Życie ludzkie a polityczny nteres

Aborcje eugeniczne zakładają zabijanie płodów niepełnosprawnych, a przecież nie wolno traktować płodów z upośledzeniem jako ludzi gorszej kategorii!

MAGDALENA KOWALEWSKA: — Sejm odrzucił projekt ustawy, która miała chronić nienarodzone chore i niepełnosprawne dzieci. Czy można traktować płody z upośledzeniem jako ludzi gorszej kategorii i pozwalać na ich zabijanie?

KS. PROF. STANISŁAW WARZESZAK: — Oczywiście, że nie. Każde życie jest życiem ludzkim, nawet to z upośledzeniem. Niestety, aborcje eugeniczne zakładają zabijanie płodów niepełnosprawnych. Obrońcy życia nagłaśniają szczególnie zabijanie dzieci z zespołem Downa. Należy podkreślić, że te dzieci potrafią naprawdę normalnie funkcjonować. Wymagają większej opieki, ale ich życie jest wyjątkową formą życia otwartą na relacje z drugim człowiekiem. Żadne prawo, które pozwala na zabijanie życia ludzkiego, nie może być moralne. Stąd też nie można go bronić i zawsze należy je obalać. Badania wskazują, że 80 proc. Polaków jest za ochroną poczętego życia.

— Liczba aborcji eugenicznych wzrasta. Trudno to zrozumieć chrześcijaninowi, który ma świadomość,  że każde dziecko jest darem od Boga.

— Jesteśmy świadkami tworzenia się pewnej mentalności eugenicznej, czegoś, co już przerabialiśmy w historii. To, co robił Hitler w III Rzeszy, to była także czysta eugenika. W krajach takich jak np. Stany Zjednoczone czy państwa skandynawskie niemal od 100 lat prowadzi się politykę eugeniczną. Wprawdzie została ona zdyskredytowana w III Rzeszy, ale tylko dlatego, że wówczas mieliśmy do czynienia z nazizmem. Jednak ta sama logika eugeniczna towarzyszy wszystkim współczesnym cywilizacjom transatlantyckim, które eliminują niepożądane życia. Sama eugenika jest bardzo niebezpieczną praktyką, ponieważ wchodzimy na grunt równi pochyłej, w której jeśli pozwolimy na zabijanie dzieci z zespołem Downa, za kilka lat będzie przyzwolenie na eliminowanie dzieci, u których stwierdzono niesprawność na znacznie niższym poziomie.

— Jak wytłumaczyć wszystkim przeciwnikom życia, że debata na ten temat nie jest tylko wojną światopoglądową, ale chodzi przecież o najbardziej podstawowe prawo człowieka?

— W naszym społeczeństwie możemy spotkać się z fałszywą albo z prawdziwą koncepcją człowieka. Każdy zawsze będzie upierał się przy tym, że jego koncepcja jest prawdziwa. Ale zauważmy, że często ta „prawdziwa” koncepcja człowieka zakłada, iż człowiekiem jest np. tylko ten, kto ma pełną świadomość życia osobowego. Według tych założeń, niemowlę nie ma takiej świadomości i do 2. roku życia można by pozwolić legalnie je uśmiercać, gdyby z różnych powodów nie spełniało oczekiwań rodziców. Takie pomysły naprawdę już się pojawiły, są one przecież przejawem mentalności eugenicznej. W przypadku in vitro, jeśli mamy 8 lub 10 embrionów zapłodnionych, a tylko jednemu lub dwóm z nich dajemy szansę życia, należy zapytać: co dzieje się z resztą embrionów? Dlaczego nie dajemy szansy wszystkim embrionom, a tylko niektórym wybranym? Mamy tutaj do czynienia z oczywistą segregacją. Z wyborem spośród 10 embrionów tego, który odpowiada naszym oczekiwaniom i kryteriom pod względem zdrowia czy możliwości intelektualnych. To nic innego jak eugenika, a segregacja jest taką negatywną eugeniką. Eugenika zawsze wyrządza krzywdę słabszym i bezbronnym, jest z gruntu niesprawiedliwa wobec człowieka jako człowieka.

— To wygląda jak zabawa w Pana Boga i próba podejmowania decyzji o tym, kto będzie żył, a kto nie.

— Rzeczywiście. Dlatego debata polityczna jest bardzo nieuczciwa, jeśli ludzie uzurpują sobie prawo do decydowania o tym, które życie ma żyć, a które powinno umrzeć i być wyeliminowane. To robią właśnie politycy. Podejmując temat aborcji czy in vitro, próbują prowadzić w gruncie rzeczy swoistą grę w oparciu o takie czy inne argumenty, a raczej interesy polityczne. Zauważmy, że dyskusję nad ustawami bioetycznymi proponuje się wówczas, gdy rząd nie radzi sobie z jakimiś problemami, próbując znaleźć temat zastępczy. Poza tym, gdy nie ma uczciwej intencji rozwiązania problemu, mamy do czynienia z tym, co dzisiaj młodzież nazywa „ściemą”. Rzuca się ludziom jakieś „mięso” do dyskusji, a tak naprawdę brak jest woli przeprowadzenia uczciwej i rzetelnej debaty nad możliwością pełnej ochrony życia. Niestety, mam wrażenie, że każda ze stron politycznych — zarówno lewica, jak i prawica — nie zawsze miała uczciwe intencje w tym względzie. Debatom nad ochroną życia od poczęcia do naturalnej śmierci towarzyszył zazwyczaj interes polityczny. Podkreślam, życie ludzkie jest taką wartością, że nie może być wpisane w interes polityczny! Ono stoi ponad wszelkimi interesami politycznymi, które nie służą bezpośrednio ochronie życia. Na tę sprawę należy rzetelnie spojrzeć od strony godności człowieka i wartości życia ludzkiego.

Wprowadzamy strukturalne udogodnienia dla niepełnosprawnych. Tworzymy świat przyjazny dla niepełnosprawnych — windy, podjazdy czy parkingi. Ale na poziomie embrionalnym niepełnosprawnym nie dajemy praw, tylko chcemy ich od razu wyeliminować. Widać tutaj wielką niekonsekwencję takiego działania. Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi prawdopodobnie o pieniądze, o koszty utrzymania, na które bogate społeczeństwa europejskie zupełnie, wydawałoby się, nie stać.

— Ksiądz Profesor ma też na myśli lobbing wielkich koncernów zaangażowanych w przeprowadzanie zarówno aborcji, jak i zabiegów in vitro?

— Tak. W obu przypadkach jest to niesamowicie wielki biznes. Jeśli przeprowadzona byłaby uczciwa debata na temat in vitro, nie zaczynano by jej od sposobów finansowania. Żeby przeskoczyć wszystkie bariery, które nie pozwalają na prawne regulacje, zaczyna się rozmowę od wyasygnowania pieniędzy z budżetu na ten cel. A naszego społeczeństwa na to nie stać. Tym bardziej że nie stać nas na wspieranie rodzin, które mają dzieci. Wygląda to dość absurdalnie: chcemy wspierać płodność u niepłodnych, a zaniedbujemy owoce płodności istniejących rodzin.

— Czy z punktu widzenia Kościoła mogą być dozwolone jakieś przypadki stosowania metody in vitro?

— W żadnym wypadku in vitro nie jest dozwolone. Kościół zawsze jest za obroną życia, ale nie można stosować takich nadużyć i mówić, że dlatego powinien popierać in vitro. Niestety, słyszymy to od najważniejszych polityków w naszym kraju. Jeśli ktoś wyznaje chrześcijańską koncepcję człowieka (a powinien ją wyznawać, jeśli uważa się za katolika), nie będzie akceptował reprodukcji człowieka. Zapłodnienie in vitro jest zawsze aktem reprodukcji człowieka. Kościół rozumie, że małżonkowie bardzo się kochają i chcą mieć dziecko, jednak nie można chcieć czegoś za wszelką cenę. Dziecko jest darem, a nie celem. Wydaje się dziś wielu, że każdy może mieć wszystko, co chce. Wpisuje się w to także życie dziecka. Ale zauważmy także jeszcze inny rodzaj mentalności: małżonkowie przez 15 lat nie dążą do tego, by mieć dziecko, a mając 40 lat, myślą, że warto byłoby w jakiś sposób spełnić się i udowodnić sobie, iż mogą je mieć. Tymczasem okazuje się, że są już bezpłodni. Jeśli ktoś przez długi czas stosuje środki antykoncepcyjne czy też nawet dopuszcza się aborcji, wiadomo, że ma może 5 proc. szansy na poczęcie dziecka. Niszczymy własną zdolność prokreacyjną przez aborcję i antykoncepcję, a potem czynimy dramat z niepłodności.

— Co oznacza dla społeczeństwa zapowiedź refundacji zabiegów in vitro, obejmującej nie tylko pary małżeńskie?

— Jeśli nie tylko małżeństwa, to pewnie również partnerskie związki niesakramentalne, homoseksualne. Według tych zapowiedzi, prawdopodobnie takie pary mogłyby pretendować do tego, aby stać się rodzicami genetycznymi swojego dziecka. To bardzo daleko idące decyzje. Najpierw rozczulamy się nad małżeństwami, które są szczęśliwe, ale brakuje im jednego — dziecka. Władza chce im przyjść z pomocą. Ale, w zasadzie, dlaczego dziecko miałyby mieć tylko małżeństwa? Przecież nieformalne związki partnerskie również chcą je mieć. Tym samym otwieramy furtkę do posiadania dziecka dla wszelkiego rodzaju związków. Takie postępowanie jest głęboko nieuczciwe i niemoralne, ponieważ nie bierze się pod uwagę dobra dziecka, a jedynie myślenie o jego posiadaniu. W tym przypadku dziecko okazuje się tylko jakimś kaprysem.

— Tymczasem domy dziecka są przepełnione...

— Właśnie. Jeśli ktoś chce poświęcić swoje serce dziecku, może je zaadoptować. Niestety, na ogół te osoby nie są zdolne do wychowania dzieci. Traktują je jak zabawki. Przykład? Jeden z celebrytów obnosił się przed fotoreporterami, jak ze swoim partnerem mężczyzną będzie wspaniale wychowywał dziecko, ale najwyraźniej znudziło mu się już ojcostwo — znaczy rodzicielstwo, bo przecież teraz tak „poprawnie” winno się mówić. Pojawia się zatem pytanie, czy chodzi rzeczywiście o szczerą troskę o dziecko, czy o próbę ideologicznych manipulacji, które miałyby pokazać światu, że związki partnerskie są „przykładnymi” związkami rodzicielskimi.

Jeśli akt małżeński będzie aktem reprodukcyjnym, dziecko będzie towarem, a nie wyrazem miłości. Będziemy mieli pretensje do „producenta”, ponieważ źle skonstruuje nam „produkt” i ostatecznie nie będziemy chcieli mieć takiego „bachora”, bo nie odpowiada nam kolor jego oczu czy włosów. Dzisiaj mamy do czynienia z ideologiami, które są oparte na tzw. błędzie antropologicznym, co oznacza, że ich koncepcja człowieka nie jest prawdziwa. Opiera się na całkowitej wolności człowieka, prowadząc do absurdalnego libertynizmu, w którym wszystko wolno. Życie jest darem, a świadkiem tego jest natura. Otwieramy się na porządek natury. Ekologia nam to uświadamia, ale niestety, w obszarze ochrony zwierząt i roślin, a nie człowieka. „Greenpeace” nie chroni życia człowieka, ale ryby i żaby. Potrzeba nam naprawdę wrócić do prawdziwej koncepcji godności człowieka.

— Jakie konsekwencje moralne ponoszą politycy, głosując wbrew swojemu sumieniu?

— Popełniają bardzo ciężki, śmiertelny grzech. Dopuszczają nie tylko do jednostkowych aborcji, ale do tysiąca, a nawet milionów aborcji, które będą miały miejsce na przestrzeni kolejnych lat.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama