Królestwo Boże to królestwo wartości, królestwo wiary - nie doczesne państwo. Jednak nie może ono pozostawać bez wpływu na doczesne państwo - oskarżenia o "mieszanie się Kościoła w politykę" oparte są na niezrozumieniu jego roli
U kresu roku liturgicznego przeżywamy uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Uroczystość, która — jak mówią teksty liturgiczne — odsłania nam Jego królestwo: prawdy, pokoju, miłości i zbawienia. Jest to królestwo na miarę człowieka, jego sensu życia, jego otwarcia się na nieskończoność. Jest to królestwo ponadczasowe.
Jako takie staje się ono domeną wiary. W bieżącym roku ów splot myślenia o królestwie wartości na miarę człowieka i wiary w to, że takie królestwo jest możliwe, więcej, że jest ono nam zadane, pojawia się u kresu Roku Wiary. W ten sposób być może papież Benedykt XVI projektując ten rok głębokiego i intensywnego itinerarium we wnętrze naszego wspólnotowego i przede wszystkim osobistego „wierzę”, chciał nam powiedzieć, że wiara jest wydarzeniem, które się dokonało, dokonuje i jest otwarte na przyszłość.
W liturgicznym cyklu czytań mszalnych na uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata pojawia się to wyjątkowo wyraziście — Chrystus staje przed sądem Piłata.
To przesłuchanie Boga przez człowieka jest wyzwaniem dla naszej wiary. Wyzwaniem niezwykle dramatycznym, które sprawia, że możemy niejako znów stanąć u progu bramy wiary. W niezapomnianym wywiadzie z Janem Pawłem II Vittorio Messori pytał: „Wiara zapewnia, że Bóg jest wszechmocny. Dlaczego więc nie usunął On i nadal nie usuwa zła ze stworzonego przez siebie świata? Czy nie mamy tu do czynienia z jakąś «bezradnością Bożą», o której mówią także osoby o szczerej, choć udręczonej religijności?”(Przekroczyć próg nadziei).
Warto wsłuchać się w papieską odpowiedź, która najpierw dotyka spojrzenia na ludzką wiarę w perspektywie jakby mało zauważanej — w przestrzeni wolności i miłości. Jan Paweł II mówił: „Owszem, można powiedzieć, że Bóg jest «bezradny» wobec ludzkiej wolności. Rzec można, iż Bóg płaci za ten wielki dar, jakim obdarzył tę istotę, którą stworzył «na swój obraz i podobieństwo» (por. Rdz 1, 26). Pozostaje wobec tego daru konsekwentny. I dlatego staje wobec sądu człowieka, wobec uzurpatorskiego trybunału, który zadaje Mu prowokacyjne pytania: «Czy to prawda, że Ty jesteś królem?» (por. J 18, 37), «Czy to prawda, że wszystko, co się dzieje w świecie, w dziejach Izraela, w dziejach wszystkich narodów, zależy od Ciebie?»”.
Ale dalej wyjaśnia, że respektowanie przez Boga ludzkiej wolności, które jest wyrazem nieskończonej miłości Boga, może stać się nadzieją dla człowieka. „Tak więc znajdujemy się w samym centrum historii zbawienia. Sąd nad Bogiem staje się sądem nad człowiekiem. Wymiar Boski i wymiar ludzki tego wydarzenia spotykają się z sobą, przecinają i zagęszczają. Nie można jednak w tym punkcie się nie zatrzymać. [...] Ostateczna wymowa Wielkiego Piątku jest taka: człowieku, który sądzisz Boga, który każesz Mu się usprawiedliwić przed twoim trybunałem, pomyśl o sobie, czy to nie ty jesteś odpowiedzialny za śmierć tego Skazańca, czy sąd nad Bogiem nie jest ostatecznie sądem nad tobą samym? Czy ten sąd i wyrok — krzyż, a potem zmartwychwstanie — nie pozostanie dla ciebie jedyną drogą zbawienia?”.
Sąd nad Chrystusem jest sądem nad człowiekiem — jest wyborem między Tym, który jest nadzieją, co zawieść nie może, i tym, co jest wyborem koniunktury, wbrew sumieniu i wbrew prawdzie. To bardzo ważna lekcja wiary przeobrażanej w czyn dla każdego człowieka. Ale jest to lekcja szczególnie istotna w sferze zaangażowania politycznego.
Przesłuchanie Chrystusa przez Piłata jest przesłuchaniem w sprawie królestwa. W sprawie samookreślania się przez Jezusa królem, co stało w rażącej sprzeczności z jedynym cesarzem w imperium. Samozwańczy król był w jakimś stopniu destabilizacją racji stanu.
Ale oczywiście sąd nad Jezusem ma swój wymiar o wiele bardziej uniwersalny niż spór o królestwo żydowskie w państwie rzymskim. Jest to poniekąd spór o wizję polityki i o chrześcijańskie zaangażowanie się na mocy wiary w politykę.
Warto najpierw zwrócić uwagę, że przy całej wielości dyskusji na temat polityki i zaangażowania w nią z tytułu wiary najczęściej pomija się sprawę zasadniczą: czym jest polityka? A samo określenie „polityka” jest co najmniej dwuznaczne. Bardzo interesująco wyłuszczał ową dwuznaczność Jan Paweł II w zapominanym już być może dzisiaj wywiadzie, którego udzielił na początku swojego pontyfikatu Andre Frossardowi. W kwestii dotyczącej relacji Ewangelii, a więc wiary i polityki, Jan Paweł II poczynił najpierw wyjaśnienie: „Wedle tradycji arystotelesowskiej polityka' oznacza mniej więcej tyle, co etyka społeczna'. Wedle nowożytnego rozumienia jest ona raczej techniką sprawowania władzy' — techniką, na której poważnie zaciążył utylitaryzm, jak o tym świadczy np. głośny traktat Machiavellego. W pierwszym znaczeniu polityka' oznaczałaby także sprawiedliwość społeczną', natomiast w drugim — nie. Jeśli Kościół zabiera głos w sprawach politycznych', to czyni to w imię swego posłannictwa nauczycielskiego, które obejmuje z zasady sprawy wiary i moralności', stosując wykładnię tego prawa moralnego, które wprost zawiera się w Ewangelii lub też w niej znajduje swe potwierdzenie. W tym znaczeniu naucza etyki społecznej', pozostawiając ludziom kompetentnym samą technikę sprawowania władzy — owszem, wyrażając stale swą nauczycielską i pasterską troskę o to, ażeby owa technika sprawowania władzy nie miała charakteru utylitarystycznego, ale służyła sprawiedliwości społecznej, czyli dobru wspólnemu członków wspólnoty politycznej. Sprawiedliwość społeczna' oraz dobro wspólne' nie oznaczają ściśle tego samego, niemniej są to pojęcia zbliżone i spójne — oba bowiem wskazują na taki układ stosunków w życiu społecznym, w którym transcendentny charakter osoby ludzkiej doznaje zasadniczego zabezpieczenia”. („Nie lękajcie się!”. Rozmowy z Janem Pawłem II)
Zauważmy zatem, że wiara chrześcijańska określa zaangażowanie w zakresie etycznego charakteru polityki jako roztropnej troski o dobro wspólne. Chrześcijanin nie może więc być obojętny na takie działania polityczne, które sprzeciwiają się sprawiedliwości społecznej. Zatem tam, gdzie polityka społeczna narusza na przykład godność człowieka pracy, gdzie zmusza do pracy zawodowej kobiety, nie ceniąc ich pracy macierzyńskiej w służbie życia, tam, gdzie pracownik jest traktowany jako przedmiot kalkulacji kosztów i zysków wolnego rynku, i w imię redukcji wydatków, jest bezpardonowo zwalniany z pracy, wszędzie tam człowiek wiary musi powiedzieć stanowcze „nie!”.
Trzeba przy tym zauważyć, że owo „nie!” mówione przez ludzi wiary w tych przestrzeniach nie budzi większych kontrowersji. Tam, gdzie Kościół głośno sprzeciwia się bezrobociu, poniżającym człowieka warunkom pracy, tam, gdzie Kościół — wspólnota wiary postuluje sprawiedliwą zapłatę, gdzie potwierdza, że „nie człowiek dla pracy, ale praca dla człowieka”, tam jest to akceptowane.
