W roku 1998 Tadeusz Różewicz krótko i grzecznie, ale bez przymilania się redakcji miesięcznika Znak wyjaśnił, dlaczego nie zamierza odpowiadać na pytanie, „kim jest dla mnie Jezus Chrystus?”. Pamiętam jak dziś, że to krótkie wyjaśnienie wielkiego poety przyjąłem wtedy z wielką satysfakcją – pisze w felietonie na portalu Opoka o. Jacek Salij OP.
W roku 1998 Tadeusz Różewicz krótko i grzecznie, ale bez przymilania się redakcji miesięcznika „Znak” wyjaśnił, dlaczego nie zamierza odpowiadać na pytanie, „kim jest dla mnie Jezus Chrystus?”: „Jezus Chrystus jest dla mnie zbyt ważną Osobą – jest kimś Bliskim i tak Wielkim-Dalekim, że pisanie o Nim staje się prawie niemożliwe. Dla mnie osobiście ankieta dotycząca Jezusa Chrystusa jest czymś niestosownym – a nawet nieprzyzwoitym”.
Pamiętam jak dziś, że to krótkie wyjaśnienie wielkiego poety przyjąłem wtedy z wielką satysfakcją. Domyślałem się (nie wiem, czy słusznie), że poczuł się on urażony tym zaproszeniem do tego, żeby mądrzyć się na temat Pana Jezusa. On nie jest człowiekiem wierzącym, a przecież nie zamierza pisać o Nim z pozycji obserwatora, a tym bardziej sędziego! To niestosowne, a nawet nieprzyzwoite. Wielka prawda – pomyślałem sobie wtedy.
Pół wieku wcześniej, w wierszu pt. „Lament” poeta ogłosił całemu światu swoje stanowcze: „Nie wierzę”. Z tym przejmującym wyznaniem zwrócił się również „do ciebie mój ojcze”, czyli zapewne do samego Boga. Poczuł się niezdolny do wiary nie dlatego, że nie potrafił pogodzić jej z rozumem, i nie dlatego, żeby zraził się głęboko do Kościoła. Przytłoczyły go okropności wojny, a zwłaszcza to, że również on sam wyszedł z tej wojny – a miał wtedy zaledwie dwadzieścia lat – duchowo rozdeptany.
Odtąd wiedziano, że Tadeusz Różewicz jest człowiekiem niewierzącym, ale przecież wiary on nie atakował, nie był wrogiem Kościoła, a co chyba ważniejsze – zdecydowanie nie był on moralnym relatywistą. Cechowało go nawet coś więcej niż życzliwa neutralność wobec wiary, może nawet skrycie za nią tęsknił.
Dopiero teraz zauważyłem jego napisany 35 lat temu wiersz pt. „Bez”. Zwraca się w nim do Boga: „czemuś mnie opuścił / czemu ja opuściłem Ciebie (…) opuściłeś mnie jak polna myszka / jak woda co wsiąkła w piach”. W autorze tego wiersza jakby zatarła się już pamięć tych gwałtownych uczuć, z których wyrósł „Lament”.
W wierszu pt. „Jest taki pomnik” poeta próbuje „wytłumaczyć” kochanemu papieżowi Janowi, jak wątpliwy z niego ateista:
ale mój Dobry Papieżu
jaki tam ze mnie ateista
ciągle mnie pytają
co pan myśli o Bogu
a ja im odpowiadam
nieważne jest co ja myślę o Bogu
ale co Bóg myśli o mnie
Czy poeta wrócił do wiary? W wierszu bez tytułu, opublikowanym w periodyku literackim Topos niemal tuż przed śmiercią, Różewicz z rezygnacją wyznaje:
przegrałem
walkę o Boga
moją siedemdziesięcioletnią
wojnę religijną
Ale w ten wiersz wczytajmy się uważniej. Kończy się on tak oto:
kiedy nie mogę zasnąć
odmawiam „ojcze nasz”
albo „zdrowaś Mario”
mylę się przy
„wierzę”
zdrowaśki odmawiałem jako
„pokutę za grzechy” od ósmego
roku życia – od pierwszej spowiedzi
„zmów za te grzechy
przez tydzień dziesięć zdrowaś Mario
i więcej nie grzesz moje dziecko”
widzę grzbiety milczących
książek cmentarz klasyków
został ukrzyżowany
i umarł pod Ponckim Piłatem
zstąpił do piekieł
trzeciego dnia zmartwychwstał
wstąpił na niebiosa
siedzi po prawicy Boga Ojca wszechmogącego
stamtąd przyjdzie sądzić
żywych i umarłych
wierzę w Świętych obcowanie
ciała zmartwychwstanie grzechów odpuszczenie
Jakoś tak czuję, że to sam Anioł Stróż w ten sposób go usypiał. Domyślam się, że kiedy umarł, anioł ten przed oblicze Najwyższego zaniósł tego wspaniałego poetę, któremu zdarzyło się nawet wygłosić kiedyś „Dytyramb na cześć teściowej”.