Rozważania na Drogę Krzyżową. Jeśli ziarno nie obumrze...
Siewca wyszedł na pole, aby siać.
Poniósł ze sobą całą obfitość ziaren zboża.
Schylił się po jedno z nich, które upadło obok drogi i aby ptaki nie pożarły podniósł je i rzucił na ziemię żyzną.
Uniósł je, na podobieństwo, jak matka bierze na ręce swoje dziecko.
Zasiewał pole rzucając przed siebie ziarna zboża.
Pomimo zmęczenia nie ustawał.
Kiedy jedno z ziaren upadło na miejsce skaliste, tam gdzie nie miało głębokiej ziemi i kiedy słońce wzejdzie, byłoby spalone, bo nie miałoby korzenia i uschłoby, uniósł je i na powrót włożył do płachty.
Nie ustawał w obsiewaniu pola.
Znowu, kiedy jedno z ziaren padło pomiędzy ciernie, uniósł je. Ciernie zadusiłyby je.
Nic nie powstrzymywało go w pracy, nawet obfitości kurzu jego szaty.
Drętwienie dłoni.
Skwar dnia, schodzący z nieba.
Po ukończonej pracy usiadł na skraju pola.
Zaznał wypocznienia.
Ziarno rzucone na ziemię wzrastało i dało plon, jedno trzydziestokrotny, inne sześćdziesięcio, a inne po stokroć.
[rok 2006]
opr. mg/mg