Monografia kataryzmu, zachodniej odmiany średniowiecznego chrześcijaństwa dualistycznego - Kwestia pochodzenia kataryzmu
ISBN: 978-83-7318-949-2
wyd.: WAM 2007
W roku 1976 Richard Dawkins zdobył sobie pozycjęjednego z najsprawniejszych i najciekawszych popularyzatorów nauki. Wraz ze swym amerykańskim kolegąpo fachu, Stephenem Jay Gouldem, udało mu się uczynić biologię ewolucyjną dostępną i zajmującą dla nowego pokolenia czytelników. Zarówno ja, jak i inni wielbiciele jego prac popularnonaukowych zazdrościliśmy mu klarowności wykładu, znakomitego wykorzystania pomocnych analogii oraz lekkości stylu.
Ostatnia jednak praca Dawkinsa wyznacza zupełnie nowy kierunek. Bóg urojony czyni swego autora czołowym polemistą ateistycznym, który kieruje totalną krytykę pod adresem wszelkich form religii1, a co więcej, zamierza swych czytelników nawracać. „Założony przeze mnie cel tej książki zostanie osiągnięty, jeśli każdy religijny czytelnik, przeczytawszy ją pilnie od deski do deski, stanie się ateistą"2. Rzecz jasna, autor zdaje sobie sprawę, że nie będzie to zadanie łatwe; sam wszak zauważa, iż „zatwardziali teiści” są odporni na argumenty.
Jednakże fakt spłodzenia czterystustronicowej książki oznajmiającej, że Bóg to złudzenie, sam w sobie jest niezwykle znaczący. Do czego taka książka jest jeszcze dziś potrzebna? Religia miała przecież zaniknąć całe lata temu. Od ponad stulecia czołowi socjologowie, antropologowie i psychologowie głoszą, że ich dzieci ujrzą świt nowej ery, która na dobre porzuci „złudzenie Boga”. W latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia wyraźnie nam powiedziano, iż religia odchodzi w nicość, by zrobić miejsce światu całkowicie świeckiemu.
Dla niektórych z nas deklaracje takie brzmiały wspaniale. W późnych latach sześćdziesiątych sam byłem ateistą i doskonale pamiętam dziwny rodzaj ponurej przyjemności, jaki towarzyszył mym oczekiwaniom upadku religii. Dorastając w Irlandii Północnej, z pierwszej ręki znałem napięcia o podłożu religijnym i towarzyszącą im przemoc. Mój wolnomyślicielski rozum podsuwał oczywiste rozwiązanie problemu: pozbądźmy się religii, a napięcia i przemoc zostaną w ten sposób wykorzenione. Przyszłość jawiła się świetlaną- i bezbożną.
Od tamtego czasu zmianie uległy dwie rzeczy. Przede wszystkim religia zademonstrowała udany comeback i stanowi tak istotny element współczesnego świata, że dziwne wydaje się samo myślenie, iż zaledwie o pokolenie wcześniej z tak wielkim przekonaniem głoszono jej śmierć. Pisarz-humanista, Michael Shermer, najlepiej chyba znany jako przewodniczący Stowarzyszenia Sceptyków (Skeptics Society) i wydawca magazynu „Skeptic”, zauważył to już w roku 20003, z naciskiem wskazując, że nigdy w całej historii tak wielki procent Amerykanów nie wierzył w Boga. Bóg nie tylko nie umarł -jak to przedwcześnie ogłosił niemiecki filozof Nietzsche - ale wręcz nigdy dotąd nie wydawał się tak żywy.
Po drugie, choć to już nie jest tak ważne, zmianie uległa również moja własna postawa. Chociaż w młodości żywiłem absolutne, namiętne przekonanie o prawdziwości i ogromnym znaczeniu ateizmu, stopniowo zacząłem się przekonywać, że chrześcijaństwo jest o wiele ciekawszym i znacznie bardziej fascynującym intelektualnie światopoglądem niż ateizm. Zawsze ceniłem sobie wolność myśli i zdolność do buntu przeciwko panującym ortodoksjom. Nigdy jednak nie przypuszczałem, dokąd mnie moje wolnomyślicielstwo doprowadzi.
Tak więc, podążaliśmy z Dawkinsem w diametralnie różnych kierunkach, choć w istocie z tych samych powodów. Obaj jesteśmy oksfordzkimi profesorami, którzy pasjonują się naukami przyrodniczymi. Obaj gorąco wierzymy w myślenie oparte na dowodach i jednakowo krytycznie podchodzimy do wiary, której brakuje wyraźnych podstaw. Obaj pragniemy sądzić, iż zmienilibyśmy zdanie w kwestii Boga, gdyby wskazywały na to dowody. Jednakże na podstawie doświadczenia i analizy tego samego świata doszliśmy do radykalnie odmiennych wniosków na temat Boga. Porównanie naszych postaw jest pouczające, niemniej przed Dawkinsem stawia kilka trudnych pytań.
Richard Dawkins, obecnie profesor Oksfordu kierujący katedrą Społecznego Rozumienia Nauki utrzymuje, że nauki przyrodnicze - zwłaszcza biologia ewolucyjna - stanowią intelektualną autostradę do ateizmu; taką rolę odegrały one w jego młodości. Jeżeli chodzi o mnie, to zaczynałem jako ateista, by stać się chrześcijaninem - swą intelektualną podróż odbyłem w kierunku dokładnie przeciwnym niż Dawkins. Początkowo zamierzałem poświęcić życie naukom ścisłym, jednak odkrycie chrześcijaństwa powiodło mnie ku głębokim studiom nad jego dziejami i myślą. Zrobiłem doktorat z biofizyki molekularnej, pracując w oksfordzkim laboratorium, którym kierował profesor George Radda, później jednak zarzuciłem aktywną działalność na polu nauk ścisłych na rzecz studiowania teologii.
Często zastanawiam się nad sposobem, w jaki Dawkins i ja mogliśmy dojść do tak diametralnie przeciwnych wniosków na podstawie jednakowo długiej i głębokiej refleksji nad tym samym światem. Istnieją dwie możliwości. Pierwsza: ponieważ wierzę w Boga, jestem obłąkany, otumaniony i oszukuję samego siebie, a moje możliwości intelektualne uległy wypaczeniu z powodu ich zawłaszczenia przez zaraźliwy a złośliwy „wirus Boga”. Druga: ponieważ jestem obłąkany, otumaniony i oszukuję samego siebie, a moje możliwości intelektualne uległy wypaczeniu z powodu ich zawłaszczenia przez zaraźliwy a złośliwy „wirus Boga” - wierzę w Boga. Obie możliwości - obawiam się - stanowią istotę odpowiedzi zawartej na kartach Boga urojonego.
Powyższe wnioskowanie może być jakąś odpowiedzią na ten problem, ale z pewnością niespecjalnie przekonującą. Może przemawiać do zatwardziałego ateisty, któremu niezłomna wiara nie pozwala działać poza działką z etykietą „bez Boga”. Mam jednak nadzieję, że słusznie uważam takich bezmyślnych dogmatyków za niereprezentatywnych dla ateizmu. Innej odpowiedzi może dostarczyć odniesienie tego samego śmiesznego nonsensu tym razem do Dawkinsa. (Chociaż, jak przypuszczam, w tym przypadku musimy przyjąć, iż jego umysł został zawładnięty przez wirus „nie-ma-Boga”). Nie mam jednak najmniejszego zamiaru wypisywać podobnie niewiarygodnych bzdur. Dlaczego miałbym obrażać Dawkinsa, a co więcej, dlaczego miałbym obrażać inteligencję moich czytelników?
Początki prawdziwej odpowiedzi leżąw mądrych słowach Stephena Jay Goulda, którego napawająca smutkiem śmierć z powodu raka w roku 2002 skradła Uniwersytetowi Harvarda jednego z najlepszych nauczycieli, a dziełu popularyzacji nauki -jednego z najprzystępniejszych pisarzy. Choć ateista, Gould był absolutnie przekonany, iż nauki przyrodnicze - łącznie z teorią ewolucji - pozostają w zgodzie zarówno z ateizmem, jak i konwencjonalnymi wierzeniami religijnymi. Jeśli połowa z jego uniwersyteckich kolegów nie jest skończonymi durniami - a założenie takie Gould słusznie odrzucił jako nonsens, obojętnie do której połowy miałoby się ono stosować - nie może być innego odpowiedzialnego sposobu ogarnięcia rozmaitości reakcji na otaczającą rzeczywistość ze strony znanych mu inteligentnych i wykształconych ludzi4.
Nie jest to szybka i łatwa odpowiedź, jakiej wielu by pragnęło. Ale może być słuszna - a przynajmniej wskazuje właściwy kierunek. Pomaga zrozumieć, dlaczego pewni ludzie żywią tak fundamentalnie różne przekonania na temat tychże spraw oraz dlaczego inni konsekwentnie uważają, że pytania owe ostatecznie nie doczekają się godnej zaufania odpowiedzi. Przypomina ponadto o konieczności traktowania osób niezgadzających się z nami w tych sprawach z pełnym szacunkiem intelektualnym, nie zaś odsądzania ich od czci i wiary jako kłamców, łotrów i szarlatanów.
O ile Gould przynajmniej próbuje ważyć dowody, o tyle Dawkins po prostu proponuje ateistyczny odpowiednik zręcznego kazania o ogniu piekielnym -zastępując skrupulatne, poparte dowodami przemyślenia turbonakręconą retoryką i w wysokim stopniu wybiórczą manipulacją faktami. Co ciekawe, w Bogu urojonym znajdziemy zadziwiająco mało analizy naukowej. Mnóstwo tam pseudonaukowej spekulacji, połączonej z szerszą, kulturową krytyką religii, zapożyczoną ze starszych pism ateistycznych. Dawkins głosi kazanie do nienawidzących Boga chórów, wyraźnie oczekując od nich delektowania sięjego retorycznymi fajerwerkami i przypochlebnego unoszenia rąk w górę: „Wszyscy uważający, że biologiczną ewolucję da się pogodzić z religią, są nieuczciwi!” Amen! „Należą do szkoły ewolucjonistów Neville'a Chamberlaina! To zwolennicy ugłaskiwania!” Amen! prawdziwi uczeni odrzucają wiarę w Boga!” Alleluja! „Bóg, w którego wierzyli starotestamentowi Żydzi, to psychotyczny pedofil!” Amen! Słusznie prawi!
Czytając Boga urojonego, poczułem zarazem smutek i zakłopotanie. Jak to się stało - zastanawiałem się - że tak utalentowany popularyzator nauk przyrodniczych, który tak wielką wagę przykładał niegdyś do obiektywnej analizy dowodów, zamienił się w agresywnego antyreligijnego propagandystę, wyraźnie lekceważącego dowody, które nie pasują do jego tez? Dlaczego brutalnie wykorzystuje nauki przyrodnicze do szerzenia ateistycznego fundamentalizmu? Nie znajduję na to zadowalającego wytłumaczenia. Podobnie jak wielu moich kolegów-ateistów, nie mogę po prostu zrozumieć prezentowanej przezeń zdumiewającej wrogości w stosunku do religii. Religia działa na Dawkinsa jak czerwona płachta na byka - nie tylko wywołuje agresję, ale wręcz każe mu odrzucać zarówno naukową ścisłość, jak i zwykłą uczciwość. Ta pełna rozgoryczenia książka kipi retoryczną pasją, jednak ostrość wywodów służy tu jedynie ukrywaniu słabości mizernych, a co więcej, wtórnych argumentów.
Nie ja jeden czuję rozczarowanie. Bóg urojony triumfalnie ogłasza, iż jego autor znalazł się w gronie trzech czołowych intelektualistów wybranych w listopadzie 2005 roku w sondażu ogłoszonym wśród czytelników magazynu „Prospect”. Co natomiast sądzi „Prospect” o samej książce? Jego recenzent wyraża najwyższe zdumienie tą „nieciekawą, dogmatyczną, rozwlekłą i pełną wewnętrznych sprzeczności” publikacją. Ajak brzmi tytuł recenzji? Dawkins dogmatyk.
1 Richard Dawkins, Bóg urojony, tłum. Piotr Szwajcer, Wydawnictwo CiS, Warszawa 2007.
2 Tamże, s. 17.
3 Michael Shermer, How We Believe: Science, Skepticism and the Search for God, Freeman, New York 2000, s. 16-31.
4 Stephen Jay Gould, Impeaching a Self-Appointed Judge, "Scientific Ameri-can", t. 267, nr 1 (1992), s. 118-121.
opr. aw/aw