Wiara poszukująca zrozumienia składa się z pytań, momentów pewności i zwątpienia, smutku pogubienia i radości odnalezienia
Szczególnym świadkiem zmartwychwstania był apostoł Tomasz. Tradycja - chyba niesłusznie — nazwała go „niewiernym. Zbyt realne było to, co niedawno widział, by teraz szybko zapomnieć. Wieść o zmartwychwstaniu jawiła się mu jako tani happy end. Nie był materialistą niezdolnym do otwarcia się na Tajemnicę. Przeciwnie: chciał dowiedzieć się czegoś więcej, sprawdzić, czy zmartwychwstanie nie ogołaca krzyża. Czy go nie unieważnia?
Od początku wielu nie potrafiło/nie chciało przyjąć tego faktu do wiadomości. Jedni czynili to dla pieniędzy, chęci zamknięcia raz na zawsze „sprawy Jezusa z Nazaretu” (Mt 28,11-15), inni z zatwardziałości serca i pychy [„Gdy [Ateńczycy] usłyszeli o zmartwychwstaniu, jedni się wyśmiewali, a inni powiedzieli: «Posłuchamy cię o tym innym razem»” (Dz 17,32)].
Wydaje się jednak, że powód odrzucenia Zmartwychwstałego przez współczesnych niedowiarków jest jeszcze inny. Ks. Tomá Halík pisze, iż dla wielu współczesnych deklaracja „nie wierzę” - w istocie oznacza: „nie potrafię sobie wyobrazić”. Chcielibyśmy na wszystko mieć dowody, „szkiełku i oku” przyznając priorytetowe znaczenie. Poukładać świat wedle własnych zasad. A tak nie jest...
Prawda o zmartwychwstaniu Jezusa oparta jest na świadectwach tych, którzy Go widzieli, rozmawiali z Nim: apostołów, Matki, Marii Magdaleny, Piotra i Jana, uczniów idących do Emaus, wreszcie Tomasza, którego tradycja - chyba niesłusznie - nazwała „niewiernym”. Jego osoba zasługuje na szczególną uwagę. Możemy się zżymać, że koniecznie chciał dotykać ran zmartwychwstałego Mistrza. Zbyt realne było to, co niedawno widział, by teraz szybko zapomnieć: krzyż, rany, niewyobrażalne cierpienie, przebicie boku Mistrza włócznią żołnierza. Wieść o zmartwychwstaniu mogła mu się jawić jako zbyt tani happy end. Tomasz nie był materialistą niezdolnym do otwarcia się na Tajemnicę. Raczej czuł opór przed przyłączeniem się do radości pozostałych apostołów. Chciał dowiedzieć się czegoś więcej: sprawdzić, czy zmartwychwstanie nie ogołaca krzyża. Czy go nie unieważnia? Jezus miał tego świadomość: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!” (J 20,27). Dotknięcie ran Chrystusowych - namacalnego dowodu cierpienia - sprawiło, że odkrył na nowo Boga żywego! Odkrył obok siebie - i w sobie - nie apatycznego boga stoików czy boga będącego wytworem mocarstwowych aspiracji człowieka, uczynionego na ludzki obraz i podobieństwo, ale Boga zranionego. Nie Boga Prawa czy tradycji, patrona świątecznego przyzwyczajenia, ale Boga współczującego, współcierpiącego. Boga bliskiego i kochającego, z pokorą pochylającego się nad ludzką nędzą...
Może nas gorszyć zgorzknienie, ślepota uczniów idących do Emaus, tchórzostwo pozostałych. Ale musimy pamiętać, że „ich oczy były niejako na uwięzi”, tzn. patrzyli po ludzku na to, co żadną miarą ludzkim umysłem wyjaśnić się nie dało. Dopiero Pięćdziesiątnica w pełni pozwoliła im zrozumieć Pisma. Moc Ducha Świętego sprawiła, że za świadectwo o Zmartwychwstałym byli gotowi oddać swoje życie! Wołać za św. Pawłem: „Dla mnie bowiem żyć - to Chrystus, a umrzeć - to zysk” (Flp 1,26). Postawić tę prawdę w centrum swojego nauczania [„Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara” (1 Kor 15,14)].
Składa się z pytań, momentów pewności i zwątpienia, smutku pogubienia i radości odnalezienia, gdy okazuje się, że Poszukiwany był cały czas tak blisko!... Jezus zachęca nas, abyśmy Go szukali, dotykali! „On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: «Pokój wam!»- napisał św. Łukasz ewangelista. Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: «Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam». Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: «Macie tu coś do jedzenia?» Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich” (Ł 24,36-43).
Znamienne jest to, że Chrystus nie przychodzi po swoim zmartwychwstaniu do uczniów jako mściciel, ale jako Przebaczający. A oni tak to sobie wyobrażali! Bali się! Św. Jan opisuje moment objawienia się Zmartwychwstałego nad Morzem Tyberiadzkim. Spodziewali się nagany, wyrzutów, pretensji. Spanikowany Piotr - prawie nagi! - rzuca się do wody, aby przepłynąć wpław prawie 100 metrów i powitać Pana. Jakie myśli wtedy kołatały się w jego głowie? Czy kara za zdradę będzie surowa? Co powiedzieć komuś, o kim jeszcze niedawno mówiło się publicznie: „Nie znam Go!”. O czym myśleli Tomasz, Natanael, synowie Zebedeusza, inni uczniowie? Jak wyjaśnić własne tchórzostwo, ucieczkę?... (por. J 21,1-13). Nie padł żaden wyrzut. Wręcz przeciwnie: na brzegu żarzyło się ognisko, na rybaków czekało śniadanie, w sieci - obfitość połowu. I pełne miłości zaproszenie: „Chodźcie, posilcie się”. Żadnego wyrzutu. Tylko wyrozumiałość [„duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” - por. Mt 26,12], miłość i pokój... I zaufanie. Mimo wszystko.
Jeszcze wtedy nie byli w stanie pojąć, że miłość kruszy wszelkie granice, zasypuje każdą przepaść, że jest czymś więcej niż tylko deklaracją czy poruszeniem serca. Przekracza ludzką małostkowość i lęk.
Ktoś powiedział: „Bóg nie wybiera uzdolnionych. On uzdalnia wybranych”. Przez chrzest zostaliśmy wybrani, aby głosić światu Jezusa Zmartwychwstałego - Tego, który jako jedyny jest w stanie pomóc nam zachować życie. O Bogu, który tak mocno wszedł w ludzki świat, milczeć się nie da. To tak, jakby - używając analogii z „naszego” świata - ktoś wynalazł skuteczny lek na nowotwór czy inne choroby, z którymi nie radzi sobie medycyna, i nie podzielił się odkryciem, pozwalając, aby chorzy dalej umierali. Jezus poprzez moc Ducha Świętego uzdalnia nas, abyśmy świadczyli o Nim wobec tych, których spotykamy. Św. Paweł wyznacza bardzo jasny kierunek: „Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi”.
Taka jest prawda o zmartwychwstaniu: niełatwa, pozostająca w ścisłej relacji z Wielkim Piątkiem, zraniona. Zatrzymujemy się dziś przed nią, aby uwielbić Boga za Jego miłość, za to, że posyłając na ziemię swojego Jednorodzonego Syna, nie pozwolił, by nasze życie było niekończącą się ucieczką. W Nim nasza wolność. W Nim nasz ratunek. W Nim nasza wieczność. Czyż może być większy powód do świętowania? Cieszmy się z tego. Resurrexit Chrystus, Alleluja!
Wielbię Cię, mój Boże, z apostołem Tomaszem. Ponieważ zgrzeszyłem jak on niedowiarstwem, teraz uwielbiam Cię jeszcze goręcej... „Pan mój i Bóg mój” (J 20,25), mój Bóg i moje Wszystko. Ciebie i nikogo innego jak tylko Ciebie powinienem pragnąć! Tomasz zbliżył się, by dotknąć Twoich najświętszych ran. Przyjdzie kiedyś dzień, w którym również i ja będę mógł prawdziwie i widzialnie pochylić się i ucałować je. Co za cudowny to będzie dzień, w którym wolny od wszelkiej, choćby najmniejszej nieczystości i grzechu będę mógł zbliżyć się do Boga-Człowieka królującego na tronie chwały! [...] Teraz odczuwam w sobie ciężar tego „ciała śmierci”, tysiączne myśli zajmują mię i rozpraszają, a jedna z nich może wystarczyć, by mnie pozbawić nieba. [...] Chociaż jeszcze nie jestem gotowy, aby Cię zobaczyć i dotknąć, mój Boże, pragnę mimo to zbliżyć się do Ciebie i dosięgnąć pragnieniem tego, czego w pełni nie mogę teraz posiadać”. (J.H. Newman)
KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie 15/2017
opr. ab/ab