Dlaczego samo wspominanie o Józefie Mackiewiczu było w PRL absolutnie zakazane?
Adam Michnik nazwał kiedyś Józefa Mackiewicza "zoologicznym antykomunistą". W zamierzeniach naczelnego "Wyborczej" miało to być skrajnie obraźliwe określenie. Gdy jednak spojrzy się na burzliwe życie wileńskiego nonkonformisty, można dojść do przekonania, że naszemu czołowemu współczesnemu "autorytetowi moralnemu" zupełnie nieświadomie wyszedł komplement pod adresem nielubianego pisarza.
"Świetny pisarz, straszny antykomunista z absolutną manią. Dla niego agentem sowieckim był nawet Papież i nie wiadomo kto" - tak Józefa Mackiewicza opisywał Stefan Kisielewski w swoim "Abecadle Kisiela". I nie jest to wcale przesadzona opinia. Dla wielu Mackiewicz był osobą wyklętą, inni uważali go za wcielenie niezłomności i traktowali nieomal jak przedmiot kultu. Na pewno jednak nie wzbudzał ambiwalentnych uczuć. Dziwne więc, że dzisiaj pozostaje prawie zupełnie zapomniany, choć jest ostatnią z osób, która zasługuje na takie traktowanie.
Przychodzi na świat 1 kwietnia 1902 roku w Sankt Petersburgu, ale w wieku pięciu lat przenosi się wraz z rodzicami do Wilna. Jako niespełna siedemnastoletni uczeń VI klasy gimnazjum Mackiewicz zaciąga się ochotniczo na wojnę polsko-bolszewicką. Od najmłodszych lat pasjonuje go przyroda. Mimo że nie kończy podjętych w 1921 roku studiów przyrodniczych, unaoczniają mu one - jak powie później - całą niedorzeczność wszelkich nacjonalizmów.
Miłość do ptaków przegrywa jednak z publicystycznym zacięciem. W 1923 roku rozpoczyna pracę w wileńskim dzienniku "Słowo" redagowanym przez starszego brata Stanisława Cata Mackiewicza.
Marzy o reaktywacji Wielkiego Księstwa Litewskiego, związanego politycznym sojuszem z Polską i Ukrainą. Wierzy, że takie państwo ma szanse zaistnieć, o ile zamieszkująca je mieszanka narodów będzie potrafiła zrezygnować z wszelkich nacjonalizmów. Sam określa się jako obywatel Księstwa narodowości polskiej.
Wybuch II wojny światowej brutalnie weryfikuje marzenia Mackiewicza o "idei krajowej".
Jego ukochane Wilno w krótkim czasie przeżywa aż trzy okupacje. 17 września 1939 roku do miasta wkracza Armia Czerwona, dwa miesiące później zajmują je Litwini. Mackiewicz wydaje polską "Gazetę Codzienną", w której nawołuje Polaków i Litwinów do historycznego porozumienia. Ułuda trwa bardzo krótko - władze litewskie nie chcą odbudowy Wielkiego Księstwa, lecz stawiają na nacjonalizm.
W czerwcu 1940 roku Litwę zajmują Sowieci. Mackiewicz trafia na przesłuchanie NKWD, ale nie zostaje aresztowany. Obawa przed powtórnym zatrzymaniem zmusza go do "zaszycia" się w Czarnym Borze koło Wilna, gdzie pracuje jako drwal i woźnica.
Rok później do miasta wkraczają Niemcy. Mackiewicz kategorycznie odrzuca propozycję niemieckich okupantów, by wydawał pismo w języku polskim. Popełnia jednak błąd: publikuje trzy teksty w okupacyjnym polskojęzycznym "Gońcu Codziennym". Wszystkie stanowią opis niedawnej okupacji sowieckiej i nic ponadto. To jednak wystarcza, by został oskarżony o kolaborację - z zarzutem tym będzie musiał zmagać się przez całe swoje dalsze życie - i skazany na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Podziemny AK.
Ale w obronę dobrego imienia Mackiewicza angażuje się część akowskiego podziemia, w tym pisarz Sergiusz Piasecki, któremu zlecono przygotowanie wykonania wyroku. Pojawia się także informacja, że niektórzy oskarżyciele Mackiewicza to byli bolszewiccy współpracownicy. Ostatecznie wyrok zostaje zawieszony przez dowództwo okręgu wileńskiego AK.
"Oskarżenia o kolaborację pochodziły z tych samych kół, które miały z Mackiewiczem na pieńku w okresie 1939-1940, czyli szlak już był przetarty. Kiedy nad jednym z najwybitniejszych polskich powieściopisarzy sprawuje się sąd kapturowy, bez prawa obrony, warto chyba zastanowić się, jakie poglądy w swoich pismach głosił, jak też, kim byli jego oskarżyciele" - napisał po latach Czesław Miłosz.
W 1943 roku niemieckie władze zapraszają Mackiewicza do Katynia na ekshumację zwłok polskich oficerów. Udaje się tam za zgodą polskich władz podziemnych. W tym samym roku przypadkowo jest świadkiem mordu na żydach, dokonanego przez hitlerowców na stacji Ponary.
