Być wychowawcą jak św. Józef

Św. Józef może być wzorem nie tylko opiekuna, ale przede wszystkim - wychowawcy, o czym nieraz zapominamy

Gdyby na rozpoczęciu roku w szkole pojawił się św. Józef w swoim oryginalnym wyglądzie i stroju wzbudziłby pewnie niezłą sensację. Może nawet i radość. Ale już jego pojawienie się w szkolnej sali na „normalnej” lekcji wywołałoby kręcenie nosem: przecież nie ma studiów... Niesłusznie. Wychowuje człowiek, a nie metoda czy system.

W trakcie Mszy Świętej na rozpoczęcie roku szkolnego rozmawialiśmy z dziećmi podczas dialogowanej homilii, jak to było z Panem Jezusem: czy On się musiał czegokolwiek uczyć, czy też jako Syn Boży, czyli po prostu Bóg, wszystko wiedział. Zdania pomiędzy dziećmi były podzielone, ale z całą pewnością nie zdawały sobie one sprawy, że na swój dziecięcy sposób, wzięły udział w bardzo poważnej dyspucie, bo przecież od samego początku chrześcijaństwa różni mądrzy ludzie zastanawiali się jaką wiedzę i świadomość tego, kim był, miał Jezus w czasie swojego dzieciństwa i dojrzewania.

Kilka słów o wiedzy Jezusa

Żeby zupełnie nie zignorować w sumie ważnego tematu wiedzy Jezusa spróbujmy krótko przypomnieć jakie były poglądy w tej materii. Ojcowie Kościoła w oparciu o świadectwa Ewangelii byli zgodni co do tego, że Jezus w swoim ziemskim Wcieleniu znał i objawił swoją własną tajemnicę. Wierność w odczytywaniu świadectw Ewangelii miała fundamentalne znaczenie dla jednoznacznego rozstrzygnięcia problemu Bóstwa Chrystusa, ale dawała też dość mocne podstawy dla poglądu, że nawet w ludzkiej postaci Jezus dysponował wiedzą całkowicie przekraczającą możliwości poznawcze zwykłego człowieka. Oczywiście między Ojcami Kościoła były pewne różnice. Ci ze Szkoły Aleksandryjskiej wyznawali, że wprawdzie, Jezus będąc człowiekiem, musiał stopniowo wiedzę zdobywać, jednak wszedł w jej posiadanie wyłącznie własnymi siłami, nie przyjmując żadnych umiejętności od nikogo, nawet od swojej Matki. Natomiast przedstawiciele szkoły antiocheńskiej kładli nacisk na integralność człowieczeństwa Jezusa, który przyjął tak ciało jak i intelekt człowieka, a ten jak wiadomo, rozwija się również w procesie uczenia się. W IX wieku pojawił się teolog Kandyd z Fuldy, który zaczął wyraźnie i wprost głosić tezę, że Jezusowi Chrystusowi w Jego ziemskim życiu została udzielona wiedza bezpośrednia, polegająca na oglądaniu Boga twarzą w twarz.

A potem słynny św. Tomasz z Akwinu sformułował naukę o potrójnej wiedzy Jezusa: wiedzy nabytej, którą Jezus z Nazaretu, jako prawdziwy człowiek, zdobywał wraz z wiekiem i doświadczeniem; wiedzy wlanej, podobnej do wiedzy proroków oraz wiedzy pochodzącej z bezpośredniego oglądania Boga (visio beatifica), którą Chrystus Pan dysponował w czasie ziemskiego życia, a którą każdy zwykły człowiek posiądzie dopiero w niebie. Oczywiście jak to bywa z teologią, w nowożytności zaczęły się pojawiać głosy krytyczne wobec samoświadomości Jezusa, ale szczerze mówiąc na potrzeby tego artykułu najbardziej nas interesuje to, że Jezus też, jak każde inne ludzkie dziecko, nabywał pewną wiedzę z wiekiem i doświadczeniem. I oczywiście interesuje nas od kogo ją nabywał, od kogo się uczył, na kim się wzorował. Chociaż Ewangelia wiele nam nie mówi o tym okresie życia Pana Jezusa, to jednak logika wskazuje na to, że najwięcej czasu młody chłopak spędzał ze swoim ojcem, a więc w przypadku Jezusa był to święty Józef. To od niego musiał się nauczyć najwięcej. Dlatego właśnie dzisiaj, u początku roku szkolnego, chcemy popatrzeć na Świętego Józefa jako na wychowawcę i nauczyciela.

Jaki powinien być chrześcijański wychowawca?

Od wielu lat tą właśnie tematyką zajmuje się znany nam doskonale ks. Marek Dziewiecki, a więc warto może w tym miejscu naszych rozważań przypomnieć czym według niego charakteryzuje się dobry wychowawca, dla którego nauka Jezusa jest fundamentem. Bo jakkolwiek są różne metody i systemy wychowawcze, to jednak ostatecznie to człowiek formuje młodych a nie system czy metoda. I tak według ks. Dziewieckiego, wychowawca chrześcijański musi być przede wszystkim realistą twardo stąpającym po ziemi, który jest odporny na wszelkie ideologie i naciski „poprawnych” politycznie środowisk czy trendów. „To ktoś, kto realistycznie i całościowo rozumie wychowanka oraz sytuację egzystencjalną, w której ów wychowanek żyje. Taki wychowawca rozumie też realistycznie cele oraz metody wychowania. Dalej mówi ks. Dziewiecki o konieczności bycia, jak to on nazywa, personalistą, czyli trzeba rozumieć, że wychowanek jest osobą, a więc kimś zdolnym do życia w świadomości, wolności i miłości. „W konsekwencji kryterium dojrzałości wychowanka nie może być ani socjalizacja, ani indywidualizacja, lecz personalizacja, czyli stawanie się zintegrowaną i dojrzałą osobą, zdolną do przyjmowania miłości od innych osób oraz do obdarowania innych dojrzałą miłością i troską. Taki pedagog respektuje fakt, że wychowanek jest osobą wcieloną i że jego psychofizyczne wymiary są nieodłącznym sposobem istnienia i działania. Z tego względu nie tylko nie zaniedbuje wychowania w sferze ciała, płciowości, seksualności czy psychiki, ale przeciwnie, te właśnie sfery obejmuje szczególną troską wychowawczą, ułatwiając wychowankowi włączenie wszystkich wymiarów jego rzeczywistości w harmonijny projekt życia, przyjęty w sposób świadomy i odpowiedzialny”. Dobry wychowawca powinien kierować się wychowawczą mentalnością zwycięzcy. „Młodzież formowana w innych systemach pedagogicznych pyta zwykle o to, czy dane zachowanie jest jeszcze dopuszczalne, albo dlaczego jest zakazane i szkodliwe. Tymczasem wychowawca-personalista to ktoś, kto na wzór Jezusa fascynuje dzieci i młodzież perspektywą życia w miłości, prawdzie, wolności, radości i świętości. W konsekwencji ułatwia im postawienie pytania o to, co dobrego warto czynić. Ma odwagę wskazywać wyłącznie optymalną drogę życia! Proponowanie drogi średniej czy miernej to specjalność zupełnie innych systemów pedagogicznych. Ważną cechą wychowawcy o mentalności zwycięzcy jest też cierpliwość oraz zaufanie, że przynajmniej część wychowanków skorzysta z proponowanej im drogi, a inni pójdą chociaż trochę w kierunku miłości, prawdy, wolności i odpowiedzialności”.

Jako czwartą i ostatnią, ale chyba najważniejszą cechę chrześcijańskiego wychowawcy, wymienia ks. Dziewiecki konieczność stawania się świadkiem. „Zwłaszcza świadkiem Bożej miłości (a nie „wolnych związków), Bożej mądrości (a nie subiektywnych przekonań) oraz chrześcijańskiej nadziei (a nie „pozytywnego” myślenia, które nie przekłada się na pozytywne postępowanie). Chrześcijański wychowawca-świadek to ktoś, kto kocha i fascynuje miłością. To świadek tego Boga, który jest Miłością, i na którego obraz i podobieństwo został stworzony każdy z wychowanków. To ktoś, kto swoją postawą przyprowadza wychowanka do Chrystusa, gdyż rozumie, że tylko sam wychowanek - poprzez dojrzałe spotkanie z Bogiem, z bliźnimi i z samym sobą - może odkryć sens swojego życia, a także swoje powołanie, czyli swój niepowtarzalny sposób włączenia się w Bożą i ludzką historię miłości”.

Co nam proponuje św. Józef?

No właśnie, wracamy do św. Józefa. Wcale nie jest tak łatwo opisać metody wychowawcze św. Józefa, bo tak naprawdę mamy tylko jednego wychowanka w pełnym tego słowa znaczeniu. Ale za to jakiego! Mamy pełne prawo podejrzewać, że wiele z tego co widzimy w Jezusie, co słyszymy w jego nauczaniu, choćby o Ojcu, zostało przejęte od tego, kto spędzał z Nim najwięcej czasu. Czyli od św. Józefa. W ubiegłym roku w uroczystość Świętego Józefa Oblubieńca NMP papież Franciszek podjął temat patrona właśnie z perspektywy edukacyjnej, patrząc na Józefa jako wzór wychowawcy, który opiekuje się i towarzyszy Jezusowi w procesie Jego wzrostu „w mądrości, w latach i w łasce”, jak mówi Ewangelia. „Zacznijmy od wieku, który jest wymiarem najbardziej naturalnym, wymiar rozwoju fizycznego i psychologicznego. Józef wraz z Maryją zatroszczył się o Jezusa przede wszystkim z tego punktu widzenia, to znaczy, że Go „wychowywał”, troszcząc się, aby nie zabrakło Mu tego, co niezbędne dla zdrowego rozwoju. (...) W tych latach Józef nauczył Jezusa również swej pracy, Jezus nauczył się zawodu cieśli, od swojego Opiekuna Józefa. W ten sposób Józef kształcił Jezusa. Przejdźmy do drugiego wymiaru edukacji Jezusa - „mądrości”. Pismo Święte mówi, że podstawą wiedzy jest bojaźń Pańska (por. Prz 1,7; Syr 1,14). Bojaźń nie w sensie strachu, ale świętego szacunku, adoracji, posłuszeństwa Jego świętej woli, która zawsze pragnie naszego dobra. Józef był dla Jezusa wzorem i nauczycielem tej mądrości, która karmi się Słowem Bożym. Możemy pomyśleć o tym, jak Józef wychowywał małego Jezusa, by słuchał Pisma Świętego, zwłaszcza towarzysząc mu w szabat w synagodze w Nazarecie, aby Jezus usłyszał tam Słowo Boże. I wreszcie wymiar „łaski”. Tutaj na pewno, część zarezerwowana św. Józefowi jest bardziej ograniczona, niż w dziedzinie życia i mądrości. Ale wielkim błędem byłoby myślenie, że ojciec i matka nie mogą nic zrobić, aby wychowywać swoje dzieci do wzrastania w łasce Bożej. Rozwój mądrości, latach i łasce. Dziełem Józefa było dopomożenie Jezusowi we wzrastaniu w tych trzech wymiarach”. Tyle papież w swojej krótkiej wypowiedzi. Co istotne, cały proces wychowania Jezusa opierał się na pewno na własnym przykładzie ziemskiego ojca. Choć Józef wiedział, że jago Syn przerasta go we wszystkim, na pewno swoją postawą wierności Bogu był Mu pomocny i gdyby mógł słyszeć słowa niedowiarków powątpiewających w Jezusa: „Czy to nie jest syn cieśli Józefa?” to pewnie z jednej strony bolałby nad faktem ich niedowiarstwa, ale z drugiej byłby dumny, że Jezus ma coś z niego, że ma z niego wiele.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama