To należy do kanonu problemów wychowawczych...
Panie Marcinie,
Jesteśmy rodzicami dwóch wspaniałych dziewczynek. Obecnie mieszkamy poza krajem, we Włoszech. Często jednak przyjeżdżamy do Polski, dbając o to, by nasze córki miały jak najczęstszy kontakt z językiem, polską tradycją, a także z rodziną, zwłaszcza z dziadkami. Rodzice i dziadkowie i w naszym życiu odegrali ważną rolę, szczególnie jeśli chodzi o przekaz wartości chrześcijańskich i narodowych. Zabiegamy więc, by Kasia i Marysia miały tę samą szansę. Problem jednak polega na tym, że dziadkowie na zbyt wiele pozwalają dziewczynkom. Najtrudniej je ogarnąć po miesięcznym bądź dwumiesięcznym wakacyjnym pobycie u naszych rodziców w Polsce. Co robić w takiej sytuacji? Chcemy, by przynajmniej podczas letniego wypoczynku miały z dziadkami dłuższy kontakt, ale zmiany w zachowaniu dzieci po powrocie do domu stają się coraz bardziej niepokojące.
Barbara i Maciej, Florencja
Drodzy Państwo,
Śmiało można powiedzieć, że przypadek, który opisujecie, należy do kanonu problemów wychowawczych, z którymi zmagają się rodzice: Jak postępować w sytuacji, kiedy dziadkowie rozpuszczają dzieci? Trudność, która się pojawia, ma zawsze ten sam schemat: albo dziadkowie (otwarcie lub niejawnie) nie zgadzają się z rodzicami co do sposobu wychowania wnuków i „robią to po swojemu”, tak jak uważają za stosowne i właściwe; albo — pomimo że wiedzą, iż popełniają błąd wychowawczy — ulegają wnukom, ponieważ nie potrafią postawić jasno i konkretnie granic swym ukochanym milusińskim.
Niezależnie, z którym przypadkiem mamy do czynienia, nigdy nie wolno pozostawić nam takiej sytuacji bez reakcji — w przeciwnym razie dzieciom będzie działa się krzywda. I może właśnie od tego zacznijmy: zastanówmy się wspólnie, na czym polega ta krzywda.
Kiedy dziadkowie rozpuszczają dzieci, skutkiem jest nie tylko późniejsze złe zachowanie rozbrykanych wnuków, ale przede wszystkim utrata poczucia bezpieczeństwa przez dziecko, co niemal zawsze jest widoczne (przynajmniej dla specjalisty). Mechanizm jest dość prosty: kiedy dorosły nie potrafi postawić konkretnej granicy i ulega złym zachowaniom lub kaprysom dziecka (na przykład w kwestii długości przesiadywania przed telewizorem czy komputerem, w kwestii zakupów i innego rodzaju zachcianek, godziny powrotu do domu, kulturalnego zachowania, grzecznych odpowiedzi itd.), jest ono na pozór zadowolone — „kręci” opiekunami w dowolny sposób, jak mu się podoba. Jednak bilans emocjonalny takiego dziecka jest zdecydowanie ujemny. Otrzymuje ono bowiem pośrednio informację: „Twój opiekun, ten, który powinien cię bronić i strzec, jest słabszy od ciebie”. Nic dobrego dla dziecka z tego nie wynika: spada jego poczucie bezpieczeństwa. Właśnie takie dzieci często bywają u mnie w gabinecie terapeutycznym, skarżąc się na różnego rodzaju lęki.
Kiedy opiekun potrafi łagodnie, ale jednak stanowczo i konsekwentnie stawiać granice i wymaga dla siebie szacunku, dziecko trochę pomarudzi, być może, będzie próbowało się buntować (jest to znak dobrze postawionej granicy!), jednak ostatecznie podporządkuje się i... poczuje bezpiecznie, bo ten, kto się nim opiekuje, jest silny i godny zaufania — „nic ci nie zagraża, skoro masz obok kogoś silniejszego od ciebie”.
Podsumujmy zatem: jeśli dziadkowie ulegają wnuczkom, bo nie są wystarczająco silni, aby im się przeciwstawić, to dzieci zawsze będą traciły poczucie bezpieczeństwa (może się to odbijać w ich psychice dużo później, i to w sytuacjach zupełnie niezwiązanych z pobytem u dziadków) oraz prawdopodobnie będą miały z roku na rok coraz mniej szacunku do swych wakacyjnych opiekunów.
Najgorsza jednak sytuacja ma miejsce wtedy, kiedy dziadkowie mniej lub bardziej świadomie podważają autorytet jednego lub obojga rodziców. Dzieje się tak, gdy dziadkowie nie zgadzają się z opiniami ojca i (lub) matki, mówiąc o tym dzieciom wprost lub nawet nie mówiąc, ale „po kryjomu” pozwalając na coś, na co „źli rodzice” nigdy by się nie zgodzili. Niekiedy dziadkowie potrafią nawet rywalizować z rodzicami o serca dzieci, próbując je w różny sposób „przekupić”. Nie trzeba posiadać wiedzy pedagogicznej, żeby sobie wyobrazić, jakie spustoszenie w psychice i świecie dziecka czyni taka postawa! Uderza ona w najważniejszą osobę dla dziecka: własnego rodzica, co zawsze niesie ze sobą bardzo złe konsekwencje.
Cóż zatem robić? Najpierw próbujmy rozmawiać z dziadkami, jasno przedstawiając swoje oczekiwania i zasady. Czasem taka rozmowa wystarcza, dość często jednak nie skutkuje.
Jeśli dziadkowie mają „za miękkie serca” i nie potrafią się przeciwstawić dzieciom, będziecie Państwo musieli skrócić pobyty waszych dzieci u dziadków — ponieważ korzyści wynikające z tych wakacyjnych wyjazdów będą zbyt małe w stosunku do szkody, jaką dzieci ponoszą. Podczas krótszych, maksymalnie dwutygodniowych, pobytów złe zachowania i nawyki nie utrwalą się i zauważycie Państwo, że dzieci u dziadków funkcjonują na ich zasadach, jednak po powrocie do domu szybko dostosowują się z powrotem do Państwa warunków. Taki krótkotrwały pobyt nie jest dla dzieci niebezpieczny.
Gdyby jednak dziadkowie podważali Wasz autorytet (podkreślam, że to nie musi się odbywać wprost, na poziomie werbalnym) lub wręcz rywalizowali z Wami, to stanowczo odradzam pozostawianie dzieci sam na sam z dziadkami, nawet na bardzo krótkie okresy. Żadne korzyści nie zrównoważą strat związanych z utratą Waszego autorytetu. Trudno, dziadków będzie można odwiedzać tylko całą rodziną, zwracając uwagę na to, czy Państwa autorytet nie jest podważany. Gdyby jednak zdarzało się to nawet i w Waszej obecności (na przykład: Państwo mówicie dzieciom „nie”, a dziadkowie i tak pozwalają na coś, co według Was nie powinno mieć miejsca; dziadkowie krytykują otwarcie przy dzieciach Wasze decyzje lub też zauważycie, że córki zaczynają prowadzić swego rodzaju grę między Wami a dziadkami), zalecałbym stanowczo ograniczyć do minimum kontakty wnuczek z dziadkami. Tu przecież chodzi o rzeczywiste dobro Waszych dzieci!
Serdecznie Państwa pozdrawiam i życzę konsekwencji wobec dzieci i... dziadków.
Marcin Gajda
opr. mg/mg