Faryzeusz i grzesznica - lekcja przebaczenia

Homilia na 11 niedzielę zwykłą, rok C

Znając napięte stosunki między Jezusem a faryzeuszami, zapewne dziwi nas Jego obecność na tej uczcie

Jezus jak gdyby nigdy nic przyjmuje zaproszenie faryzeusza i rozmawia z nim życzliwie. Wie, że tylko spokojny dialog prowadzi do wzajemnego zrozumienia i zmiany przekonań. Dlatego jest gotów podjąć każdą próbę, by ukazać głębię prawdy objawionej i naprostować fałszywe poglądy i wypaczoną praktykę moralną.

Dla faryzeusza liczy się tylko grzech - przekroczenie prawa, które musi być osądzone - a nie człowiek, który się go dopuścił. Dla Jezusa liczy się człowiek, którego trzeba ratować przed niszczącą siłą grzechu. Faryzeusze wierzą we własną doskonałość i moc przepisów prawnych: jeśli tylko przestrzegasz litery prawa, jesteś wobec Boga i sumienia w porządku. Jezus głosi Boże miłosierdzie i przebaczanie dla skruszonych grzeszników.

Faryzeusze szybko przekonali się, jak nieskuteczne jest prawo, że nie daje ono człowiekowi siły i motywacji do zwycięstwa, a jedynie rodzi strach przed potępieniem. Chcieli się przed nim zabezpieczyć, udając bezgrzesznych i stwarzając pozory doskonałości. Formalne zachowywanie wymyślnych przepisów miało zastąpić prawdziwą moralność i znieczulić na wyrzuty sumienia.

Jezus umiał zobaczyć człowieka w całej prawdzie: zarówno o jego grzechu, słabości i upadku, jak i prawdzie o Bożej miłości i przebaczeniu. Jeśli człowiek też tę prawdę o sobie uzna i z pokorą wyzna przed Bogiem swoje winy, powierzając się całkowicie Jego miłosierdziu, wówczas grzechy zostaną mu odpuszczone. Mało tego: doświadczanie Bożej miłości i łaski przebaczenia czyni człowieka wdzięcznym i daje siłę do przezwyciężania słabości i pokus. Przebaczony grzech staje się punktem wyjścia do nowego życia.

Tej darmowości przebaczenia i bezinteresownej wspaniałomyślności Boga nie chcieli uznać faryzeusze - i wielu z nas także. Podobnie jak oni, i my jesteśmy przekonani, że grzech to tylko formalne złamanie przepisów, a nie realna krzywda wyrządzona Bogu. Dalej: sądzimy - ale tylko w odniesieniu do innych ludzi - że grzech przekreśla człowieka i grzesznik zasługuje tylko na karę. W konsekwencji dochodzimy do wniosku, że jedyną obroną przed grzechem i karą - tym razem dla siebie - jest udawanie, że grzechu nie ma: bo „nic złego nie zrobiłem", bo „przecież przestrzegam przepisów prawa", bo „wszyscy tak robią", bo „to nikomu nie szkodzi", bo „Kościół nie ma prawa niczego mi narzucać", bo „każdy może sam decydować, co jest dobre, a co złe", bo „nikomu nic do tego, jak ja żyję". Każdy wykręt jest dobry - ale do czasu...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama