Wybierają wstrzemięźliwość seksualną lub podejmują taką czy inną terapię, aby wyleczyć się z homoseksualnych tendencji. Do tej ostatniej grupy należą katolicy borykający się z własną homo-seksualnością, którzy chcą pozostać wiernymi nauce Chrystusa i Kośc
"Idziemy" nr 50/2009
Przez media przebiegła wiadomość, że pewien emerytowany kardynał z Meksyku miał stwierdzić, że homoseksualiści nie wejdą do Królestwa Bożego. Kardynał miał jednocześnie podkreślić, że tak mówi Paweł Apostoł. Rzeczywiście, w 1 Liście do Koryntian czytamy: „Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwiąźli, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą Królestwa Bożego” (6,9b-10). Brzmi logicznie! Cóż to by było za Boże Królestwo, w którym zasiedliby oszczercy, zdziercy itp. Ale trzeba zauważyć, że Kościół nazywa grzech grzechem, ale o nikim, nawet o największych zbrodniarzach, nie powiedział, że na pewno jest w piekle. Kościół beatyfikuje i kanonizuje, ale nie dokonuje ostatecznych potępień. Wręcz przeciwnie, przyzywa Bożego miłosierdzia...
Homoseksualiści bywają różni. Są tzw. aktywiści gejowscy, którzy na różne sposoby propagują homoseksualną ideologię. Stoją oni w pierwszym szeregu tego, co można byłoby określić lewacką rewolucją kulturową, która na swych sztandarach wypisała takie hasła jak: aborcja bez ograniczeń, eutanazja, małżeństwa i adopcja dla homoseksualistów, wyrzucenie krzyży i innych symboli religijnych z przestrzeni publicznej itp. Są też takie osoby homoseksualne, które nie obnoszą się ze swoją seksualnością, nie uczestniczą w gejowskich paradach, ale oczekują, że nikt nie będzie się wtrącał w to, co robią w swoim mieszkaniu, z kim chodzą do kina lub na zakupy. Można też wyróżnić trzecią grupę homoseksualistów. Należą do niej ci, którzy sami uważają swój homoseksualizm za jakieś zaburzenie i nie chcą prowadzić homoseksualnej aktywności. Wybierają wstrzemięźliwość seksualną lub podejmują taką czy inną terapię, aby wyleczyć się z homoseksualnych tendencji. Do tej ostatniej grupy należą katolicy borykający się z własną homo-seksualnością, którzy chcą pozostać wiernymi nauce Chrystusa i Kościoła.
Dwie ostatnie grupy zasługują na tolerancję i na wsparcie, jeśli go oczekują. Natomiast homoseksualnej ideologii trzeba się przeciwstawiać, gdyż stanowi ona realne zagrożenie dla ludzkiej cywilizacji. Ideologia ta w maskach retoryki walki o prawa człowieka stosuje różne chwyty propagandowe, aby coraz bardziej wnikać w społeczeństwo. Jednym z tych chwytów jest taktyka znikającego horyzontu. Polega ona na tym, że nigdy nie mówi się prawdy o rzeczywistych celach. Kolejne żądania ujawnia się stopniowo, krok po kroku „zmiękczając” tkankę społeczną. Aktywiści gejowscy zaczynali z pokorną miną od skądinąd słusznego postulatu, aby nie byli prześladowani z powodu swej seksualnej tendencji. Z czasem okazywało się, że brak prawnego zrównania związku dwóch panów ze związkiem mężczyzny i kobiety, którzy wychowują własne dzieci, też jest prześladowaniem. Popatrzmy na drogę, jaką aktywiści gejowscy przebyli w ostatnich latach: od postulowania, aby nikt się do ich prywatnego życia nie wtrącał, do żądania, by przysługiwały im ulgi podatkowe oraz by mogli adoptować dzieci lub produkować je sobie na różne horrendalne sposoby.
W Polsce nie brak mediów, które systematycznie przygotowują glebę do przepychania kolejnych żądań gejowskich aktywistów. Oto na okładce „Polityki” z 5 grudnia widzimy ślicznego niemowlaka oraz wyeksponowane pytanie: „Czy homoseksualiści powinni mieć dzieci?”. A w środku numeru rozmowa z prof. Anną Izabelą Brzezińską, psychologiem, która rozprawia się ze „stereotypami”. Pani profesor nie widzi przeciwwskazań do adopcji dziecka przez gejów, jeżeli... „mają predyspozycje do bycia rodzicami”. A na pytanie: „Po co człowiekowi rodzice różnej płci?”, odpowiada: „Jaka płeć? Biologiczna, psychiczna czy też płeć w sensie kulturowym...”. Pani profesor! Polecam piosenkę „Arki Noego”: „Rower jest w zimie, sanki są w lato, mama to nie jest to samo, co tato”. To przykre, że akademickie mody mogą być tak dalekie od życiowego zdrowego rozsądku.
opr. aś/aś