Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (31/2001)
W chwili gdy Państwo czytają te słowa, tysiące zakurzonych nóg przemierzają naszą Ojczyznę, podążając w kierunku Jasnej Góry, Kalwarii Pacławskiej, Piekar i innych sanktuariów maryjnych. Chciałoby się zawołać: bracie, jeśli możesz, to dołącz do nich, a jeśli nie, to pomódl się w ich intencji.
Jakieś jedenaście lat temu, kiedy można już było pisać o pielgrzymkach, pewien znany publicysta przestrzegał, że mogą one zagrozić naszemu wejściu do Europy, bo to przestarzałe, ciemne i w ogóle niebezpieczne oraz niehigieniczne. Na szczęście, ludzie się tym nie przejęli, bo też niby dlaczego wejście na Jasną Górę miałoby oznaczać wyjście z Europy? W każdym razie NATO się tymi pobożnymi marszami nie zgorszyło. Niektórzy Europejczycy z uporem godnym lepszej sprawy otrząsają się na myśl o katolickiej Polsce (na przykład takie opinie skwapliwie przytoczone przez korespondenta TVP znalazły się w mediach niemieckich, które z ulgą przyjęły ponowny wybór prezydenta Kwaśniewskiego, naszego przedmurza agnostycyzmu), ale to przecież w Unii Europejskiej leżą Lourdes i Santiago de Compostela, gdzie pielgrzymów jest bodaj więcej niż u nas. Oświeceni Europejczycy wzdragają się przed reliktem mroków średniowiecza, sami bowiem reprezentują Imperium Jasności - czasem tak jasne, jak pomroczność jasna.
Polacy pielgrzymują i warto to czasem zobaczyć, jeśli z różnych powodów nie można w tym uczestniczyć. W lipcu przejeżdżałem drogą, którą zmierzali do Częstochowy Wielkopolanie. Podzieleni na grupy, doskonale oznakowane i mimo zmęczenia oraz religijnego zapału respektujące innych użytkowników szos. Przed i za każdą grupą młodzi ludzie ubrani w jaskrawe kurtki regulowali ruchem, przepuszczając naprzemiennie samochody na wolnym pasie jezdni. Porozumiewali się aparatami walkie-talkie (jak się to nazywa po polsku?). Gdybyż wszystkie przejawy życia społecznego w cyberprzestrzeni były tak zorganizowane, jak te relikty zamierzchłej przeszłości!
Jeśli nie idziemy, to możemy wspomóc idących modlitwą. Modlić zaś można się słowem i czynem, a nawet zaniedbaniem: można bowiem zaniedbać picia alkoholu w sierpniu, do czego Kościół wzywa od wielu, wielu lat. Czy wspominając nostalgicznie peerel, pamiętamy, że to właśnie wtedy narodziła się inicjatywa bezalkoholowego sierpnia? Pijaństwo w dalszym ciągu jest traktowane z przymrużeniem oka, trochę jak zakaz reklamy piwa. Tymczasem alkoholizm pozostaje naszym narodowym problemem, choć pojawiło się też tyle nowych. Ale i te nowe często wychodzą z butelki niczym jakiś złośliwy dżin: kiedyś znajomy prawnik opowiadał mi, że w miażdżącej większości spraw karnych albo napastnik był pod wpływem alkoholu, albo ofiara, albo obie strony były "wypite". To było dawno, ale nie sądzę, żeby się tak bardzo zmieniło. Coraz młodsi ludzie wędrują po parkach i plażach z puszką piwa w dłoni. Nie wszystkim "piwko" zaszkodzi, ale niektórzy popadną w alkoholizm. Tolerując łamanie zakazów, tracimy te zbłąkane owce - czy to po chrześcijańsku?
opr. ab/ab
Copyright © by Gość Niedzielny (31/2001)