Niekiedy można zastanowić się, czy mając wzrok, rzeczywiście widzimy?
Cykl rozważań na Wielki Post 2014: "Duchowe inspiracje".
Niekiedy można zastanowić się, czy mając wzrok, rzeczywiście widzimy? Coraz częściej nie dostrzegamy różnych rzeczy mimo tego, że mamy wzrok. Świat, który nas otacza ma wiele barw, propozycji, możliwości, ale gdy mamy powiedzieć co zobaczyliśmy, często ograniczamy się do standardów, które otaczają nas od wielu lat, a nie każdego dnia nowe. Jesteśmy często zapatrzeni w różne rzeczy, których bardzo pragniemy, a nie dostrzegamy tego co nas mija, czego nie odkrywamy, bo nie jest dla nas znaczące, a w rzeczywistości to właśnie te rzeczy mogłyby stanowić nasze skarby. „Patrzymy, ale nie widzimy”. Dla mnie niezwykłym doświadczeniem, był moment rekolekcji w szkole dla niewidomych i niedowidzących – ich świat, który był dla mnie prawie obcy, dzięki ich postawie, chęci rozmowy stał się duchowym skarbem dzięki któremu mogę dziś dostrzegać więcej. Świat fotografii, nauczył mnie również widzieć często to, czego inni nie dostrzegają. Świat, rzeczywistość w której żyjemy jest bardzo cenny, ale najpierw musimy nauczyć się patrzeć. Prośmy dziś Chrystusa o prawdziwe otwarcie naszych oczu.
Czy wierzysz, że Jezus może odmienić twoją obecną sytuację? To, co dzieje się w naszym życiu nie jest dziełem przypadku, a toczące się wydarzenia mają jakieś swoje zadanie. W scenie uzdrowienia niewidomego, ma się wrażenie, że wszystko idzie w tym kierunku, aby pokazać, że każdy człowiek jest dzieckiem Bożym i że każdy zasługuje na „normalne – szczęśliwe” życie. Jezus czyni uzdrowienie mimo tego, że chory nie zdaje sobie sprawy z tego, z Kim ma do czynienia. Jednak widać, że nie ma w nim żądzy znaków, cudów, ale jest wyraźne świadczenie o tym, kim dla niego stał się Jezus. Dziękuje za to, co dla niego uczynił, a idąc dalej, kiedy Jezus stwarza okazję do poznania, prowadzi go również do wyznania wiary. Musimy umieć przyjmować naszą codzienność i widzieć w niej środek do osiągnięcia jakiegoś celu. Bóg może, jeśli Mu na to pozwolimy, odmienić naszą obecną sytuację w bardziej dla nas zrozumiałą. To my musimy otworzyć się na Niego, a nie On na nas. Muszę uczyć się przyjmowania tego, co On mi daje, nawet gdy jest zgoła bardzo odmienne od tego, czego bym oczekiwał. Sytuacja niewidomego diametralnie się odmieniła, a on i tak nie rzuca się w wir życia, ale świadczy o tym, co się z nim stało. Kiedy już Bóg odmieni twoją sytuację, z radości nie zgub tego, do czego miało cię to wszystko zaprowadzić. Radość ze zmiany, nie może spowodować w tobie rezygnacji z osiągnięcia jakiegoś celu.
W dialogu pomiędzy faryzeuszami a uzdrowionym już dokonuje się po części scharakteryzowanie Jezusa. Każdy kto doświadczy Jego działania, obecności, otrzymuje wewnętrzną intuicję, która pomaga mu w jakiejś części dokonać takiego określenia. Uzdrowiony nie miał widocznie wcześniej okazji ani usłyszeć, ani w jakikolwiek sposób spotkać się z Jezusem, dlatego jest to dla niego ktoś obcy, aczkolwiek uzdrowienie które na nim dokonał, pozwoliło mu wewnętrznie stwierdzić – to jest prorok. Dzięki temu, ze musiał się wytłumaczyć z tego co się na nim dokonało, dzięki późniejszemu spotkaniu z Jezusem, a więc przez poszukiwanie wewnętrznie odpowiedzi na postawione różne pytania, człowiek ten dzięki udzielonej mu łasce dochodzi do poznania. „A któż to jest Panie, aby w Niego uwierzył?” Strategicznym momentem całej tej sceny jest odpowiedź Jezusa: „Jest Nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie”. Wówczas uzdrowiony wyznaje: „Wierzę, Panie!” Dokonuje się całkowite poznanie, bo sam Jezus mu tego udziela. Warto pomyśleć ile razy my sami otworzyliśmy się na to, co zostało nam udzielone przez Boga i czy stało się to okazją do poznania i poszukiwania wiary, albo głębszego przekonania się w czymś, albo siły do realizacji czegoś.
Wobec najbardziej oczywistych spraw, najprostsze pytania, sprawiają nam najwięcej kłopotów. Niekiedy jest tak, że najpierw w coś się angażujemy, przyzwyczajamy się do czegoś, wykonujemy to, ale nigdy nie stawiamy sobie zasadniczych pytań. Wielu jest takich, którzy chodzą do kościoła, modlą się, korzystają z sakramentów, ale nigdy nie postawili sobie tego właśnie pytania: czy ty wierzysz? Odpowiedz sobie sam – ile razy w życiu to pytanie się pojawiło i jakich odpowiedzi udzielałeś. Zgubą dla naszych postaw, dla działania jest postawa przyzwyczajenia – wykonywanie czegoś bez przemyślenia, bez uzasadnienia, bez głębszego zaangażowania. Wiara wymaga osobistej stanięcia przed Bogiem i udzielenie konkretnej odpowiedzi, a nie samo „być”. Nie jest wystarczającą postawą, bycie w tłumie i chowanie się za innymi, lecz podobnie jak we fragmencie o uzdrowieniu niewidomego – Jezus spotkawszy go, stoją twarzą w twarz, zadaje mu konkretne pytanie – czy ty wierzysz…? Nie uciekaj przed tym osobistym spotkaniem i pytaniem. Szukaj odpowiedzi, która pomoże ci jeszcze głębiej wejść w wiarę i relację z Jezusem.
Jak czytam ten krótki fragment o sporze, czy fakt uzdrowienia niewidomego jest dobry czy też nie, wywołuje to we mnie ogromne zdziwienie i pytam się szczerze, jak to możliwe, że ktokolwiek może zejść na taki poziom, aby dyskutować, czy dobro jest dobre, czy też nie. Tutaj jednak jest punkt spięcia, a jest nim „szabat”. Otóż, czy w dniu wolnym możemy czynić coś dobrego, czy też nie. Pewnie pojawia się lawina stwierdzeń, że tak oczywiście. W obecnym świecie, gdzie zatarta jest granica świętowania, nie zdziwi nikogo fakt, że w niedzielę robi się cokolwiek. Dla Żyda jednak, faktycznie był to święty dzień – szabat i nie było wiele dyskusji, czy można coś robić, czy nie. Odpowiedź była jedna, konkretna – NIE. Dla nas niedziela jest uroczystym dniem, okazją do świętowania. Ostatnio zastanawiałem się nad tym, co stanowi o tym, że my rzeczywiście ten dzień świętujemy. Czy sama obecność na Mszy i brak pracy w tym dniu są wystarczające, aby stwierdzić, że świętujemy? Wydaje mi się, że nie. Warto pójść dalej w tym myśleniu o świętowaniu i zastanowić się, jak rzeczywiście konkretnie mogę sprawić, aby ten dzień w mojej mentalności i moich najbliższych był rzeczywiście świętem. Czym ten dzień wyróżnić od pozostałych dni. Życzę owocnego zastanawiania się!
Niewinne słowa… można powiedzieć, że spór toczący się pomiędzy obserwatorami tego wydarzenia, może być nie ważny w naszych rozważaniach, ale dla mnie są one świadectwem tego, co się stało z tym niewidomym. Wszyscy zwracamy uwagę na to, że odzyskał on wzrok. Czy jednak to wszystko? Zastanawia mnie to, dlaczego różne osoby nie mogą go rozpoznać; dlaczego nie ma jednoznacznego głosu – że tak to jest on. Człowiek uwolniony od życiowego brzemienia, postawiony w zupełnie nowej, pełnej radości sytuacji. Można powiedzieć nawet, że ten człowiek doczekał się tego, o czym marzył przez całe życie, za czym tęsknił, choć nie miał świadomości tego, co go tak naprawdę otacza. Uwolnienie sprawia, że człowiek ten staje się zupełnie inny. Wyobraź sobie, jak odmienia się twoja twarz, postawa, serce, gdy zrzucasz najcięższy ciężar swojego życia i wiesz, ze od tego momentu twoje życie może wyglądać zupełnie inaczej. Czy pozostajesz takim, jakim byłeś do tej pory, czy jednak coś się zmienia. Wydaje mi się, że inne osoby nie mogą rozpoznać w tym człowieku niewidomego, ponieważ cud zadziałał na całego człowieka, a nie tylko na wzrok. Może właśnie na coś takiego czekasz w swoim życiu? Pozwól Mu cię uzdrowić – dokonaj oczyszczenia i uwolnienia od tego, co ci już może od dawna ciąży.
Może nie byłoby nic nadzwyczajnego w tym wydarzeniu – dostrzeżenia niewidomego, gdyby nie to, że ślepota dotykała w Izraelu wielu ludzi. Przyczyn można szukać w uszkodzeniu oczu przez ostre światło, kurz, zanieczyszczenia itd. Pozycja takiej osoby była niełatwa, gdyż specjalnych szkół, ani zawodów, które mogłyby być przeznaczone dla takich osób. Raczej zepchnięte na margines, musiały radzić sobie same, co tym bardziej potęgowało to ich trudną sytuację. Bez pomocy drugiego człowieka, taka osoba nie była wstanie przeżyć. Czyżby był to moment, w którym Jezus dokonuje właśnie wyboru ze względu na siłę, która może dotknąć się dzięki Jego Miłości? Czy to okazja, by ratując jednego, uratować również innych? Chrystus przedziera się przez przeróżne utrudnienia stające na naszej drodze. On wychodzi z inicjatywą Miłości, uzdrawiania, rodzenia w nas postawy wiary. Niewidomy – a my, czy nie ma w nas również zamkniętych oczu, serca, myśli, uczuć? Czy nie jesteśmy czasami, duchowo niewidomymi?
opr. aś/aś