Homilia na 7 niedzielę wielkanocną roku C
W czasie wieczerzy Jezus podniósłszy oczy ku niebu rzekł: "Ojcze, proszę nie tylko za nimi, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie" (J 17, 1.20).
Kultura europejska pytała dawniej o sens rzeczy, świata, istnienia. Dzisiaj, nastawiona na przyszłość, szuka odpowiedzi pragmatycznych: w jaki sposób "tę przyszłość" osiągnąć? Problemem jest nie tyle istnienie, co sposób przeżywania życia. W nim zaś uderza wszechobecne przyzwolenie na dominację techniki. Obraz przyszłości oraz wygranego życia najczęściej sprowadza się do pytania: "jak to się robi?" Stąd i pytania dotyczące metod życia wewnętrznego, modlitewnego, brzmią podobnie: "jaką obrać technikę?" Joga? ćwiczenia oddechu? Zen? Medytacja w kwiecie lotosu? Kolejny sposób osiągnięcia Nirwany? Religie wschodnie, podobnie jak zachodnia kultura spotykają się na płaszczyźnie pragmatycznej, kładą nacisk na technikę, skuteczność, na metodę. Pytanie o Boga jest pytaniem o "duchową technologię" (por. Robert Faricy). Dlatego wielu poszukujących doświadczeń religijnych, zwraca się ku technikom religii Wschodu z pytaniem: "Jak znaleźć Go?" Wędrują od jednego guru do drugiego, od jednej techniki do następnej.
Chrześcijaństwo tym różni się od kontemplacji zen, jogi, buddyzmu, MT, iż skupia się na Bogu-Osobie, wprowadza w osobisty z Nim związek. Nie jest to kolejny sposób osiągnięcia stanu, ale spotkanie wzajemne - człowieka i Boga. Spotkanie na wskroś osobiste. Może ono dokonywać się w atmosferze podziwu lub grozy, zawierzenia lub potępienia, buntu lub pokory. Modlitwa jawi się wtedy jako spotkanie, dostrzeżenie immanentnej więzi, przyjęcie jej, odwzajemnienie. To droga "od odkrycia do komunii", czyli zjednoczenia. Wtedy czytelną staje się myśl Karola de Foucauld: "Modlić się, to myśleć o Bogu kochając Go".
Nikt wierniej nie trwał przy Bogu niż Jezus. Jego ducha wypełniała nieustanna wizja Ojca. A mimo to, i mimo rozlicznych zajęć, jakie podejmował, wykorzystywał każdą sposobność, aby w modlitwie potwierdzać i umacniać z Nim więź, czerpać siłę. Życie Jezusa było życiem modlitwy. Nie wymagało skomplikowanych technik. Nie było błąkaniem się po bezdrożach wyobraźni, uczuć, pobożnych westchnień. Z ciszy i milczenia wyłaniają się czasami słowa, które ukazują, ile bliskości i zrozumienia ofiarowywali sobie wzajemnie podczas tych spotkań Jezus i Ojciec.
Ewangelie odnotowują wielokrotnie, iż Chrystus się modlił: a rozpuściwszy rzesze, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić (Mt 14, 23), nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił (Mk 1, 35), całą noc spędził na modlitwie (Łk 6, 12). Podają także Jego słowa i okoliczności, w jakich je wypowiadał. W Jego świecie nie było rozłamu pomiędzy modlitwą a życiem, uwielbieniem Boga a posługą człowiekowi. Odmawiał modlitwy szabatowe i codzienne błogosławieństwa, modlił się przed podejmowaniem decyzji np. przed powołaniem Dwunastu, w ostatni dzień przed męką, w Ogrójcu, na krzyżu u bram śmierci. Nie miały one w sobie niczego z rutyny, bezdusznych, martwych praktyk. Podobnie było podczas Ostatniej Wieczerzy. Wiedząc, że odchodzi z tego świata, zanosi do Boga pełną troski modlitwę wstawienniczą za najbliższych przyjaciół oraz za wszystkich, którzy nimi się staną. Ojcze, proszę nie tylko za nimi (tzn. za zgromadzonymi uczniami), ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie. Teksty Nowego Testamentu odsłaniają tajemnicę Jezusa, że modlitwa nie była dla Niego przepisem, nakazem, obowiązkiem, lecz potrzebą serca. Była aktem miłości, wiarygodnym i prawdziwym.
Pod wpływem zawrotnego tempa życia, napięć, natłoku dźwięków, obrazów, informacji, współczesny człowiek ma trudności z koncentracją, skupieniem wewnętrznym, które warunkują modlitwę. Bywa, że zanika w nim poczucie konieczności rozmowy z Bogiem. Traci wtedy świadomość związku z Nim, związku najistotniejszego ze wszystkich więzi. A jednak testem sprawdzającym wiarę jest twierdzenie: "na ile wierzysz, na tyle się modlisz".
Chrześcijaństwo jest naśladowaniem Jezusa. Także Jego modlitwy. Nie jest ona potrzebna Bogu, lecz człowiekowi. Wchodząc w jej krąg nie tylko może dostrzec "w jaki sposób" naprawdę żyć, ale i uzyskać dar widzenia, że Bóg przychodzi zza rygli przyszłości.
opr. mg/mg