Świat ma dziś ogromny problem z wiarą w Boże miłosierdzie. Dlaczego?
Dziś świat ma ogromny problem z wiarą w Boże miłosierdzie. Zbyt dużo okrucieństwa, win, których pamięć zdaje się być nie do wymazania. Zbyt dużo obojętności i niewiary. Ale słowa Jezusa, by nie ustawać w głoszeniu Jego miłości i miłosierdzia, nie straciły niczego ze swojej aktualności.
Postać Judasza od wieków pasjonowała teologów, zwolenników teorii spiskowych. Dlaczego zdradził? Dla pieniędzy czy wyższej idei? Czy wina jest bezwzględna? A może to właśnie przeznaczenie wyznaczyło mu tę niewdzięczną rolę? - snują domysły inni. - Bo gdyby nie wydał Jezusa, nie dokonałoby się zbawienie świata... I wreszcie: czy musiał tak marnie skończyć?
Nie musiał. Przekładając problem Judasza na „język katechizmu”, można postawić tezę, iż wypełnił wszystkie pięć warunków sakramentu pokuty: opamiętał się i zrozumiał swój błąd, wyznał winę, oddał arcykapłanom i starszym naznaczone niewinną krwią srebrniki (Mt 27,3-5). Był w nim też niewątpliwie żal za to, co zrobił. Problem Judasza polegał na tym, że nie uwierzył w Boże miłosierdzie. Odrzucił je - sam sobie wymierzając sprawiedliwość (Mt 27,5). Zabrakło odwagi, aby zbliżyć się do Jezusa i poprosić o wybaczenie. Wydał się w swoje ręce!...
***
Piotr także zaparł się Mistrza, zdradził. Zawiódł w najbardziej newralgicznym momencie, gdy siła świadectwa była tak potrzebna. Strach okazał się silniejszy. A jednak - choć wylękniony, spanikowany myślą, jak surowa może być kara - zbliżył się do Zmartwychwstałego (J 21,7n). Myślał po ludzku. Wyobraźnia podpowiadała mu, co może się za moment stać, jak bolesne słowa usłyszy! Niesamowite było, że gdy dopłynął do brzegu i rozedrgany padł przed Jezusem, nie pojawił się żaden wyrzut. Wręcz przeciwnie: na brzegu żarzyło się ognisko, na rybaków czekało śniadanie, w sieci - obfitość połowu. I pełne miłości zaproszenie: „Chodźcie, posilcie się”. Żadnych pretensji, żali! Tylko wyrozumiałość, miłość i pokój... I zaufanie. Mimo wszystko.
***
Dziś świat ma ogromny problem z wiarą w Boże miłosierdzie. Z różnych powodów. Pierwszym z nich jest zanik poczucia grzechu - zresztą samo pojęcie w wielu miejscach świata zniknęło z katechizmów, homilii i kazań, ewentualnie zostało zastąpione „winą”, „niedoskonałością”, „słabością”. Skoro zaś nie ma grzechu, nie ma też potrzeby odkupienia, przebaczenia. Nie jest też potrzebny Bóg. Zresztą dla wielu ludzi skażonych ideą deizmu Bóg to jedynie bezkształtna energią, Siła Wyższa. Myśląc o sobie, o śmierci, przyszłym życiu mówią: COŚ tam jest... Ale tym CZYMŚ nie warto się przejmować, dopóki się żyje.
Drugim dylematem jest sytuacja dokładnie odwrotna. Wiek XX i XXI przyniosły pamięć zbrodniarzy, okrucieństwa, z których ludzkość nadal nie może się otrząsnąć. Całe pokolenia nie potrafią poradzić sobie z „wiarą w Boga po Auschwitz”. Grzech przybrał tak monstrualne kształty, iż wydaje się niemożliwy do wymazania. Pojawiają się ciągle nowe zbrodnie. Doszły do tego inne pola śmierci: kliniki aborcyjne, sterylne sale szpitalne, gdzie po cichutku „utylizuje się” nieuleczalnie chorych, starych, zmęczonych życiem. Pamięć tego wszystkiego skamieniała... Rany zadane sumieniu są nie do wygojenia. Nawet Bóg zdaje się być zbyt mały, zbyt bezradny, by tego dokonać... Tak myśli wielu.
Kolejny problem: okrutną chorobą trawiącą całe społeczności jest obojętność. Trudno nawet mówić o ateizmie czy antyteizmie - to swoisty agnostycyzm, wygenerowany przez hedonizm, skoncentrowany wokół lenistwa, stagnacji. Wielu ludzi jest świadomych swojego stanu, ale jednocześnie nie znajduje w sobie siły, by się poderwać, zawalczyć o własne zbawienie. Krótko przy ziemi trzyma ich lęk - szatan umiejętnie go dozuje, nie pozwalając, aby ktokolwiek wyrwał mu zdobycz. Ubiera orędzie o Bogu miłości i miłosierdzia w szaty bajkowości, nierealności. Przekupuje wizją życia bez stresu i zmartwień, kusi nowymi obietnicami ziemskiego raju. Wbija w pychę hasłami o nowoczesności i postępie. Cierpienie tłumaczy słabością Pana Boga i niewydolnością ludzkiego intelektu, zarazem wskazując sposoby na „gładkie” pozbycie się go...
Wreszcie problem współczesności nieradzącej sobie z Bożym miłosierdziem to ciągle podejmowane próby wyznaczania miary sprawiedliwości sposobami, którymi dysponuje człowiek: wysyłając armie, zrzucając bomby, mordując, strzelając i niszcząc. Pozostawiając za sobą ruiny i zgliszcza, „równowagę” i pokój gwarantując sobie arsenałami militarnymi i coraz nowocześniejszą bronią. Czy świat choć odrobinę stał się przez to lepszy? Sprawiedliwszy? Czy gardząc miłosierdziem - Boskim i ludzkim - da się cokolwiek zbudować? Uzdrowić relacje międzynarodowe, stosunki w domu, rodzinie, małżeństwie? To nierealne.
***
Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że świat zagubił nadzieję, a przez to zatracił perspektywę swojego istnienia. Jak pisał - cytowany niedawno na łamach „EK” ks. Tomá Halík- dla wielu deklaracja „nie wierzę”, w istocie oznacza: „nie potrafię sobie wyobrazić”. Nie wyobrażam sobie, by Jego miłosierdzie było tak wielkie! To niemożliwe! Skoro ja nie jestem w stanie sobie przebaczyć, jak On może Tego dokonać? - pytają ludzie.
Rzecz w tym, że jest to możliwe. Nieprzypadkowo w czasach potwornego niemiłosierdzia Bóg, przez pośrednictwo prostej zakonnicy z Polski - św. s. Faustyny, przypomniał nam o sobie. O tym, że Jego imię brzmi: Miłosierny. Św. Jan Paweł II w 2002 r., zawierzając świat Bożemu miłosierdziu na krakowskich błoniach, mówił: „Nadszedł czas, aby orędzie o Bożym miłosierdziu wlało w ludzkie serca nadzieję i stało się zarzewiem nowej cywilizacji - cywilizacji miłości”.
Kiedy, jak nie teraz ma się to dokonać?...
***
Może ktoś się zżymać, że oto znów kolejny tekst o Bożym miłosierdziu. Cóż da się jeszcze napisać, kiedy nie tak dawno zakończył się Rok Miłosierdzia? Miłosierdziu Bożemu poświęcone były rekolekcje, konferencje, homilie i kazania. A jednak... nigdy dość o nim. Milczenie o Bogu miłosiernym byłoby swoistą zdradą, działaniem wbrew woli Ojca. Jezus nie stawiał cenzury czasowej, nie wyznaczał limitu słów, który zwalniałby kogokolwiek z obowiązku przypominania o Nim. Raczej mówił o swoistym „continuum” - o głosie, który nigdy nie może zamilknąć. Bo wtedy „kamienie wołać będą”...
***
Św. Jan Paweł II, zawierzając w 2002 r. świat Bożemu miłosierdziu na krakowskich błoniach, mówił: „Nadszedł czas, aby orędzie o Bożym miłosierdziu wlało w ludzkie serca nadzieję i stało się zarzewiem nowej cywilizacji - cywilizacji miłości”.
„Kapłanom, którzy głosić będą i wysławiać miłosierdzie Moje, dam moc przedziwną i namaszczę ich słowa, i poruszę serca, do których przemawiać będą” - obiecał Jezus s. Faustynie (Dz. 1521). „Sekretarko Mojego miłosierdzia - mówił do zakonnicy - pisz, mów duszom o tym wielkim miłosierdziu Moim, bo blisko jest dzień straszliwy, dzień Mojej sprawiedliwości” (Dz. 965). „Nie ustawaj w głoszeniu miłosierdzia Mojego” (Dz. 1521). „Mów światu całemu o niepojętym miłosierdziu Moim” (Dz. 699). „Niech pozna cała ludzkość niezgłębione miłosierdzie Moje. Jest to znak na czasy ostateczne, po nim nadejdzie dzień sprawiedliwy” (Dz. 848). „Napisz: «Nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, otwieram wpierw na oścież drzwi miłosierdzia Mojego. Kto nie chce przejść przez drzwi miłosierdzia, ten musi przejść przez drzwi sprawiedliwości Mojej»” (Dz. 1146). Wszystkim, którzy będą głosić Boże miłosierdzie, obiecał szczególne przywileje: „Dusze, które szerzą cześć miłosierdzia Mojego, osłaniam przez życie całe, jak czuła matka swe niemowlę, a w godzinę śmierci nie będę im Sędzią, ale miłosiernym Zbawicielem” (Dz. 1075).
Szczególną wartość - wedle obietnic Pana Jezusa - ma Niedziela Miłosierdzia. Ustanowił ją św. Jan Paweł II w roku 2000, wypełniając w ten sposób prośbę przekazaną Kościołowi przez św. Faustynę. „Pragnę - mówił Jezus - aby święto Miłosierdzia było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. Niech się nie lęka zbliżyć do mnie żadna dusza, choćby grzechy jej były jak szkarłat” (Dz. 699) [...] „Dusze giną mimo mojej gorzkiej męki. Daję im ostatnią deskę ratunku, to jest święto Miłosierdzia mojego. Jeżeli nie uwielbią miłosierdzia mojego, zginą na wieki” (Dz. 965). „Kapłani mają w dniu tym mówić duszom o tym wielkim i niezgłębionym miłosierdziu moim” (Dz.570).
***
Trudno dziś milczeć...
Wołam więc razem za św. s. Faustyną: „Wszystko dla Ciebie, Jezu, a każdym uderzeniem serca pragnę uwielbić miłosierdzie Twoje i w miarę sił pragnę zachęcać dusze do ufności w to miłosierdzie, jakoś mi sam rozkazał, o Panie...” (Dz. 1134).
opr. ab/ab