O reprywatyzacji w świetle Katolickiej Nauki Społecznej
Artykułem Joanny Jureczko-Wilk „Tylko zadośćuczynienie” (nr 5/2001) redakcja „Gościa Niedzielnego” zaprosiła do dyskusji na temat reprywatyzacji. Kończył się on wezwaniem do „dbania o interes Polski i polskich obywateli”. Dzisiaj jesteśmy bogatsi o doświadczenie prezydenckiego weta do ustawy reprywatyzacyjnej z 22 marca br. Jak katolicka nauka społeczna widzi problem zwrotu byłym właścicielom i ich spadkobiercom majątku zagrabionego ponad 50 lat temu?
Według podręcznikowej definicji reprywatyzacja to „proces zwrotu tytułów własności majątku byłym właścicielom lub ich spadkobiercom”. W ujęciu tym nie jest ważne, czy przedsiębiorstwo było znacjonalizowane czy przekształcone, np. w spółdzielnię, natomiast istotne jest ponowne przejęcie majątku (w całości lub części) przez byłych właścicieli. Analiza owego „procesu zwrotu tytułów własności” prowadzi na skrzyżowanie wielu zasad i podstawowych reguł życia społecznego.
Podstawową zasadą, jak sądzę, jest prawda, bez której życie społeczne nie może w ogóle prawidłowo funkcjonować. Lansowane przez niektórych w kontekście reprywatyzacji pragmatyczne podejście do prawdy oznacza, że prawdziwe staje się to, co zapewnia skuteczność działaniu. W przypadku reprywatyzacji „szlak prawdy” prowadzi do uświadomienia sobie, że po drugiej wojnie światowej na skutek nacjonalizacji i konfiskat mienia dokonała się straszliwa krzywda, której skutki odczuwa do dziś, według niektórych szacunków, ok. 170 tys. dawnych właścicieli i ich spadkobierców.
Inną zasadą, obecną na reprywatyzacyjnym areopagu, jest przekonanie, że pół wieku temu brutalnie naruszona została zasada sprawiedliwości, która jest źródłem moralnego ładu społecznego. Jest też skoncentrowaną na dobru wspólnym stałą dyspozycją woli lub postawą człowieka, polegającą na gotowości oddawania każdemu tego, co mu się należy. Naruszenie zasady sprawiedliwości dokonało się przez naruszenie naturalnego prawa do posiadania własności. Wprawdzie nauka społeczna Kościoła dopuszcza w ściśle określonych okolicznościach „dokonanie we właściwej formie wywłaszczenia”, ale jednym z warunków jego godziwości jest „sprawiedliwe wykonanie” oraz „słuszne wynagrodzenie za wywłaszczone dobra”.
Pozostaje jeszcze do ustalenia, czy podmiot, który dopuścił się wykroczenia przeciw prawdzie i sprawiedliwości jest tożsamy z tym, od którego oczekuje się naprawienia zła. W ten sposób chcemy uniknąć starotestamentalnej zasady, mówiącej, że „ojcowie jedli cierpkie jagody, a synom zdrętwiały zęby” (Jer 31,29; Ez 18,4). W przypadku reprywatyzacji, tak samo jak w kwestii, np. zadłużenia międzynarodowego, III RP wzięła na siebie zobowiązania zaciągnięte przez PRL.
Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że wszelkie wykroczenie przeciw sprawiedliwości i prawdzie nakłada obowiązek naprawienia krzywd, nawet jeśli jego sprawca otrzymał przebaczenie (KKK 2487). „Obowiązek naprawienia krzywd” miał zostać spełniony przez ustawę o reprywatyzacji.
W wersji przyjętej przez Sejm RP, reprywatyzacją miało zostać objęte mienie przejęte przez państwo w latach 1944—1962. Prawo do ubiegania się o zwrot własności miało przypaść byłym właścicielom lub ich spadkobiercom. Warunkiem miało być posiadanie obywatelstwa polskiego w dniu utracenia majątku oraz na koniec 1999 roku. Jeśli rekompensata w naturze nie byłaby możliwa, poszkodowani mieli otrzymać bony reprywatyzacyjne w wysokości 50 proc. utraconego majątku. Senat dla ubiegających się o zwrot mienia zniósł wymóg posiadania polskiego obywatelstwa w końcu 1999 roku. Stało się to m.in. na skutek protestów środowisk polonijnych.
7 marca Sejm, rozpatrując poprawki Senatu, nie zgodził się z tą propozycją. Ograniczył też krąg spadkobierców do najbliższych krewnych byłych właścicieli, z wyłączeniem spadkobierców testamentowych.
22 marca prezydent zawetował ustawę o reprywatyzacji, argumentując, że jest ona „niedobra, sprzeczna z zasadami sprawiedliwości społecznej i równości obywateli wobec prawa” oraz „zbyt kosztowna dla państwa w obecnej sytuacji”. Ustawa wróciła do Sejmu, który nie jest w stanie zebrać wystarczającej do odrzucenia prezydenckiego weta liczby głosów.
W komentarzach podkreśla się, m.in. „brak jednomyślności wśród polityków prawicy co do tego, kto ma skorzystać z reprywatyzacji”. W praktyce okazało się raz jeszcze, że wielu powołujących się na postulaty katolickiej nauki społecznej traktuje jej zasady teoretycznie. Byli właściciele nie doczekali się zwrotu majątku, ba, nie skierowano do nich nawet przeprosin czy innego zadośćuczynienia moralnego.
Z punktu widzenia zasad etycznych stanowisko nauki społecznej Kościoła w kwestii reprywatyzacji jest jednoznaczne. Krzywda wyrządzona człowiekowi bezwzględnie powinna zostać naprawiona. Przykład innych państw wskazuje, że reprywatyzację można przeprowadzić nawet w trudnych warunkach politycznych i gospodarczych. W polskich realiach zasadniczą kwestią wydaje się jednak brak szczerej chęci rozwiązania problemu. Silna jest pokusa zepchnięcia niełatwych decyzji na bliżej nieokreślonych „innych”.
Zakończony czas Wielkiego Postu podsuwa jeszcze inną analogię: przez 40 dni chrześcijanie skupiali się na praktykowaniu uczynków pokutnych: postu, modlitwy i jałmużny. Konfesjonały częściej niż w innych okresach roku liturgicznego były świadkami szczerego żalu za grzechy, postanowień poprawy i wyznawanych grzechów. Każdy, kto chociaż raz w życiu doświadczył radości wyswobodzenia z grzechu, wie, że koniecznym jej warunkiem jest szczerość i prawda. Wie, jak wiele odwagi i wysiłku woli trzeba, by zacząć od nowa. Że do pełni wyzwolenia z niepokoju sumienia, a więc także do oddania się całym sobą budowaniu przyszłości, konieczne jest przejście wszystkich pięciu kroków dobrej spowiedzi: od rachunku sumienia po zadośćuczynienie.
Państwo w kwestii reprywatyzacji zdaje się przypominać człowieka, który chce się nawrócić, ale bez wysiłku i niekoniecznie do końca.
opr. mg/mg