Recenzja 2 tomów wierszy Wisławy Szymborskiej: Wiersze wybrane (A5, Kraków 2002), Chwila (Znak 2002)
Wiersze Wisławy Szymborskiej czytane w dużych ilościach zawsze wywoływały we mnie uczucie melancholii, a nawet smutku. Bo poetka od początku własnej twórczości ma ten dar pochylania się nad ludzką ułomnością i słabością, a jednocześnie widzenia jakby ponad ludzką kondycją, ale nie, bynajmniej, z Boskiej perspektywy. Jest to bowiem perspektywa, która odkrywając złożoność i nielogiczność ludzkiego losu nie przywraca nadziei w lepsze -- wieczne -- jutro. Wizja świata Szymborskiej jest skończenie ziemska i skończenie pesymistyczna. Stoicyzm i sceptycyzm poetki -- właściwości podkreślane od ponad półwiecza przez krytyków i miłośników tej poezji -- uniemożliwiają autorce "Wielkiej liczby" oderwanie się od ziemi i poszybowanie w rejony zbawiennej dla wielu innych twórców mistyki. Jeśli coś dzieje się zdecydowanie radosnego w naszym życiu, dzieje się to wg poetki we śnie, jak w tytułowym wierszu ze zbioru "Wszelki wypadek", gdzie pierwszoosobowa bohaterka maluje jak Vermeer van Delft, pisze wielkie poematy i fruwa jak się powinno, / czyli sama z siebie. Gdzie indziej pod realną jabłonką piękna wizja kwitnącego drzewka zdaje się iluzją, lub reszta rzeczywistości musi być traktowana jak iluzja. Innego wyjścia nie ma. Nie ma przenikalności obu tych światów: niepojętego piękna i tego, co zbyt zrozumiałe i zarozumiałe. Rzeczywistość -- budząca wciąż w poetce zadziwienie wielością zdarzeń i ich przypadkowością -- jest dla niej nade wszystko ciężarem i to często ponad poetyckie siły, dlatego tyle w tej poezji ironii mającej za zadanie wykpić to, co najtrudniejsze do zniesienia. Nawet w słynnym wierszu "Radość pisania" z tomu "Sto pociech" zemsta ręki śmiertelnej jest swego rodzaju negatywem prawdziwej radości istnienia -- niemożliwej do osiągnięcia poza napisanym światem.
Wiersz "Schyłek wieku" ze zbioru "Ludzie na moście" zaczynający się słowami: Miał być lepszy od zeszłych nasz XX wiek -- ma w końcówce jakże dramatyczne przesłanie:
Bóg miał nareszcie uwierzyć
[w człowieka
dobrego i silnego,
ale silny i dobry
to ciągle jeszcze dwóch ludzi.
Nie Bóg, lecz człowiek jest od zawsze bohaterem wierszy Szymborskiej. Bóg -- jeśli się nominalnie pojawia -- jest bardziej niepojętym znakiem szczególnym człowieczeństwa czy niewyobrażalnym symbolem dalekiej potęgi niż rzeczywistym Stwórcą i Opiekunem świata. W poprzedzającym zbiór wierszy "Chwila" tomie "Koniec i początek", wydanym 9 lat temu, w wierszu "Rzeczywistość wymaga" pojawia się taka przygnębiająca konstatacja:
Może nie ma miejsc innych jak
[pobojowiska
te jeszcze pamiętane
te już zapomniane,
lasy brzozowe i lasy cedrowe,
śniegi i piaski, tęczujące bagna
i jary czarnej klęski,
gdzie w nagłej potrzebie
kuca się dziś pod krzaczkiem.
Nie odstępująca Szymborskiej ironia i jej zmysł paradoksu nie pozwalają poetce na snucie wyłącznie "czarnych" myśli, dlatego co i rusz demonstruje się w tych wierszach spektakularnie cielesne imperatywy ludzkiej egzystencji. Podobnie sarkastyczne podejście do zmysłowej sfery naszego istnienia miał zawsze Czesław Miłosz. Jednoznaczny w negatywnym widzeniu bezsensu ludzkiego cierpienia wiersz "Wersja wydarzeń" proponujący pobyt poza wiecznością, / bądź co bądź jednostajną / nie znającą upływu, proponująca więc podróż w całkiem nieznany, czyli znów iluzoryczny, wymiar życia, kończy się sugestią nie sprecyzowanego dokładniej, jednak wyraźnie optymistycznego zakończenia owej podróży:
Kilkoro
wyruszyło już nawet z powrotem.
Ale nie w naszą stronę.
I jakby coś pozyskanego? niosąc?
Obwarowana dwoma znakami zapytania perspektywa zdobyczy innej niż znana nam na co dzień jawa istnienia (Leśmian) wiąże się wyraźnie nie z materialnością, powszedniością egzystencji, ale z jej duchową strukturą. Można dopowiedzieć sobie, że tych kilkoro odkryło niespodziewanie prawdziwą wartość transcendentaliów -- dobra, piękna, prawdy itd. -- i nauczyli się oni -- jakby wbrew czarnowidztwu poetki -- zachowywać te wartości. To zaledwie przypuszczenie, nikły znak nadziei, ale dla mnie te cztery wersy wiążą całą poprzednią twórczość z nowymi utworami poetki, w których takich optymistycznych akcentów jest wyraźnie więcej. Albowiem w tomie "Chwila" co najmniej kilka utworów pisanych jest przez poetkę jakby przeciw sobie samej, przeciw własnemu sceptycyzmowi i pesymizmowi, przeciw najtragiczniejszym wersjom wydarzeń i przeciw wszechpotężnej iluzji ograniczającej w tej poezji -- zdawało się raz na zawsze -- ludzkie horyzonty poznawcze. Czyżby więc poetce udało się naprawdę wyjść wreszcie z jaskini Platona i popatrzeć na świat bez ochronnych okularów ironii? Ciągle w tej poezji więcej znaków zapytania niźli pewności czy wiary w sens czegokolwiek, a jednak w wierszu "Platon, czyli dlaczego" poetka tak odpowiada na pytania stawiane samej sobie: Byt Idealny przestał sobie wystarczać. (...) Czemu u licha, zaczął szukać wrażeń / w złym towarzystwie materii? (...) Musiał być jakiś powód, / choćby i drobny z pozoru, ale tego nie zdradzi nawet Prawda Naga / zajęta przetrząsaniem / ziemskiej garderoby.
Jakiś powód. Tyle zaledwie mówi poetka nam i sobie samej. A jest to przede wszystkim -- jak zwykle u Szymborskiej -- powód do myślenia i szukania dalszego ciągu tak zarysowanej sprawy. Pomiędzy "Chwilą" a "Wszystkim" -- pierwszym i ostatnim wierszami zbioru, które są także granicami pojęć i rzeczy najistotniejszych w rozważaniach poetki -- toczy się jej gra o prawdę istnienia. Ciągle gra, a przecież rezultaty tej gry okazują się często odkryciem upragnionego sensu. W wierszu "Kałuża" poetka np. dochodzi do przekonania, że nie wszystkie złe przygody / mieszczą się w regułach świata / i nawet gdyby chciały, / nie mogą się zdarzyć. To dużo, jak na Szymborską, powiedzieć, że nie tylko dobro, ale i zło bywa iluzją, a więc niezrozumiałe dla nas reguły świata mogą też mieć przecież jakieś ukryte dobre dno. Daleko tu jeszcze do chrześcijańskiej nadziei zbawienia, a jednak miłość z wiersza "Pierwsza miłość", ta zwykła ludzka miłość, choć niepamiętana, nie śniąca się nawet, oswaja mnie ze śmiercią -- mówi poetka. W wierszu "Trochę o duszy" znów o krok bliżej do zbawiennej nadziei. Bo choć według poetki duszę się miewa:
Wygląda na to,
że tak jak ona nam,
również i my
jesteśmy jej na coś potrzebni.
(Przypomina się tu zakończenie filozoficznego poematu Zbigniewa Bieńkowskiego "Przypis do nicości": Niebywałe! Chociaż to tylko przypuszczenie i tryb warunkowy, ale czyżbym ją jakoś obchodził?) To nie jest już iluzja zależności, ale rodzaj przeświadczenia o twórczym współobcowaniu, chociaż tyle wciąż u Szymborskiej "pretensji" o niedoskonałość tego współobcowania. Chodzi zresztą nie tylko o związki ducha z materią, ale też o możliwości porozumiewania się ludzi ze zjawiskami przyrody. W wierszu "Milczenie roślin" ciekawość poetki jest bez wzajemności, a w wierszu "Wczesna godzina" cud poranka już odbyty wobec roli spóźnionego świadka, jakim także jest sama poetka w chwili, gdy zaranność mistrzowsko zmieniona w poranność.
Szymborska coraz częściej godzi się na kolej rzeczy taką, jaka jest, więcej -- nie rezygnując ze swego nieustępliwego zdziwienia -- akceptuje, jak w wierszu "W zatrzęsieniu", los, który okazał się dla mnie / jak dotąd łaskawy, gdyż -- kontynuuje poetka -- Mogła mi nie być dana / pamięć dobrych chwil. / Mogła mi być odjęta / skłonność do porównań. Poetka uderza tu wręcz w ton dziękczynienia, w następnym wierszu "Chmury" idąc jeszcze dalej w twórczym zachwyceniu istnieniem. Inne dwa wiersze zostały tu też złączone niezdawkowym sensem -- wiersz "Negatyw" nazywający życie burzą przed ciszą i wiersz "Notatka" obejmujący swym początkiem i końcem istotę owej burzy:
Życie -- jedyny sposób
żeby obrastać liśćmi,
łapać oddech na piasku,
wzlatywać na skrzydłach;
(...)
i bez ustanku czegoś ważnego
nie wiedzieć.
"Niewiedza" nie jest tu wszakże brakiem wiedzy, lecz stanem gotowości do przyjmowania wciąż nowej, objawiającej się w procesie istnienia mądrości. Kluczowy do zrozumienia przesłania Szymborskiej z tomu "Chwila" wydaje mi się jednak wiersz "Trzy słowa najdziwniejsze", wiersz kontemplujący Przyszłość. Ciszę i Nic. W tej triadzie najistotniejsze jest pojęcie trzecie potraktowane przez poetkę na podobieństwo mistyków: Kiedy wymawiam słowo Nic, / stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym niebycie. Jest to więc Nic absolutne, ale też jak najbardziej rzeczywiste, ocierające się o Boskość, lub będące już wręcz Boskiej natury.
Po przeczytaniu tomu "Chwila" czujemy ulgę, jaką odczuła też z pewnością poetka, pisząc nowe wiersze: że nie musi już za wszelką cenę walczyć z Goliatem przypadku i że -- jak owe chmury, które Nie muszą być widziane, żeby płynąć -- nie musi koniecznie być doskonale ironiczna, żeby po prostu być. A skoro wszystko (...) jest tylko strzępkiem zawieruchy, trwajmy i my razem z poetką w tym krzepiącym bądź co bądź oczekiwaniu na wielką Resztę.
opr. mg/mg