Jednak istnieją sfery wypowiedzi Kościoła, które dla wielu stanowią zgrzyt i przejaw nadmiernego zaangażowania wiary chrześcijańskiej. Nie chodzi tu o niewystępujące w istocie zjawiska, w których Kościół angażowałby się nie tyle w ową etykę życia społecznego, co w technikę wykonywania władzy. Wbrew różnym sensacjom medialnym, Kościół jako wspólnota wiary, a zwłaszcza jako instytucja, nie namaszcza nikogo, żadnego ugrupowania politycznego na osoby sprawujące władzę. Nie usłyszymy zatem wskazań — należy głosować na pana X oraz na panią Y. Natomiast możemy usłyszeć, że nie godzi się głosować na człowieka, który swoimi poglądami sprzeciwia się wierze. Najczęściej nie chodzi tutaj o jawny sprzeciw wierze, jej prawdom, ale chodzi o sprzeciw konsekwencjom wiary. Nie można mówić „wierzę w Chrystusa” i odrzucać Jego człowieczeństwo i wartość cielesności, godząc się przykładowo na pornografię. Nie można mówić „wierzę w Chrystusa” i odrzucać Jego naukę na temat godności małżeństwa, promując legalizację tzw. związków partnerskich. Nie można mówić „wierzę w Chrystusa” i odrzucać Jego Ewangelii życia, godząc się na zabijanie dzieci upośledzonych, słabych, wykluczonych u początku swojego życia. Nie można mówić „wierzę w Chrystusa” i odrzucać prawdy o Bogu Stwórcy, który zostaje potraktowany bardzo instrumentalnie w aktach antykoncepcji oraz reprodukcji in vitro. W pierwszym przypadku — odmawia Mu się przejścia z aktem stwórczym, w drugim — ten akt usiłuje się wymusić.
W praktyce problemem jest to, że owi mówiący „Panie, Panie” i drwiący z Chrystusa i Jego nauki przynależą do określonych ugrupowań partyjnych, formacji politycznych, elit władzy. Jednak nie usłyszymy mimo to: nie należy głosować na Partię Mówiących „Panie, Panie”, a jedynie usłyszymy: nie godzi się głosować na tych, co mimo deklaracji urągają nauczaniu Chrystusa. To, że takie pełnoprawne posłannictwo Kościoła traktowane jest jako negatywne zaangażowanie w określone ugrupowania polityczne świadczy nie o Kościele, ale o tych ugrupowaniach.
Wciąż jednak wielu wydaje się, że nie można wskazać na podstawie Ewangelii owego zaangażowania w sprawy ludzkie. Dlaczego bowiem ludzie wierzący mają walczyć z ideologią gender, nie godzić się na reprodukcję in vitro, nie przyzwalać na aborcję selektywną, czy na przywileje dla związków partnerskich?
Znów warto wsłuchać się w mądre słowa Jana Pawła II: „staje mi w pamięci rozmowa Chrystusa z Piłatem. Rozmowa, w której Jezus z Nazaretu, oskarżony o to, że «czyni siebie królem», odpowiada sędziemu naprzód przecząco: Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby Królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie był wydany Żydom. Teraz zaś Królestwo moje nie jest stąd'. Piłat słusznie zauważa, iż w tym przeczeniu zawarte jest także twierdzenie. I stąd pyta po raz drugi: A więc jesteś królem?' I wtedy Chrystus odpowiada twierdząco: Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu' (J 18, 36—37).
Myślę, że od tych słów prowadzi dość przejrzysta droga do następującego stwierdzenia, jakie czytamy w Gaudium et spes: Kościół, który z racji swego zadania i kompetencji w żaden sposób nie utożsamia się ze wspólnotą polityczną ani nie wiąże się z żadnym systemem politycznym, jest zarazem znakiem i zabezpieczeniem transcendentnego charakteru osoby ludzkiej' (Gaudium et spes, 76). [...] słowa wypowiedziane do Piłata i słowa Konstytucji soborowej zdają się o wiele ściślej pokrywać swymi zakresami: dawać świadectwo prawdzie' i zabezpieczać transcendentny charakter osoby ludzkiej' — to właściwie jedno i to samo. [...] Chrystus jest królem w tym znaczeniu, że w Nim: w dawaniu świadectwa prawdzie — wyraża się «królewskość» każdego człowieka, czyli zostaje zabezpieczony transcendentny charakter ludzkiej osoby'. I to pozostaje właściwym dziedzictwem Kościoła” („Nie lękajcie się!”. Rozmowy z Janem Pawłem II).
To niezwykłe słowa. Kluczowe dla naszych współczesnych obaw i sporów. Obaw i sporów o to, czy wypowiadając się w jakiejś kwestii tzw. politycznej, nie przekraczamy uprawnień Kościoła, czy nie spłycamy wiary.
Wiara zabezpiecza prawdę o godności człowieka. Czyni to w sposób absolutnie unikalny i kompetentny zarazem. To wiara daje odpowiedzi na pytania kluczowe — o początek i spełnienie — cel ludzkiego życia. Wiara objaśnia na przykładzie tajemnicy Boga samego istotę ludzkiej miłości, która jest i być powinna uczestnictwem w miłości Tego, który jest Miłością. Zatem to, co jest myleniem miłości z użyciem, myleniem miłości drugiego z kochaniem się i zaspokajaniem własnych popędów — wszystko to wiara demaskuje. Zarówno w wymiarze osobistym, jak i w wymiarze instytucjonalnym. Gdy zatem sprawujący władzę domagają się przywilejów dla związków homoseksualnych — wiara koryguje takie zapędy. Przypomina, że jest rzeczą niesprawiedliwą udzielanie przywilejów społecznych tym, którzy nie zasługują na nie. A przede wszystkim sprzeciwia się nazywaniu takich związków „małżeństwem”. Nie zgodzi się pod żadnym warunkiem na przyznawanie takim związkom dzieci — bo dziecko nie jest bawidełkiem, przedmiotem dla zaspokojenia czyjegoś pragnienia. Wiara nie zgodzi się na aborcję dzieci upośledzonych, bo w świetle wiary są one tak samo ludźmi, jak i ci, którzy chcą decydować o ich prawie do życia. Pozbawienie tych dzieci człowieczeństwa oznacza ich zredukowanie, pozbawienie podmiotowości, zanegowanie prawdy.
Tam, gdzie prawda jest manipulowana; tam, gdzie prawda jest lekceważona i traktowana instrumentalnie — wiara chrześcijańska, w imię Chrystusa mówi i będzie mówić „nie!”.
To w polskim parlamencie Jan Paweł II mówił przed laty, przywołując tekst własnej encykliki: „Wyzwania stojące przed demokratycznym państwem domagają się solidarnej współpracy wszystkich ludzi dobrej woli — niezależnie od opcji politycznej czy światopoglądu, którzy pragną razem tworzyć wspólne dobro Ojczyzny. [...] . «Po upadku w wielu krajach ideologii, jak napisałem w encyklice Veritatis splendor, które wiązały politykę z totalitarną wizją świata — przede wszystkim marksizmu — pojawia się dzisiaj nie mniej poważna groźba zanegowania podstawowych praw osoby ludzkiej i ponownego wchłonięcia przez politykę nawet potrzeb religijnych, zakorzenionych w sercu każdej ludzkiej istoty: jest to groźba sprzymierzenia się demokracji z relatywizmem etycznym, który pozbawia życie społeczności cywilnej trwałego moralnego punktu odniesienia, odbierając mu, w sposób radykalny, zdolność rozpoznawania prawdy. Jeśli bowiem "nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm"» (n. 101)”. (Jan Paweł II, Przemówienie w parlamencie).
Wtedy wszyscy te słowa entuzjastycznie oklaskiwali. Dzisiaj wielu polityków ignoruje je, pojmując demokrację i życie polityczne jako wyraz koniecznego relatywizmu. Ilu ludzi, tyle poglądów, a każdy z nich jest do akceptacji. Wyjątkiem są tylko poglądy odwołujące się do racjonalności wspartej światłem wiary. Te traktowane są jako przejaw fundamentalizmu. Jeden przykład: głosy mówiące, że nie można zmieniać płci, natomiast można leczyć zaburzenia homoseksualne, są traktowane jako przykład rasistowskiego i homofobicznego fundamentalizmu. Choć jest to tak samo racjonalne, jak prawo o przyciąganiu ziemskim.
Wiara nasza chroni nas przed irracjonalizmem. Zabezpiecza godność osoby ludzkiej. Wprowadza wartości prawdy i pokoju, miłości i zbawienia. Tworzy ład społeczny i polityczny. Uczy odpowiedzialności w sferze ekonomii i ekologii. Jest cudownym darem. Nawet gdy skończy się Rok Wiary, warto i trzeba żyć wiarą, odkrywając jej siłę i piękno.
opr. mg/mg