... Brat Adam Chmielowski,
Kraków 1989, s. 97 nn.


opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama