O współczesnych uzależnieniach: od komputerów, od internetu, od zakupów, od pracy, od telewizji
Ośmioletni chłopiec z Warszawy nie reagował w szkole ani na swoje imię, ani na nazwisko. Twierdził, że nazywa się Wielki Mandorf, a że nikt temu nie dawał wiary, skończyło się na powszechnej bójce, którą była w stanie przerwać dopiero czwórka zdesperowanych nauczycieli. Dwudziestoczteroletni Koreańczyk przez 86 godzin grał na komputerze zapominając o swoich podstawowych fizjologicznym potrzebach. Nie jadł, nie pił, wstał od komputera i... runął martwy na ziemię. To bardzo drastyczne przypadki współczesnych uzależnień, które powoli zaczynamy traktować na poważnie. Jest ich jednak znacznie więcej i dotyczą coraz częściej nawet bardzo porządnych obywateli.
Uzależnienia to nie tylko alkohol, papierosy i narkotyki. W ostatnich latach do tej kategorii trafiły również nawyki, które często nawet nie kojarzą się z czymś niemoralnym. Do poradni psychoterapeutów trafiają ludzie uzależnieni od komputerów, Internetu, gier komputerowych, hazardu, ale także od zakupów, szybkiej jazdy, wróżek, feng shui, seriali telewizyjnych, filmów akcji, kulturystyki, jedzenia, niejedzenia, leków, pracy, sportu i seksu.
To jakaś zgroza, bo przecież z alkoholizmu, narkomanii czy palenia papierosów można się wyrwać, ale terapia opiera się na jednym założeniu -rzucić to wszystko raz na zawsze. Jednak jedzenia, pracy czy zakupów rzucić się tak po prostu nie da, bo są to przecież najzwyklejsze, nie tylko potrzebne, ale nawet fundamentalne zachowania całej naszej społeczności.
Nie można ich potępić, bo często się za nie chwali, czy wręcz wyróżnia.
Z drugiej strony, słyszymy o tym, że uzależnienie pustoszy osobowość, niszczy relacje międzyludzkie, rozbija rodziny, dehumanizuje, czy w końcu prowadzi nawet do śmierci.
Co się takiego stało, że można się uzależnić od rzeczy najzupełniej normalnych, czy też nawet jak najbardziej potrzebnych i wartościowych? Gdzie przebiega granica pomiędzy pracą a pracoholizmem, pomiędzy przydatnością komputera a jego toksycznością? Te pytania od dawna zadaje sobie świat Zachodu, a coraz częściej i my. Szperając w coraz obfitszej naukowej literaturze problemu, dochodzimy do wniosku, że uzależnienia powoli stają się istotą naszej cywilizacji. Psychologia, która rosła w siłę, opisując i lecząc tak częste u początków naszego wieku nerwice, coraz więcej miejsca poświęca uzależnieniom i osobowościom ludzi uzależnionych.
Komputer przez wielu uważany jest za najważniejszy wynalazek XX wieku. W ciągu kilkudziesięciu lat stał się niemal podstawowym narzędziem pracy we wszystkich dziedzinach, które wymagały czegoś więcej niż siły fizycznej. Komputer w pracy, komputer w szkole, nawet w kawiarni internetowej, których cała masa powstała nie tylko w wielkich aglomeracjach, ale także zupełnie małych miasteczkach. Rodzice często zaciągają długi, aby ułatwić swoim dzieciom równy start i dać im możliwość ćwiczenia owych niezbędnych już umiejętności w domu. Entuzjazm towarzyszący erze komputeryzacji okazał się chyba nazbyt przesadny. To, co w połączeniu z ogólnoświatową Siecią było z początku postrzegane jako nowe i doskonale narzędzie wszechstronnego rozwoju, bardzo szybko okazało się doskonałym medium dla treści sensacyjnych, rozrywkowych czy wręcz niemoralnych. Zaskoczenie tym faktem wydaje się być nieco naiwne, bo przecież telewizja u swoich początków również była traktowana jedynie jako poznawcze dobrodziejstwo, a teraz nie brakuje zewsząd krytyki jej zgubnego wpływu na społeczeństwo.
Razem z przynoszącą wiele korzyści informatyzacją przyszły też nowe zagrożenia - uzależnienia od komputera, Internetu i gier komputerowych.
Zaczyna się niewinnie, bo dziecko wkracza w świat gier komputerowych zupełnie od podstaw: najpierw gra w tenisa, kieruje samochodem, by stopniowo wchodzić w coraz bardziej skomplikowane światy wymagające myślenia na poziomie niemal rzeczywistym. Nic dziwnego, że to wciąga, przykuwa do komputera na wiele godzin, a przez to uzależnia. Dzieci tracą zainteresowanie innymi formami aktywności, czy nawet kontaktami z rówieśnikami. Co takiego jest w komputerze? Z badań przeprowadzonych nad tym problemem wynika, że dzieci traktują komputer jako niezwykle wyrozumiałego i atrakcyjnego partnera. Nie męczy się, ocenia, ale ani się nie złości, ani nie potępia, daje poczucie władzy poprzez niemal całkowity wpływ na losy swojego bohatera. Bohatera, którym dziecko prawie nigdy nie mogłoby zostać w realnym życiu. Badacze wskazują na największe zagrożenie ze strony gier, w którym możemy się właśnie wcielić w dowolnego bohatera lub tych kreujących tzw. wirtualną rzeczywistość, czyli stwarzających pozory rzeczywistego uczestnictwa w zupełnie fikcyjnych wydarzeniach.
Owa iluzja przez wielu badaczy porównywana jest do tzw. „odlotów", czyli stanów po zażyciu środków halucynogennych. Częste przebywanie, zwłaszcza dzieci i młodzieży, które nie mają jeszcze wyraźnie zdefiniowanego własnego „ja" i poczucia świata realnego, w światach wykreowanych przez gry najnowszej generacji, prowadzi do poważnego zachwiania relacji pomiędzy rzeczywistością a fikcją. Efektem zbyt częstych kontaktów ze swoim komputerowym „ja" może być zupełna utrata kontaktu z czywistością i w konsekwencji zaburzenia o charakterze psychotycznym.
Gry komputerowe nierzadko ociekają też brutalnością i przemocą, a wiele z nich nawet na krok nie odchodzi od schematu - „zabij ich wszystkich". Raczej nie należy się spodziewać, że takie wirtualne doświadczenia pozwolą rozwinąć instynkt społeczny.
Ze szkół dochodzi coraz więcej sygnałów, że dzieci klas najmłodszych wykazują wiele symptomów uzależnienia od komputera. Niestety, nadal bardzo często najtrudniej o tym przekonać samych rodziców dziecka.
Czy już jesteś w Sieci |
1. Czy stajesz się ożywiony, gdy myślisz o ostatniej lub następnej sesji z Internetem? 2. Czy czujesz potrzebę stałego zwiększania czasu spędzonego w Sieci? 3. Czy próbowałeś kilkukrotnie i bez powodzenia kontrolować, zmniejszać lub w ogóle zaprzestać korzystania z Internetu? 4. Czy czujesz się niespokojny, podirytowany lub bliski depresji, gdy próbujesz zredukować ilość i długość trwania sesji? 5. Czy pozostajesz on-line dłużej niż planowałeś? 6. Czy z powodu Internetu naraziłeś na szwank związki z innymi ludźmi, karierę, pracę lub szkolę? 7. Czy kłamałeś, aby ukryć, jak wiele czasu spędzasz w Internecie? 8. Czy używasz Sieci jako sposobu na ucieczkę przed problemami lub na uśmierzenie przykrego nastroju (poczucia bezradności, winy, niepokoju, depresji)? Za uzależnioną uznaje się osobę, która odpowie twierdząco na co najmniej pięć pytań. |
Komputer i związane z nim uzależnienia, które tak łatwo, nam dorosłym, kojarzą się z dziećmi - wcale nie omijają pełnoletnich przedstawicieli naszego gatunku. Jeśli na osoby dojrzałe znacznie mniejszy wpływ mają gry komputerowe, to w uzależnienie wpadają głównie z pomocą Internetu. Naukowcy do dziś są bardzo ostrożni w ocenie wpływu Internetu na nasze zachowanie. Nie dają też jednoznacznej odpowiedzi na coraz głośniej brzmiące pytanie; czy można się uzależnić od informacji. Wielu z nich, właściwie już większość jest jednak skłonna udzielić na to pytanie twierdzącej odpowiedzi. Symptomy tego zjawiska zaczęły być dostrzegane przez badaczy w połowie lat 90. ubiegłego wieku. Z czasem rozróżniono różne typy uzależnień od Internetu, m.in. erotomanię internetową, uzależnienie od kontaktów społecznych przez Internet czy przymus korzystania z informacji. Trzeba przyznać, że nie wszyscy badacze są skłonni, to uznać za zaburzenie psychiczne, ale zgadzają się na ogół co do tego, że objawia się to potrzebą coraz dłuższego korzystania z Sieci, że abstynencja powoduje wiele negatywnych odczuć, jak na przykład niepokój i lęk, pobudzenie psychoruchowe, a także częste zmniejszanie aktywności na wielu pozostałych polach naszego życia.
Co wciąga ludzi w tę globalną pajęczynę? Wymienia się wiele powodów, a wśród nich takie jak: szukanie towarzystwa, akceptacji czy nawet miłości, bo wirtualne randki stały się atrakcją nie tylko dla młodzieży. Uzależnionych od Internetu łączy również poczucie wolności i globalnej wspólnoty bez granic. Zdaniem krytyków, wszystko to są jedynie maski ucieczki od rzeczywistości. Sieć na świecie, a coraz bardziej i w Polsce, potrafi zaopatrzyć biegłego użytkownika niemal we wszystkie towary. Nie wdając się w naukowe i bardzo szczegółowe spory co do definicji uzależnienia od Internetu i kwalifikacji tego jako choroby, każdy z nas może sam zadać sobie pytanie - czy można odciąć się od kontaktów z żywym człowiekiem i zachować zdrowie psychiczne?
Chociaż ani komputer, ani Internet nie są tak naprawdę wynalazkiem ostatnich lat, to dla wielu Polaków są wciąż czymś nowym, a nawet nieosiągalnym. Chociaż liczba użytkowników zwielokrotniła się w ciągu kilku ostatnich lat, to owa powszechność nie zabiła jeszcze całkiem pewnego lęku przed nowością. Ta nieufność do tego, co nowe, każe się jednak zastanawiać ludziom nad potencjalnymi zagrożeniami. Zaledwie kilkadziesiąt lat temu podobne problemy i dyskusje towarzyszyły upowszechnianiu telewizji. Dziś już mało kto jest w stanie uwierzyć, że jest uzależniony od... telewizora. Nie bez powodu, do różnego rodzaju para-naukowych konkursów, oferujących krociowe nagrody za rezygnację z telewizji zgłaszają się setki rodzin. Po zaplombowaniu ich domowych odbiorników telewizyjnych okazuje się jednak, że najwyraźniej przeliczyli się z siłami.
Tak kończą dzieci uzależnione od komputera i Internetu |
|
Większość, nie bacząc na nagrodę, zrywa plomby już po kilku dniach, ci bardziej wytrwali zmieniają się, często i swoje rodziny w skłóconych, znerwicowanych, agresywnych i nieprzewidywalnych domowników mówiących choćby o rozwodzie. Można z tego wyciągnąć prosty wniosek, że odbiornik telewizyjny jest w takim małżeństwie zupełnie równoprawnym partnerem.
Takim „zachodnim szopkom" zazwyczaj przyglądamy się z dystansem, ale wystarczy rozejrzeć się wokół, ilu naszych bliskich czuje się we własnym domu nieswojo, gdy nie ściska w ręku pilota. Pilot, inaczej zwany leniuchem, stał się współczesnym atrybutem władzy przeciętnego polskiego salonu.
Badania OBOP-u wykazują, że ponad połowa Polaków ogląda telewizję przynajmniej trzy godziny dziennie. Kluczowe wydaje się tu słowo „przynajmniej", bo wystarczy wyjść we wczesny zimowy wieczór na ulice, żeby dostrzec, że nie ma praktycznie okna bez charakterystycznej blado-niebieskiej poświaty bijącej z ekranu telewizora.
Nałogowy telemaniak, podobnie jak palacz papierosów, wstaje razem z telewizorem, ogląda wszystkie programy po kolei, gotuje obiad, spożywa posiłki, odrabia lekcje, czyta, a nawet śpi przy włączonym telewizorze.
Uzależnienia telewizyjne mają swoje różne kolory i odcienie. Jednym z najbardziej wyraźnych jest magiczna moc wszelakich seriali czy tak zwanych telenowel.
Ilu z nas regularnie każdego dnia zasiada o tej samej godzinie, aby podziwiać kolejny odcinek przygód naszych bohaterów? Ilu z nas kończy oglądać jeden serial tylko po to, ze by zacząć oglądać drugi...trzeci... czwarty na kolejnych kanałach. To czysty relaks, wcale nie muszę tego robić - odpowie większość. Spróbujmy jednak ich tego relaksu pozbawić, a przekonamy się jak bardzo są z nim związani. Z chwilą, gdy polska telewizja zaczęła emitować pionierską brazylijską opowieść o losach niewolnicy Izaury, nie sposób było wejść do tramwaju i nie stać się mimowolnym uczestnikiem dyskusji na temat losów białej niewolnicy. Wystarczy dodać, że cała masa rodziców zdecydowała się wówczas nadać swoim pociechom imiona Leoncio i Isaura. Te socjologiczne konsekwencje są jedynie odpryskiem siły, która trzyma nas przed telewizorami, a zarazem dowodem na to, że szklany ekran ma coraz większy wpływ na nasze życie. Współczesne maluchy pozostawione samym sobie również nie zaczynają od komputerów, tylko od telewizora, który je wychowuje. Mało kto już dzisiaj wątpi, że wielogodzinne ślęczenie przed telewizorem szkodzi zdrowiu, wpływa na zanik więzi rodzinnych, wypacza psychikę, czy w sposób oczywisty prowadzi do zaniedbywania obowiązków - zawodowych, szkolnych, domowych, rodzinnych czy religijnych.
Każdy z nas chodzi na zakupy. Wielu, bo musi, wielu, bo lubi. Zapewne nikt nie zauważy czegoś zdrożnego w tym, że kupujemy sobie jakiś drobiazg dla poprawienia humoru. Stało się to jakby oczywiste, skoro współczesny człowiek często pracuje coraz więcej, to nic dziwnego, że stara się to sobie powetować przyjemnością wydawania owych ciężko zarobionych pieniędzy. Czy można jednak paść ofiarą kupnoholizmu? Można. I to bardzo łatwo, bo warunki w społeczeństwach konsumpcyjnych bardzo temu sprzyjają. Reklama obiecuje nam szczęście, a co najmniej błogostan po zakupieniu jakiegoś towaru, a handlowcy zaprzęgli wiele dziedzin nauki, by nam ten towar wcisnąć, choćby w bardzo starannie zaplanowanych (wcale nie przez nas) wycieczkach po supermarketach. Tylko że co to za nałóg - zakupy ani nie szkodzą zdrowiu, ani nie wpędzają w delirium tremens. To prawda, ale tak samo jak choćby hazard potrafią zrujnować cały dorobek naszego życia. Hazard przez tysiąclecia uchodził po prostu za coś niemoralnego, ale dopiero z rozwojem nauki o działaniu naszego umysłu został uznany za chorobę, którą się leczy. Co oprócz wstydu i poczucia winy łączy kupnoholika z hazardzistą? Właściwie to samo, co łączy ich z alkoholikiem, czyli różnica pomiędzy lampką wina do obiadu a przepijaniem pensji.
Kupnoholik tak naprawdę traci kontrolę nad swoimi zakupami, często kupuje rzeczy zupełnie niepotrzebne, robi tak zawsze w sytuacji stresowej, często wręcz obsesyjnie rozmyśla nad zakupem czegoś nowego. Uzależnieni od zakupów regularnie przekraczają stan swojego konta, czy też brną z kredytu w kredyt.
Leczenie takiej manii jest szczególnie trudne, bo przecież nie można rzucić zakupów raz na zawsze. Specjaliści ostrzegają, by w czasie terapii nie kusić losu chociażby w czasie przedświątecznych promocji i radzą, aby unikać zakupów przy pomocy kart płatniczych, bowiem ściskaną w ręku gotówkę wydaje się jednak trochę trudniej. Najlepsze efekty w leczeniu takich uzależnień daje wsparcie coraz liczniejszych grup samopomocowych.
Kult pięknego, zdrowego i silnego ciała stał się tak powszechny, że niemal każdy chciałby wyglądać jak grecki posąg. Z tym szeroko pojętym kultem związać się też musiało wiele rodzajów zachowań, które uważane są bądź za poważne stany chorobowe, jak bulimia czy anoreksja, które przecież nie są niczym innym jak nałogowym dbaniem o wagę swojego ciała, czy też uzależnienia od wysiłku fizycznego, czy szczególnie niebezpiecznych środków wspomagających proces naszego zbliżania się do bóstwa, jak chociażby sterydy anaboliczne.
Wydolność lub wygląd własnego ciała, nawet bez wspomagania, może doprowadzić do uzależnienia od biegania czy kulturystyki, których efektem paradoksalnie mogą być bardzo poważne problemy zdrowotne.
Jeżeli dodamy do tego coraz głośniejszy dzisiaj seksoholizm, który z kategorii nagannego prowadzenia się trafia coraz częściej do grupy schorzeń wymagających intensywnej pomocy specjalistów, czy pracoholizm potrafiący doprowadzić człowieka nawet do grobu, to okaże się, że z rzeczy pięknych i pożytecznych znacznej części naszych społeczeństw udało się ukręcić sobie pętlę.
Wielu z nas postawi sobie zapewne pytanie: co to wszystko ma wspólnego z alkoholizmem, paleniem tytoniu i narkomanią. Najprostszą odpowiedzią jest to, że wszystkie uzależnienia można określić jako utratę kontroli nad swoim zachowaniem. Nie potrafimy się powstrzymać od robienia czegoś, co nawet w naszej świadomości jest szkodliwe, bo wszelkie próby samooszukiwania się z czasem stają się jedynie pozorne. Oczywiście, możemy toczyć spory o stopniu szkodliwości, a nawet o korzyściach wynikających z uzależnień, bo i takich nie brakuje, ale nie możemy zaprzeczyć, że coraz dalej odchodzimy od „złotego środka" cechującego ludzi szczęśliwych. W imię czego? W imię szczęścia właśnie. Nie trudno zauważyć, że większość nałogów rodzi się z pewnych zachowań bądź środków chemicznych, które oferują nam jakieś przyjemne emocje, a przynajmniej łagodzą cierpienia. Pewne utożsamienie szczęścia i przyjemności, jakie dokonało się w świadomości współczesnego człowieka, a także coraz szersza oferta „narzędzi" pozwalających tę przyjemność kontrolować, paradoksalnie obróciła się przeciwko człowiekowi.
opr. mg/mg