W 1944 roku ucieka do Warszawy przed nadciągającymi Sowietami. W stolicy po raz kolejny naraża się środowisku niepodległościowemu. Przestrzega przed zagrożeniem ze strony Rosji Radzieckiej: "Strzelanie do agentów gestapo to akt samoobrony koniecznej. Wysadzanie pociągów z amunicją przeznaczoną do walki z bolszewikami to świadectwo niedojrzałości politycznej". Uważa, że jedyną szansą na uniknięcie okupacji sowieckiej jest utrzymanie przez Niemców frontu wschodniego do czasu ich kapitulacji przed zachodnimi aliantami.
Po latach będzie oskarżał środowisko akowskie o zbytnie skupienie się na walce z niemieckim okupantem, przy jednoczesnym moralnym rozbrojeniu narodu wobec wroga ze Wschodu.
W 1945 roku Mackiewicz z żoną Barbarą Toporską przedostaje się na Zachód. W Rzymie publikuje białą księgę na temat zbrodni katyńskiej, a wkrótce potem reportaż "Ponary-Baza" o mordzie na żydach wileńskich. Zdaniem Czesława Miłosza, dopóki istnieć będzie literatura polska, dopóty te dwie relacje będą miały w niej zapewnioną nieśmiertelną pozycję.
Po kilkuletnim pobycie w Londynie Mackiewiczowie przenoszą się w 1955 roku do Monachium.
Polska jest dla pisarza państwem znajdującym się pod okupacją. Nie wierzy w możliwość pokojowej ewolucji komunizmu. Potępia próby jakiegokolwiek porozumienia z komunistami. Liberalizacje wewnątrzustrojowe są dla niego jedynie próbą osiągnięcia doraźnych korzyści przez władzę ludową. Krytykuje "Tygodnik Powszechny", chrześcijańskich posłów z koła "Znak", KOR, częściowo także "Solidarność", a nawet politykę Prymasa Wyszyńskiego wobec komunistów. Jest przekonany, że ich "quasi-opozycyjna" działalność w niczym nie zmienia stanu rzeczy i odbywa się w całości pod kontrolą komunistów. - Z czerwonymi nie może być żadnych układów i ustępstw - przekonuje.
Z takim podejściem do PRL-u staje się wrogiem numer jeden komunistycznej nomenklatury. Imię Mackiewicza jest absolutnie zakazane, a polska cenzura zwalcza go jak nikogo innego.
Pisarz rewanżuje się znienawidzonemu ustrojowi swoimi książkami: "Drogą donikąd", w której opisuje koszmar sowieckiej okupacji Litwy, czy słynną "Kontrą" przedstawiającą losy Kozaków dońskich walczących po stronie Niemiec, a następnie wydanych Sowietom przez aliantów.
"Zwycięstwo prowokacji" przysparza mu nowe rzesze wrogów. Wskazuje w niej przyczyny ekspansji komunistycznej i poddaje miażdżącej krytyce kompromis z komunistami, nazywając go pogardliwie "polrealizmem". "Katastrofa, to nie śmierć połowy ludzkości w wojnie atomowej. Katastrofa, to życie całej ludzkości pod panowaniem ustroju komunistycznego" - pisze.
Nie waha się krytykować z imienia konkretnych osób. Każdy, kto według niego jest zbyt uległy wobec komunistów, czy chociażby za mało radykalny (tak jak Radio Wolna Europa czy paryska "Kultura"), ten musi liczyć się z mackiewiczowską ripostą.
Ale płaci za swoją bezkompromisowość wysoką cenę. Jest atakowany przez wpływową część polskiej emigracji, a niektóre wydawnictwa bronią się przed drukowaniem pisarza. Stąd jego permanentne problemy finansowe - przez czterdzieści lat emigracji żyje w wielkiej biedzie i niedostatku.
"Do Mackiewicza nikt nie chciał się przyznać i dlatego, że taki literacko zacofany, i dlatego że okropny reakcjonista, ale czytali, aż im się uszy trzęsły. I moim zdaniem pobił swoich współzawodników piszących bardziej wyszukaną prozą. Pobił artystycznie" - pisał Czesław Miłosz.
Paradoksalnie, w tym samym czasie, gdy Mackiewicz żyje na skraju nędzy, krytycy literaccy pieją z zachwytu nad jego twórczością, porównując ją do dzieł wielkich klasyków literatury rosyjskiej. I tutaj kolejny paradoks - jedynymi odważnymi i obiektywnymi recenzentami twórczości Mackiewicza okazują się emigracyjni rosyjscy pisarze, którzy wysuwają jego kandydaturę do Literackiej Nagrody Nobla. Ale pisarz jest zbyt kontrowersyjny, by mógł być brany pod uwagę przez szwedzką Akademię.
Umiera w Monachium 31 stycznia 1985 roku, nie doczekawszy się uznania.
Dziś nadal zapomniany, a przez wielu programowo ignorowany, odzyskuje powoli należne miejsce w panteonie polskiej literatury. Z pewnością przyczyniło się do tego grono współczesnych pisarzy i krytyków literackich (m.in. Ryszard Legutko, Włodzimierz Odojewski, Kazimierz Orłoś, Rafał Ziemkiewicz, Jacek Trznadel), które co roku przyznaje nagrodę literacką jego imienia. Najważniejszym kryterium, jakie musi spełnić nagrodzone dzieło, jest "dążenie do prawdy, nawet wbrew niesprzyjającym okolicznościom". Tak właśnie postępował Mackiewicz, pozostając zawsze w zgodzie z własnymi słowami: "Jedynie prawda jest ciekawa"...
opr. mg/mg