Homilia na 28 niedzielę zwykłą roku C
Niekiedy los odbiera człowiekowi wolność poruszania się, zmusza go do bardzo ograniczonego sposobu życia. Tak było w przypadku trądu. Osoby chore na trąd wykluczano z rodziny i usuwano z lokalnej społeczności; trędowaty zmuszony był żyć na marginesie ludzkiej wspólnoty. Mógł przebywać tylko z osobami dotkniętymi tą samą chorobą. Jeśli jakaś zdrowa osoba zbliżała się do miejsca pobytu trędowatego, musiał on krzykiem lub innymi znakami ostrzegać przed niebezpieczeństwem zarażenia się i oddalać przybyszów od siebie. Aby wyżebrać na swoje utrzymanie, trędowaci zatrzymywali się w okolicach ludzkich skupisk, ale zawsze musieli zachować wymaganą odległość. Choroba skazała ich na nędzne życie marginesu społecznego. Mogli buntować się lub narzekać, ale nie mogli uciec od swojego losu.
W swojej wędrówce przez pogranicze Galilei i Samarii Jezus spotyka dziesięć osób zepchniętych przez trąd na margines, napiętnowanych przez los. Św. Łukasz znów przypomina, że Jezus jest w drodze do Jerozolimy (por. też 9,51; 13, 22; 14,25), że zdecydowanie zbliża się ku swojemu przeznaczeniu. Trędowatych spotyka na obrzeżach wioski, czyli tam, gdzie wolno było trędowatym przebywać. Jak wymagały przepisy, trzymali się trędowaci z daleka i głośnym krzykiem błagali Jezusao pomoc. Świadomi swej niemocy i nędzy, prosili o litość; ufali, że wyrwie ich Jezus z nieszczęścia: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!”. Sami nie mogą sobie pomóc; mogą tylko przyjąć pomoc od kogoś spoza ich kręgu, od kogoś, kto ma moc nad ich chorobą i zechcę posłużyć się tą mocą dla ich dobra.
W przypadku wdowy z Nain (7,11-17) i pochylonej kobiety (13, 10-17) sam Jezus podjął inicjatywę, zbliżył się do nich pełen miłosierdzia i pomógł im. W przypadku trędowatych inicjatywa nie należy do Niego. Daje się prosić. Nawet nie podchodzi do nich. Wysyła ich daleko od siebie. Można odnieść wrażenie, że chce się od nich uwolnić. Kieruje ich do kapłanów, nie podejmując żadnego widocznego działania dla uzdrowienia z trądu. Według Prawa Starego Testamentu kapłani mieli kompetencję w sprawach tej choroby (Kpł 13-14). Musieli sprawdzić, czy trędowaty wrócił do zdrowia. Od ich opinii zależało, czy może być znów przyjęty do społeczeństwa. Stawienie się dziesięciu trędowatych przed kapłanami mogło mieć sens tylko wtedy, gdy wcześniej zostali wyleczeni. A Jezus każe im po prostu wyruszyć w drogę. Wymaga od trędowatych wiary i ufności, że droga przez Niego wytyczona ma sens i prowadzi do celu. I rzeczywiście podczas tej drogi dokonuje się ich uzdrowienie: zostają oczyszczeni z trądu.
Do tej pory dziesięciu trędowatych przedstawia się jako zwarta grupa. Wszyscy zachowują się tak samo; wszyscy doświadczyli tego samego. Teraz jeden odrywa się od grupy i wraca do Jezusa. Inni śpieszą się do kapłanów. Chcieliby jak najszybciej być uznani za oczyszczonych i zostawić za sobą dotychczasowy los. Chcieliby jak najszybciej powrócić do społeczności ludzkiej jako jej pełnoprawni członkowie, całkowicie akceptowani. Jak widać, interesują ich tylko korzyści uzdrowienia. Spoglądają tylko w przyszłość, nie odwracają spojrzenia na Tego, kto odmienił ich los. Kiedy już doznało się pomocy, szybko zapomina się o tym, kto ją okazał.
O tym jednym, który wrócił, powiedziano: „Wrócił chwaląc Boga donośnym głosem”. Wcześniej wszyscy głośno wołali prosząc o litość. Wszyscy przejmowali się swoją nędzą i otrzymanie pomocy było ich najgłębszym pragnieniem. Teraz tylko ten jeden chwali Boga. Dla niego jednego wyzdrowienie stało się spotkaniem z Bogiem. Przyjął świadomie swoje uzdrowienie jako dar łaski i miłosierdzia Boga. Donośnym głosem, całym swym jestestwem, z najgłębszych pokładów swego serca dziękuje Bogu miłosiernemu. Kiedy otrzymujemy jakiś dar, pojawia się pytanie, co ma dla nas większą wartość: dar czy dawca? I to pytanie narzuca się szczególnie wtedy, gdy otrzymujemy jakiś dar od Boga. Jeśli cała nasza uwaga zwrócona jest na dar, na dobra materialne, na zdrowie itd., to nasze serce jest ciasne i egoistyczne. Jeśli zaś poprzez dar patrzymy na miłość i łaskawość Dawcy, to wtedy doświadczenie daru staje się nowym i osobowym spotkaniem z Nim.
Dar może być wielką pomocą. Ale bardziej jeszcze uszczęśliwia nas poznanie łaskawości Dawcy i sposobność dziękowania Mu. Razem z prośbą dziękczynienie jest fundamentalną formą naszej modlitwy i naszego stosunku do Boga. To nie Bóg ma korzyści z naszego dziękczynienia. To my stajemy się coraz bardziej ubodzy, gdy Mu nie dziękujemy. Jeśli egoistycznie ograniczamy nasze postrzeganie, skupiając się wyłącznie na darach, to tracimy możliwość oglądania i doświadczania miłości Dawcy.
Samarytanin chwali Boga i dziękuje Jezusowi. W tym, co Jezus zdziałał, widzi dar od Boga. Wróciwszy do Jezusa, może tym razem zbliżyć się do Niego i spotkać się z Nim jako tym, który mu pomógł i przekazał Boże dary. Wszystkich dziesięciu trędowatych doświadczyło uzdrowienia. Ale jedynie dla tego Samarytanina oczyszczenie z trądu okazało się nie tylko powrotem do zdrowia i wspólnego życia z innymi ludźmi, ale także sposobnością spotkania Boga i Jezusa. Choroba doprowadziła go do pierwszego kontaktu z Jezusem, kontaktu z pewnej odległości. Po uzdrowieniu nie odszedł daleko od Jezusa, ale wrócił do Niego wielbiąc Boga. Za tym drugim razem może się z Nim spotkać w wielkiej bliskości, jako z tym, kto okazał mu miłosierdzie. A Jezus wskazuje mu dalszą drogę nie tylko jako osobie, która została uzdrowiona z trądu, ale jako temu, który posiada trwałą podstawę tego doświadczenia. Całe wydarzenie kończy się słowami: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła”.
opr. mg/mg