Dywizjon 303 to jeden z najbardziej wsławionych polskich oddziałów militarnych w historii
Dywizjon 303 był jednym z dziesięciu dywizjonów myśliwskich lotnictwa polskiego zorganizowanych w czasie II wojny światowej w Wielkiej Brytanii. Winston Churchill powiedział o nich: „Nigdy w dziedzinie ludzkich konfliktów tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym”. I miał absolutną rację. Wśród asów Dywizjonu 303 był Mirosław Ferić, który większość życia spędził w Ostrowie Wielkopolskim.
To jego pamiętnik zainspirował Arkadego Fiedlera do napisania książki znanej nam pod tytułem „Dywizjon 303”, na podstawie której napisano scenariusz jednego z dwóch niedawno nakręconych filmów o słynnej jednostce. Mirosław Ferić prowadził pamiętnik od 1939 roku do swojej śmierci. Była to tak naprawdę kronika Dywizjonu 303, bo znajdowały się w nim nie tylko wpisy jego i innych polskich lotników, ale również listy do jednostki, wycinki z gazet oraz wpisy innych osób, m.in. Władysława Sikorskiego i króla brytyjskiego Jerzego VI. Jak podkreślają Marek i Arkady Radosław Fiedlerowie we wstępie do właśnie wydanej książki: „Nieustępliwy w powietrznej walce, Ferić równie zawzięcie ścigał kolegów po lotnisku i podtykał im zeszyt, w którym musieli zdawać relację z dopiero stoczonych walk. Kiedy Ferić zginął w lutym 1942 roku, prace nad kroniką kontynuowali inni. Dziś przechowywana jest ona w Instytucie Polskim im. gen. Władysława Sikorskiego w Londynie. Nasz ojciec chętnie sięgał do tych zapisków, czerpiąc z nich cenną wiedzę faktograficzną potrzebną przy pisaniu Dywizjonu 303”. Dodam jeszcze, że książkę Fiedlera czytano w okupowanej Polsce już w 1943 roku i wzmacniała ducha oporu, tchnęła w serca nadzieję.
Bitwa o Anglię to pierwsza kampania II wojny światowej toczona wyłącznie za pomocą lotnictwa, niemieckie Luftwaffe wystąpiło przeciwko brytyjskiemu RAF-owi. Dowódca Luftwaffe Hermann Goering obiecał Hitlerowi, że w miesiąc rzuci Anglię na kolana. - Armia brytyjska w 1940 roku nie była w stanie przeciwstawić się potężnej armii niemieckiej. Lotnictwo brytyjskie również było słabe, jedynie flota brytyjska była silniejsza od niemieckiej, jednak można ją było unieszkodliwić przy pomocy lotnictwa. Niemcy posiadali wówczas najlepsze lotnictwo w świecie - tak oceniał sytuację płk Witold Urbanowicz z Dywizjonu 303. Od 10 lipca do 31 października 1940 roku trwały najintensywniejsze naloty na Anglię odbywające się w czasie dnia. Anglicy ponosili coraz większe straty i wydawało się, że Niemcy ich pokonają.
W takich okolicznościach dowództwo lotnictwa brytyjskiego zdecydowało się zaangażować do walki z Niemcami polskich pilotów z Dywizjonu 303, zwanych „Rafałkami”, to pseudonim nadany od liter kodowych jednostki RF. Trzeba od razu przyznać, że zmusiła ich sytuacja, bo nie wierzyli w możliwości Polaków. Natomiast polscy lotnicy przed II wojną światową w większości byli szkoleni w Szkole Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie, nazywanej też Szkołą Orląt. A ona stawiała kandydatom na pilotów bardzo wysokie wymagania.
Dywizjon 303 zorganizowano w Polskiej Bazie Lotniczej w Blackpool w sierpniu 1940 roku, z pilotów, którzy po upadku kampanii wrześniowej przedostali się do Anglii i chcieli walczyć dalej. Pierwszym polskim dowódcą dywizjonu został mjr Zdzisław Krasnodębski, a dowódcą angielskim Ronald Kellet. W skład Dywizjonu 303 oprócz Polaków wchodziło też kilku Anglików i Czech Józef František.
Na ich samolotach malowano godło 111 Eskadry Lotniczej, której tradycje kontynuował Dywizjon 303. Różniło się ono od później zatwierdzonej odznaki z charakterystycznymi skrzyżowanymi dwoma kosami i czapką krakuską, brakowało na nim liczby „303”.
Dywizjon 303 wszedł do bitwy o Anglię w jej decydującej fazie i walczył przez 43 dni, od 30 sierpnia do 11 października 1940 roku. Zadziwił świat, szczególnie Anglików, swoją bitnością. Pierwsze zwycięstwo dywizjonu miało miejsce 30 sierpnia 1940 roku, jeszcze przed oficjalnym uzyskaniem gotowości bojowej. Podczas lotu treningowego Ludwik Paszkiewicz zestrzelił myśliwiec Messerschmitt Bf 110. Następnego dnia dywizjon oficjalnie skierowano do walki. Jak podaje Arkady Fiedler w bitwie o Anglię Dywizjon 303 zestrzelił trzykrotnie więcej przeciwników niż przeciętnie każdy z dywizjonów alianckich. A przy tym miał trzykrotnie mniej własnych strat w stosunku do strat innych dywizjonów. Dywizjon 303 miał na swoim koncie w 1940 roku 126 zestrzeleń samolotów niemieckich, W sumie Polacy ze wszystkich dywizjonów tylko we wrześniu 1940 roku mieli 121 zestrzeleń, przy 846 przez resztę Królewskich Sił Lotniczych RAF. Nic więc dziwnego, że polscy lotnicy byli wtedy na ustach wszystkich Brytyjczyków, wtedy, bo już po zakończeniu wojny o nich zapomniano. Oprócz bitwy o Anglię polscy piloci uczestniczyli również w: obronie wybrzeża (1940 - 45), nalotach na Niemcy, transportach dla ruchów oporu w okupowanych krajach Europy - w tym do Polski, w inwazji aliantów we Francji (1944) i w walkach w Tunezji.
Wśród najlepszych pilotów polskiego dywizjonu był wspomniany już Mirosław Ferić, który większość swojego 27-letniego życia spędził w Ostrowie. Jego ojciec był Chorwatem, a matka Polką. Mirosław urodził się 17 czerwca 1915 roku w miejscowości Travnik koło Sarajewa na terenie obecnej Bośni i Hercegowiny. Oboje rodzice, Ivan i Zofia z domu Babińska, byli z zawodu nauczycielami. Po śmierci ojca w czasie I wojny światowej, w 1919 roku Zofia Ferić zdecydowała się na powrót do Polski i zamieszkała w Ostrowie Wielkopolskim. Mirosław uczęszczał tu do Szkoły Powszechnej im. Tadeusza Kościuszki, potem do Państwowego Gimnazjum Męskiego. W maju 1935 roku zdał maturę, a potem odbył kurs unitarny w Szkole Podchorążych Piechoty w Różanie i przyjęty dostał się do Szkoły Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie. Po promocji na podporucznika pilota w 1938 roku przydzielony został do 111 Eskadry Myśliwskiej w III/1 Dywizjonie Myśliwskim 1 Pułku Lotniczego. Rok potem Ferić brał udział w walce z niemieckimi Bf 110 nad Warszawą. Kiedy w 1940 roku dotarł do Anglii 2 sierpnia przydzielony został do Dywizjonu 303 formującego się w Northolt. Po przeszkoleniu od 31 sierpnia latał bojowo. Już w tym dniu zestrzelił nad Biggin Hill na pewno Bf 109.
Mirosław Ferić 14 lutego 1942 roku wystartował na Spitfirze VB RF-K (BL432) na lot treningowy. W okolicach lotniska samolot rozpadł się w powietrzu. Pilot zginął na miejscu. Jego ciało złożono 19 lutego na cmentarzu Northwood Cemetery w Northwood. Porucznik Ferić odznaczony został Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari, dwukrotnie Krzyżem Walecznych, Medalem Lotniczym, Polowym Znakiem Pilota i Distinguished Flying Cross. Był jednym z pięciu pierwszych lotników polskich, którym je nadano.
Jego związki z Ostrowem nie skończyły się w momencie, gdy wyjechał z miasta. Tu nadal mieszkała jego matka, która pracowała jako nauczycielka. W 1981 roku jego imię nadano jednej z ulic miasta, potem z inicjatywy oddziału Polskiego Towarzystwa Archeologicznego i Numizmatycznego wybito okolicznościowy medal. Pierwsze egzemplarze otrzymali: matka pilota Zofia i brat Zwonimir. W 1984 roku został wybrany patronem Szkoły Podstawowej nr 11, a w 2006 roku jego portret zawieszono w galerii wybitnych uczniów i profesorów I Liceum Ogólnokształcącego. W 100. rocznicę jego urodzin nadszedł czas na tablicę umieszczoną na domu przy ulicy Partyzanckiej, tam gdzie mieszkał. Wtedy Ostrów odwiedził jego syn Philip Methuen.
Philip urodził się na pięć miesięcy przed śmiercią ojca Mirosława Ferića, który w czasie wojny związał się z Angielką. Ferić zdążył jeszcze przesłać zdjęcie niemowlaka do rodziny w Polsce. Jeden z braci Mirosława próbował potem odszukać bratanka w Anglii, bezskutecznie. Rodzina pomyślała, że jego matka wyszła ponownie za mąż i zmieniła nazwisko. Przyczyna była inna. Matka Philipa zginęła podczas niemieckiego nalotu, a dzieckiem zaopiekowała się jedna z ciotek. Teraz Philip doskonale wie kim był jego ojciec i bardzo żałuje, że nie może przeczytać jego pamiętnika, nie zna języka polskiego.
Na koniec jeszcze o filmach, które pojawiły się w sierpniu i we wrześniu w naszych kinach. Pierwszy z nich to polsko-brytyjska koprodukcja „303. Bitwa o Anglię” z Iwanem Rheonem i Marcinem Dorocińskim w rolach głównych i w reżyserii Davida Blaira. We wrześniu do kin trafił też polski film „Dywizjon 303. Historia prawdziwa” w reżyserii Denisa Delića. Jego scenariusz próbowano napisać w oparciu o książkę Arkadego Fiedlera. Tylko co z niej pozostało? Nie będę porównywać obu filmów, przyznam, że udało mi się obejrzeć tylko ten drugi. Według widzów jego plusem są niezłe sceny starć samolotowych. Resztę proszę ocenić samemu. Zdania są jak zwykle podzielone. Jednak film „Dywizjon 303. Historia prawdziwa” warto obejrzeć z jednego względu, przypomina o ważnym momencie naszej historii, z którego możemy być dumni. Tam w Anglii dzięki naszym lotnikom był kawałek Polski.
opr. mg/mg