Maryja lekarstwem na toksyczny feminizm. Zaskakujące świadectwo Charliego Kirka

Charlie Kirk widział w Maryi Dziewicy lekarstwo na współczesne zamieszanie. Widział w Kościele schronienie dla niespokojnych młodych ludzi. Dostrzegał też potrzebę piękna i stabilności, które może zaoferować ludziom tylko wierna swej doktrynalnej i duchowej tradycji wspólnota ludzi na serio wierzących w Boga – pisze felietonista Opoki ks. Robert Skrzypczak.

Oczy całego świata w tych dniach zwrócone są w stronę Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza kampusu uniwersyteckiego w Utah, gdzie doszło do publicznej egzekucji słynnego ewangelizatora i influencera Charliego Kirka. Wielu opłakuje dziś tego wzorowego męża i ojca, jak też obrońcy tradycyjnych wartości życia, małżeństwa, rodziny i praw Boga.

Tymczasem w przypadku tego ewangelikalnego świeckiego apostoła zasługuje na uwagę jego zaskakująca sympatia dla Kościoła katolickiego i jego niezwykła wśród protestanckich chrześcijan gotowość do odnoszenia się z szacunkiem do katolickich skarbów wiary.

Jednym z najbardziej uderzających tego przykładów było poruszanie przez Kirka kwestii odnoszących się do Maryi.

„Chciałbym przede wszystkim powiedzieć, że uważam, iż my, protestanci i ewangelicy, czcimy Maryję w niewystarczającym stopniu – wyznał szczerze Amerykanin. – Tymczasem Ona jest bardzo ważna jako pośrednik naszego Pana i Zbawiciela”.

To nie była typowa dla ewangelików wypowiedź. Przez wieki wspólnoty protestanckie zachowywały w stosunku do pobożności maryjnej spory dystans, obawiając się, że może ona umniejszać znaczenie Chrystusa. Lecz słowa Kirka zdradzały pokorne przyznanie się do pewnej luki w wierze, otwartość na stwierdzenie, że coś zostało zaprzepaszczone. Posunął się nawet do spostrzeżenia, jakoby świat ewangeliczny „stał się zanadto poprawny”. Jak wyjaśnił: „Za mało mówimy o Maryi. Nie czcimy Jej wystarczająco. Nie ulega wątpliwości, że Maryja była ważna dla pierwszych chrześcijan. A więc coś w tym jest”.

Charlie Kirk wykazał się niezłą historyczną wiedzą, dostrzegając centralną rolę Maryi we wczesnych wiekach Kościoła. Według niego nie chodzi o jakąś katolicką „przesadę”, ale o powrót do pełni chrześcijańskiego świadectwa.

Być może najbardziej zaskakującym było sięgnięcie przez niego po przykład Matki Bożej w kontekście dominujących kulturowych wzorców kobiecości: „Myślę, że jednym ze sposobów rozwiązania problemu toksycznego feminizmu w Ameryce jest Maryja. Może ona pomóc wielu młodym kobietom w tym, by stały się bardziej oddane, pełne godności i wiary, nieskore do gniewu, a czasem wręcz powściągliwe w słowach”.

Trudno wyobrazić sobie bardziej kontrkulturową wypowiedź. W epoce, w której feminizm jest często ujmowany w kategoriach przewagi, walki o własne prawa i prowokacji, Kirk temu wszystkiemu przeciwstawiał Dziewicę Maryję jako wzór siły okazywanej w łagodności, godności w pokorze i piękna w posłuszeństwie wyrażanym względem Boga. Kirk nie krył swego głębokiego podziwu w stosunku do Matki Zbawiciela:

„Maryja jest fenomenalnym wzorem i myślę, że stanowi przeciwwagę dla wielu toksycznych skutków feminizmu w naszej epoce”.

Trzeba przyznać, że takie słowa, wypowiedziane przez znanego ewangelika, były nie tylko odważne, ale i odświeżające. Zdradzają one pragnienie poszukiwania modeli życia w obszarach wykraczających poza współczesne ideologie, wskazując zarazem na dzisiejsze zapotrzebowanie na postacie, które ucieleśniają świętość.

