Fragment książki "Kiedy wsłuchuję się w Boga"
Przełożył Juliusz Zychowicz
Wybór tekstów: Jakob Laubach
© Wydawnictwo WAM, Kraków 2002
(...)
* * *
Byłoby dobrym ćwiczeniem duchowym w okresie Adwentu, gdybyśmy co pewien czas siadali w ciszy, świadomie nic nie robiąc, lecz po prostu wsłuchując się w siebie i zadając sobie pytania w rodzaju: Na co właściwie czekam? Czego pragnę? Co mogłoby moje życie wypełnić? Czego mi brakuje?
* * *
W psalmie 130 czytamy: „Dusza moja oczekuje Pana bardziej niż strażnicy świtu”. Co znaczy czekanie w Adwencie na przyjście Boga, możemy sobie uświadomić, kiedy pomyślimy o oczekiwaniu na przyjście jakiegoś kochanego przez nas człowieka. Czekając na niego, wyobrażamy sobie, jak to będzie, kiedy ów ktoś przyjdzie. Często nasze nadzieje nie sprawdzają się. Oczekujemy więcej, niż ten oczekiwany może nam ofiarować.
* * *
W Adwencie jesteśmy konfrontowani z rzeczywistością, a jednocześnie z naszymi tęsknotami, które rzeczywistość naszego życia przekraczają. Wyznajemy, iż nasza tęsknota jest tak wielka, że nic i nikt nie może jej nam spełnić. Nawet największy odniesiony sukces, nawet najlepszy wynik egzaminu, nawet najbardziej udany urlop nie jest w stanie uczynić zadość naszej tęsknocie. Właśnie w momentach szczególnie intensywnych przeżyć pojawia się w nas tęsknota, która oczekuje jeszcze więcej, która chciałaby tę chwilę zatrzymać albo spodziewa się jej wzmożenia.
* * *
Kiedy kochamy jakiegoś człowieka i w rozmowie z nim wyczuwamy głęboką łączącą nas z nim harmonię i dotykamy pewnej tajemnicy, która nas przekracza, wtedy jednocześnie ze spełnieniem poprzednich tęsknot pojawiają się nowe. Kiedy ktoś kochany pozwala nam doznawać głębokiej intymności, przeczuwamy przy tym jednocześnie intymność i miłość jeszcze głębsze niż te, których doświadczamy. Powstaje w nas tęsknota do intymności ostatecznej, przeczucie tego, że możemy całkowicie oddać się w ramiona Kogoś innego, zostać na zawsze przyjęci, być na zawsze bezpieczni, być u siebie.
* * *
(...)
Człowiek nie może spowodować narodzin Boga swymi własnymi środkami. Jest to dzieło samego Boga. Obchodząc Boże Narodzenie, możemy odczuć coś z tego, że Chrystus pragnie narodzić się również w nas. Dla niemieckich mistyków milczenie jest tym miejscem, w którym rodzi się w nas Bóg.
* * *
Często widzimy w sobie tylko ciemność, chaos, ograniczenia i słabości. Doznajemy często wrażenia, że jesteśmy z dala od Boga. Wtedy święto to winno nam uświadomić, że Bóg rodzi się w żłobie w stajni, w otoczeniu wołu i osła, i że muszą przyjść właśnie pasterze, niezbyt dostojne części naszej duszy, aby oddać temu Dziecięciu pokłon, gdy tymczasem nasz rozum jako część najszlachetniejsza pozostaje ze swymi usprawiedliwieniami: nie mamy miejsca w gospodzie.
* * *
Tajemnica Bożego Narodzenia jest rozwijana dalej w święto Objawienia Pańskiego. W magach, którzy wyruszyli ze Wschodu, aby szukać Bożego Dziecięcia, lud widział samego siebie i w niezliczonych legendach snuł ich historię. Przybywają oni z tej strony świata, w której wschodzi słońce. Spoglądają w nocne przestworza, badają gwiazdy. Są ludźmi, którzy patrzą do wnętrza, w przeczucia serca... I wyruszają w drogę, idą za gwiazdą. Nie uśmiercają swoich przeczuć za pomocą wielu rozumowych argumentów, jak Herod, który natychmiast zwraca się do uczonych w Piśmie, do rozumu, aby móc sobie znowu wszystko uporządkować i przez to nad wszystkim zapanować... Zarówno owi magowie, jak Herod pokazują nam, jakie są nasze możliwe reakcje na przeczucia naszego serca. To święto pragnie nas zaprosić, byśmy jak magowie wyruszyli w drogę i poszli za gwiazdą, która nas zaprowadzi do Bożego Dziecięcia.
(...)
opr. ab/ab