Rozważnie oparte na fragmencie ewangelii według św. Mateusza (Mt 28,16-20)
Kolejny raz Jezus woła swoich uczniów na górę. Wcześniej na górze słuchali kazania o ośmiu błogosławieństwach (por. Mt 5,1nn), oglądali Przemienienie (por. Mt 17,1-9), jeden z nich na górze był świadkiem śmierci Jezusa (por. J 19,25-30). Tym razem Zmartwychwstały woła uczniów, by ich posłać. Gdzie? Do wszystkich narodów. Po co? By pozyskiwać uczniów. To posłanie dokonuje się pełnią władzy, mocą otrzymaną przez Jezusa od Ojca. Dzięki temu posłaniu wszyscy ludzie mają poznać prawdę o Bogu, który objawił się w Jezusie, by zbawić człowieka. W praktyce znaczyło to zostawić ojczyznę, dom, rodzinę, bliskich i w jednym ubraniu, bez torby podróżnej, bez chleba i pieniędzy pójść w nieznane (por. Łk 9,1-6). I poszli, by życie dać za Jezusa: Piotr do Rzymu, Andrzej nad Morze Czarne i do greckiego Patras, Jan do Efezu, Filip do Hierapolis, Bartłomiej do Armenii, Indii, Arabii i Etiopii, Tomasz do Partów i Indii, Mateusz do Arabii i Etiopii, Jakub Mniejszy prawdopodobnie do Egiptu a Juda Tadeusz do Mezopotamii i Persji. Co tam robili? Chrzcili i uczyli, że trzeba zachowywać wszystko, czego nauczał Jezus (por. Mt 28,20).
Skąd w galilejskich rybakach tyle odwagi, mądrości, męstwa, samozaparcia? Przyjęli do swego życia Jezusa, uwierzyli, że jest z nimi (por. Mt 28,20), że przez nich mówi i dokonuje cudów pozyskiwania dla Królestwa Bożego ludzi wszystkich ras i narodów. Siebie uznali jedynie za narzędzia, którymi Jezus się posługuje, by objawiać swą nieustanną obecność i cały świat pociągnąć ku Sobie to znaczy ku wiecznej miłości.
I tak jest do dziś i tak będzie na zawsze, przez wszystkie dni aż do skończenia świata. Człowiek staje się uczniem Chrystusa poprzez chrzest — „fundament całego życia chrześcijańskiego”, „bramę życia duchowego”. To chrzest uwalnia nas od grzechu, włącza w Chrystusa — Kościół i Jego posłanie. Chrzcić (gr. baptizein) znaczy zanurzyć w śmierci Chrystusa, by z Nim zmartwychwstać jako „nowe stworzenie” (por. 2Kor 5,17; Ga 6,15). Chrzest jest «obmyciem odradzającym i odnawiającym w Duchu Świętym» (Tt 3,5), rodzi z wody i z Ducha gwarantując udział w Królestwie Boga (por. J 3,5). Św. Grzegorz z Nazjanzu nazywał chrzest najpiękniejszym i najwspanialszym darem Boga, «łaską, zanurzeniem, namaszczeniem, oświeceniem, niezniszczalności, obmyciem odradzającym, pieczęcią i wszystkim, co może być najcenniejsze. Darem — ponieważ jest udzielany tym, którzy nic nie przynoszą; łaską — ponieważ jest dawany nawet tym, którzy zawinili; chrztem — ponieważ grzech zostaje pogrzebany w wodzie; namaszczeniem — ponieważ jest święty i królewski (a królów się namaszcza); oświeceniem — ponieważ jest jaśniejącym światłem; szatą — ponieważ zakrywa nasz wstyd; obmyciem — ponieważ oczyszcza; pieczęcią — ponieważ strzeże nas i jest znakiem panowania Boga».
Tak! Człowiek przez chrzest staje się uczniem Chrystusa, ale pozostaje nim wówczas, gdy zachowuje Jego nauczanie. To znaczy żyje tak, jak wierzy. Można być tylko „metrykalnym uczniem Jezusa” i to, jak wskazują statystyki, nie jest to „chrześcijańską normą” (w 2007 r. na 388 tys. urodzonych ochrzczonych zostało 367 tys.). W 95 procentach „katolicka Polska” ma ponad dwa miliony zadeklarowanych ateistów, wielu swoją niewiarę ukrywa, a dla wielu (według danych ok. 53 procent) nie istnieją absolutne wartości moralne. O czym to świadczy? Wielu stało się uczniami Chrystusa, ale nimi nie pozostało. Otrzymało bezcenne dar wiary, nadziei i miłości, ale głęboko go zakopało codziennością, niejednokrotnie grzechem. Czasami przybliżają się do Źródła np. przy okazji I Komunii swoich dzieci, ale z Niego nie piją i nieświadomie spragnieni odchodzą do życia bez Życia.
Zapytał mnie ktoś: „możliwe jest zachowywanie tego wszystkiego?” (mając na myśli Boże i Kościelne Przykazania). Możliwe! Pod warunkiem, że spotka się Jezusa. To spotkanie jest tak fascynujące, że doświadczający go są gotowi zrobić dla Niego wszystko byle przedłużyć (najlepiej w nieskończoność) bycie z Nim i dla Niego. Zaświadczyli o tym Apostołowie, którzy dla Jezusa zostawili wszystko i tylu innych świadków Zmartwychwstałego.
W ostatnie niedziele obserwowałem pierwszokomunijne uroczystości — pięknie wyreżyserowane przez rodziców i katechetów. To doskonała okazja, zarówno dzieciom jak i rodzicom, do tego, by „przedłużyć licencję” na bycie uczniem Chrystusa albo ją nabyć (w chrześcijaństwie nigdy nie jest za późno na bycie chrystusowym uczniem). Często jednak odnoszę wrażenie, że Jezus kolejny raz usłyszy: „Tymczasem! Adios Jezu! Spotkamy się przy bierzmowaniu”.
opr. aw/aw