Kirk zauważał coraz szerszy trend powrotu do życia religijnego, szczególnie wśród młodych ludzi.

„Młodzi ludzie wracają do Kościoła. To fakt – zauważył. – Dzieje się tak, ponieważ, szczerze mówiąc, jest to jedyna sensowna rzecz, jaką mogą znaleźć... To ratunek w kontekście tsunami chaosu i nieporządku, które ich otacza”.

Tymi słowami Kirk ujawnił coś głęboko prawdziwego. Nasza epoka charakteryzuje się dezorientacją, rozbitymi rodzinami i utratą sensu. Dla wielu młodych ludzi Kościół stał się jedynym stabilnym schronieniem, miejscem, które w obliczu zmieniających się prądów świata oferuje im spotkanie z odwieczną prawdą. Kirk na tym się nie zatrzymywał. Przyznawał, że to, czego ci młodzi wędrowcy poszukują, to nie nowinki, ale tradycja: „Chcą czegoś, co jest starożytne i piękne. Czegoś, co przetrwało próbę czasu i co się nie zmieni”. To spostrzeżenie ujawniło jego rosnące uznanie dla katolickiego ducha ciągłości. W świecie ogarniętym obsesją na punkcie innowacji i wynalazków Kirk rozumiał, że trwałość i piękno są tym, co naprawdę przyciąga ludzkie dusze.

W czasie trwania ostatniego konklawe Kirk wyraził nadzieję, że katolicy zdobędą się na wybór papieża, który nie będzie wrogo nastawiony do ich tradycji. „Piękno tej trwałej tradycji sprowadza ludzi z powrotem do Kościoła” – mówił. Z tych refleksji wyłania się obraz człowieka, który – choć mocno zakorzeniony w ewangelicznym protestantyzmie – był zdolny dostrzec skarby wiary katolickiej. Widział w Maryi Dziewicy lekarstwo na współczesne zamieszanie. Widział w Kościele schronienie dla niespokojnych młodych ludzi. Dostrzegał też potrzebę piękna i stabilności, które może zaoferować ludziom tylko wierna swej doktrynalnej i duchowej tradycji wspólnota ludzi na serio wierzących w Boga.

Kirk czasem całkiem otwarcie mówił o swym szacunku dla katolików. W wywiadzie dla „Crisis Magazine” powiedział:

„Niektórzy z moich najlepszych przyjaciół na świecie są katolikami... Od czasu do czasu chodzę na katolicką Mszę św. Rzecz jasna, nie przyjmuję Eucharystii... Ale mam otwarty umysł, nawet jeśli nie jestem jeszcze na to gotowy”.

Dodał, że ma „wielki szacunek dla tradycji i Kościoła katolickiego”. Prawdą jest, że Kirk nigdy formalnie nie wszedł w pełną komunię z Kościołem katolickim, niemniej wykazywał zdolność do kierowania swoich słuchaczy ku czemuś starszemu i głębszemu niż tylko polityczne slogany.

Opłakując odejście Charliego Kirka, możemy tym bardziej docenić jego wysiłki podejmowane w budowaniu mostów między ewangelikami a katolikami. Nie był ani teologiem, ani duchownym, ale był gotów powiedzieć głośno to, co wielu ewangelicznych chrześcijan myśli w milczeniu: że Kościół katolicki, ze swoim świadectwem piękna i ciągłości, ma coś niezbędnego do zaoferowania ludziom w tej epoce dezintegracji kulturowej.

Warto też zwrócić uwagę na pewien paradoks Charliego Kirka: tego człowieka niejednokrotnie oskarżano o bycie prowokatorem i bojownikiem kulturowym, tymczasem stał się on świadkiem czegoś o wiele głębszego niż polityka. Dziedzictwo Charliego Kirka bez wątpienia będzie przedmiotem dyskusji i debat w kręgach politycznych i teologicznych jeszcze przez wiele lat. Być może jednak jego najtrwalszym wkładem będzie przypomnienie nam wszystkim, że odpowiedzią na naszą kulturową niemoc nie jest ideologia, ale świętość. Niech spoczywa w pokoju.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama