Parafianie bez społecznego przydziału

Rozmowa z prof. Markiem Szczepańskim na temat problemu bezrobocia

— Czy to dobrze, że Kościół angażuje się w problem bezrobocia?

Bardzo dobrze, ponieważ bezrobocie jest dzisiaj fundamentalnym problemem województwa śląskiego i całej Polski. Towarzyszą mu dwa zjawiska — szybko narastająca bieda oraz gwałtowny wzrost różnorakich patologii społecznych. Powiedziałbym brutalnie i przesadnie, że Polska ma wielkie sukcesy jeśli chodzi o pościg za Unią Europejską pod względem zjawisk patologicznych, natomiast znacznie gorzej wychodzi nam dążenie do niskiego wskaźnika bezrobocia czy wysokiego wskaźnika produktu krajowego brutto. Zacznę od banalnej obserwacji socjologa. Człowiek, który pozostaje bez pracy więcej niż jeden rok, czyli długotrwale bezrobotny, często ma skłonności np. do nadużywania alkoholu. Z każdej setki długotrwale bezrobotnych aż 65 nadużywa alkoholu. W grupie osób posiadających pracę, wskaźnik ten jest pięcio-, sześciokrotnie niższy. Jest pani poetką, więc przywołam Baudelaire'a i jego „Kwiaty zła”: „nuda to smętny owoc braku ciekawości”. Człowiek bezczynny, zwłaszcza młody, jest skazany na brak ciekawości. Kumuluje się w nim agresja, frustracja, czuje się zbędny, następuje jego degradacja psychologiczna i staje się, jak ja to nazywam „człowiekiem bez społecznego przydziału”.

— Co powinien robić bezrobotny, żeby nie stać się takim człowiekiem?

Niewielu dobrze sobie radzi. Przypomnę, że poziom bezrobocia osiągnął już 15,8 proc. w skali państwa, a w województwie śląskim przekroczył 13,3 proc. i bardzo szybko zbliża się do średniej krajowej. W woj. śląskim żyje 287 tys. osób bez pracy, i jest to największa, po mazowieckim, liczba bezwzględna bezrobotnych skupionych na dodatek na niewielkim skrawku ziemi. Chcę podkreślić, że ponad 60 proc. z nich to kobiety. To paradoks socjologiczny, że kobiety statystycznie są lepiej wykształcone niż mężczyźni, a mimo to stanowią rdzeń bezrobotnych. A jeśli już mają pracę, to wielkość ich poborów jest statystycznie o 30 proc. niższa niż w grupie pracujących mężczyzn.

— Ksiądz Arcybiskup sugeruje wynagradzanie kobiet zajmujących się gospodarstwem domowym.

Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania, choć chciałbym, aby ta praca była jednoznacznie dowartościowana i doceniana. Polska przeżywa bardzo szybkie starzenie demograficzne. Wciąż jesteśmy młodsi od Unii Europejskiej, ale przyrost naturalny jest ujemny, a — to okropny termin! — dzietność kobiet spada. Aby odtwarzać w sensie socjologiczno-demograficznym struktury z ograniczonym starzeniem, potrzeba, aby dzietność wynosiła 2,1 dziecka. Tymczasem dzietność polskich kobiet równa jest dzisiaj 1,5, a to oznacza przyśpieszone starzenie społeczeństwa. Jeśli zatem kobieta czy mężczyzna chcą się poświęcić wychowaniu dzieci, to powinni mieć szansę półetatowej realizacji w firmie, a jednocześnie nadzieję na finansowe dowartościowanie za opiekę nad dziećmi. Często mężczyźni, zwłaszcza z patriarchalnych rodzin, z nonszalancją podchodzą do pracy kobiet. A przecież to przede wszystkim matka przygotowuje dzieci do ról społecznych.

— W rodzinach bezrobotnych rodzice przekazują dzieciom brak motywacji do działania.

W socjologii najbardziej boimy się tzw. biedy dziedziczonej. Po raz pierwszy nazwano to „syndromem somalijskim”, przyglądając się życiu Somalijczyków skupionych w obozach dla uchodźców. Kolejne generacje dzieci nie uczyły się, jak wyjść z tego zaklętego kręgu, tylko do perfekcji opanowały sztukę korzystania z pomocy międzynarodowej. Na naszych oczach tworzy się w Polsce nowa podklasa społeczna ludzi biednych, których dzieci są znakomitymi „prawnikami biedy”, tzn. opanowały sztukę funkcjonowania, opierając się na instytucjach pomocowych wszystkich szczebli.

— Czy w woj. śląskim można mówić o rejonach zamieszkanych przez takich ludzi?

To przede wszystkim stare, tradycyjne dzielnice robotnicze. Dzisiaj, na skutek likwidacji „gruby” bądź huty dobrodziejki, zachwiał się mikrokosmos ich mieszkańców. Upadek kopalni to nie upadek zwykłego zakładu pracy, to często upadek centrum ustalonych wartości, które organizowały życie od kolebki po metaforyczny grób. Dla mnie, kiedy przyjechałem tu przed 25 laty, było to zaskakujące. Wcześniej, w Częstochowie, żyłem w świecie kamienic, klasztoru, a tu trafiłem na miejsca — mity społeczne, gdzie wszystko koncentrowało się wokół kopalni. Niestety, oprócz Załęża, Szopienic czy Lipin znajduję również obszary nowej biedy. Przeprowadzając badania w jednym z miast, przypadkowo dowiedziałem się, że w którymś sklepie osiedlowym prowadzone są zeszyty dłużne. W innych sklepach było podobnie. Mieszkańcy kupowali tu na kredyt chleb, margarynę i spłacali dług, gdy dostali emeryturę lub wypłatę. I kolejny paradoks, bo wszyscy myślimy, że bieda jest wyłącznie stara, emerycka, a okazuje się, że jest także młoda. Mam tu na myśli bezrobocie absolwenckie, nie tylko uczniów szkół zawodowych. Jesteśmy świadkami gwałtownie przyrastającej liczby osób bez pracy po ukończeniu szkół wyższych. Jeszcze kilka lat temu bezrobocie w tej grupie wynosiło 2 proc., dzisiaj już 6 proc. To demoralizujące, bo marnuje się ogromne inwestycje finansowe i intelektualne.

— Co według Pana Profesora, było najistotniejsze w liście Arcybiskupa Katowickiego?

Sugestia, by wrócić do tradycyjnego duszpasterstwa, w którym kapłan z empatią obcuje z tymi „parafianami bez społecznego przydziału”. Jego powinnością, oprócz roli duszpasterskiej, jest zerwanie z jakąkolwiek formą izolacji wobec tego bardzo realnego świata bezrobocia, który stanowi 16 proc. społeczeństwa. Ksiądz Arcybiskup nie dość, że w bardzo udany socjologicznie sposób podejmuje problem bezrobocia, to również przewartościowuje rolę Kościoła w społecznościach lokalnych. W tej chwili istnieją dwa światy aktywności obywatelskiej: szkolne komitety rodzicielskie i grupy skupione wokół parafii. W tym kontekście rola duszpasterza, zwłaszcza autorytetu moralnego, jak go socjologowie nazywają — gwiazdy socjometrycznej, jest nie do przecenienia.

— Jakie są drogi wyjścia?

Trzeba jasno powiedzieć, że przyszłość tego regionu, jak i całej Polski, leży w rozwoju usług. Dzisiaj 47 osób z każdej setki mieszkańców naszego województwa pracuje w tym sektorze. W krajach Unii Europejskiej w usługach zatrudnionych jest 71 osób na 100, a w USA nawet 80. Ta różnica jest zatem ogromna. Myślę o dwóch kategoriach usług: tradycyjnych, bo zawsze potrzebni będą szewcy, kominiarze, handlowcy, ale także o usługach nowoczesnych: edukacyjnych, medycznych, ubezpieczeniowych, handlu nieruchomościami. Zamożne regiony Europy nie żyją dziś z kopalń i hut, dlatego etos ciężkiej pracy fizycznej należy dopełnić etosem ciężkiej pracy umysłowej. Już wkrótce świat będzie się dzielił nie tylko na bogatych i biednych, ale na tych, którzy są w sieci komputerowej lub z niej są wyłączeni. Ważne będą prawie nieznane usługi, takie jak: e-biznes, e-commerce, czyli obsługa biznesowa i handlowa przez Internet, czy telepraca. Jestem przekonany, że nad Rawą powinna powstać rodzima odmiana Krzemowej Doliny. Nie powtórzymy sukcesu Silicon Valley z Ameryki, ale należy propagować nowy typ myślenia gospodarczego.

— Wróćmy do bezrobotnych.

Bezrobotni muszą także pomagać sobie sami. Trzeba na przykład stale się dokształcać. Stajemy się dziećmi Proteusa, bożka morskiego, mitologicznego symbolu ciągłych przeobrażeń. Musimy być zatem przygotowani do kilkukrotnych w ciągu życia zmian zawodu. Istotny jest też wymiar psychologiczny — jeśli w głowach ludzi nie zrodzi się pragnienie sukcesu, to on do nich nie przyjdzie. Równie ważny jest wymiar prawny. Żeby tworzyć nowe miejsca pracy, potrzeba kredytów. Bez systemu kredytowania nie ma szans, by ludzie napisali swój własny biznesplan i podjęli wysiłek pomocy samemu sobie. Dlatego prawo powinno ulec zmianie, bodźcami finansowymi motywując przedsiębiorców do tworzenia nowych miejsc pracy. To paradoks, że w kraju o tak wysokiej stopie bezrobocia, stopy kredytowe należą do najwyższych w Europie, że prawo jest nieprzyjazne przedsiębiorcom. Bezrobotnym trzeba pomagać, ale jestem bezwzględnym przeciwnikiem rozdawnictwa i biernych form wsparcia dla nich, bo to demoralizuje. Zawsze będę za poszukiwaniem kontraktowości wsparcia, tzn. układu — dostajesz pomoc, ale musisz coś zrobić, przygotować jakiś pomysł na swoje życie profesjonalne. Ważne jest zajęcie się problemem bezrobocia na poziomie gminy. Na szczęście w tym roku dowartościowano finansowo aktywne formy działania samorządów lokalnych, gdyż dostały one 80 proc. funduszów przeznaczanych na ten cel, a Krajowy Urząd Pracy — 20 proc. Samorządowcy najlepiej wiedzą, na co je wydać, być może np. na sezonowe roboty publiczne, przekwalifikowania czy tworzenie nowych miejsc pracy. Samorządy powinny też przygotować się do agresywnego marketingu, jeśli chodzi o miejsca pod inwestycje, stale przyciągać zagranicznych i rodzimych inwestorów.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama