1 lipca mija dziesięć lat od tragicznego wypadku polskiego autokaru, jaki wydarzył się nad jeziorem Balaton na Węgrzech. Jak ci, którzy przeżyli z perspektywy czasu patrzą na tamte wydarzenia?
Jak wygląda posługa Księdza w „Domu nad Stawami”?
W placówce mieszka sto osób w różnym wieku i o różnym stopniu utraty zdrowia. Jestem u nich każdego dnia, przeważnie do południa. Posługę zaczynam od Mszy św. Słowo Boże i Ciało Pana Jezusa to codzienny pokarm dla ich duszy. Każdego dnia, poza majem i czerwcem kiedy odmawiane są litanie, modlimy się na różańcu. Po nabożeństwie roznoszę po pokojach Najświętszy Sakrament. Wtedy też, jeśli ktoś wyrazi taką potrzebę, jest czas na prywatne rozmowy, które często skłaniają do gruntownych spowiedzi. Ale czasami sam muszę namawiać do sakramentu pojednania z Bogiem. Natomiast, kiedy przychodzi święto Matki Bożej z Lourdes, czyli Światowy Dzień Chorych, odbywa się specjalne nabożeństwo z błogosławieństwem lourdzkim i namaszczeniem chorych, będącym sakramentem, który daje umocnienie, spokój i potwierdza obecność oraz moc Boga. W „Domu nad Stawami” znajdują się przeróżni ludzie, z wielu środowisk i o różnej świadomości religijnej. Nigdy nie odmawiam czasu potrzebującym. Dbam też o znajdującą się w DPS kaplicę. Chciałbym, żeby wyglądała pięknie. Przy kaplicy wisi przygotowywana przeze mnie gazetka. Podopieczni DPS mają też co tydzień dostęp do kilkunastu egzemplarzy „Echa Katolickiego”.
Dbanie o formację religijną odbywa się nie tylko w murach placówki...
W lipcu planujemy jednodniowy wyjazd do Częstochowy. Nie możemy pozwolić sobie na dłuższy pobyt, bo wiązałoby się to z zaangażowaniem do opieki dużej liczby personelu. Najważniejsze jednak, że będziemy u Matki Bożej. W tamtym roku odwiedziliśmy Mokobody i Budziszyn. Nasze spotkania zaczynały się Mszą św., potem była nauka, a po niej piknik na trawie. Przez cały maj modliliśmy się pod kapliczką Matki Bożej, która znajduje się przy naszej posesji.
Jak podopieczni DPS podchodzą do obecności Księdza?
W miażdżącej przewadze uważają, że ksiądz jest potrzebny. Na codziennej Mszy św. zjawia się do 35 osób. Nie wszyscy jednak czują potrzebę uczestnictwa w nabożeństwie, czy choćby rozmowy. Wykluczają taką możliwość nawet, gdy doskwiera im samotność, albo zły stan psychiczny. Ale jeśli chodzi o samą placówkę - jest ona otwarta na Kościół. Co roku w Wigilię Bożego Narodzenia zapraszany jest nasz biskup Zbigniew Kiernikowski. Łamiemy się opłatkiem, przygotowywana jest agapa, wspólne śpiewanie kolęd. Podobnie uroczyście wygląda poranek wielkanocny. Odbywa się święcenie potraw, które znajdują się na stołach ustawionych w holu. Potem wspólnie spożywamy posiłek, następnie śpiewamy pieśni. Wszyscy jesteśmy razem, a atmosfera jest bardzo religijna.
źródło: photogenica.pl
W swojej posłudze spotyka się Ksiądz z cierpieniem. Jak jest traktowane przez tych, którzy go doświadczają? Czy nie odwracają się od wiary?
Rozumieją, że cierpienie jest wpisane w życie człowieka. Czasem skarżą się na ból, jednak zdają sobie sprawę, że to cierpienie powinno się ofiarować Jezusowi za grzechy własne i innych. Wśród podopiecznych DPS są ludzie wykończeni pracą, życiem, problemami rodzinnymi. A czasami po prostu nie było dla nich miejsca w rodzinie, dlatego znaleźli się właśnie tutaj. Mamy do czynienia zarówno z bólem fizycznym, jak i psychicznym. W kaplicy znajduje się bardzo okazały, wyrzeźbiony krzyż z pasyjką, który symbolizuje cierpienie. Jezus znosił je z pokorą, rozumiał, że jest to etap w drodze do Nieba. Mieszkańcy mają okazję spoglądać na ten krzyż i uczyć się radzenia sobie z tym, co nieuchronne. Oczywiście zdarzają się przypadki, gdy pojawia się bunt, przeważnie wśród ludzi po przebytych amputacjach rąk czy nóg. Trzeba zrozumieć ich nieszczęście i okazywać im dużo ciepła i zrozumienia. Najczęściej jednak osoby, którymi się opiekujemy, potrafią pogodzić się ze swoim stanem; jest im ciężko, ale nie mają pretensji do Boga, że obarczył ich dodatkowym krzyżem. Nie spotkałem się jeszcze z całkowitą negacją oraz odrzuceniem wiary z powodu cierpienia. Nie mam poczucia, aby ich przytłaczało. Mają świadomość, że cierpienie jest wpisane w ludzką egzystencję.
Czy każdy Ksiądz może się odnaleźć w roli kapelana? Czy trzeba mieć do tej posługi specjalne predyspozycje?
Znalazłem się tu z woli biskupa i staram się moje zadanie wykonywać najlepiej jak potrafię. W tej posłudze potrzeba wielkiej cierpliwości, ponieważ w tych ludziach często głęboko siedzą pokłady bólu i poczucie niemocy. Niekiedy podziwiam personel za serce włożone w to, aby mieszkańcy mogli z godnością przeżyć każdy kolejny dzień. Często także pomagają sobie nawzajem - kiedy jeden nie jest w stanie czegoś zrobić, drugi, w miarę możliwości, stara się mu to ułatwić. Oczywiście jak wszędzie zdarzają się też nie do końca zgrane charaktery, ale jest to normalna sprawa. Pracując tam, zauważyłem również jeszcze jedną ważną rzecz. Doświadczenie tych ludzi sprawia, że człowiek nie patrzy na siebie w sposób wyniosły, zaczyna rozumieć, że to, co przeżywają te starsze osoby nie jest wcale łatwe. Starość to trudny dla człowieka okres, gdyż wracają różne wspomnienia. Trzeba je zaakceptować w duchu wiary. Pochylanie się nad ludźmi znajdującymi się u kresu swojego życia i często tym życiem zniszczonych, to bardzo odpowiedzialne zadanie. Uczę się tego cały czas. Czasem nawet jeden niewłaściwy gest może spowodować odwrotny od zamierzonego efekt.
Ma Ksiądz do czynienia na co dzień z osobami starszymi. Czy wymagają oni specjalnego traktowania?
Ksiądz generalnie jest osobą powołaną do bycia z ludźmi. Zostałem wskazany przez biskupa, ale myślę, że to również była wola Boża, abym znalazł się w tym miejscu i że jest mi to potrzebne w posłudze kapłańskiej, do rozwoju duchowego, bym mógł dostrzec pewne sprawy. Myślę, że kontakt z ludźmi starszymi - których życie oscyluje wokół problemu cierpienia, godzenia się ze swoją historią życia oraz uznania tego nie za zło, a za nieuchronny etap swojej drogi ku Bogu - jest wspaniałym rodzajem powołania. Skoro tu się znalazłem, to znaczy, że Bóg uznał, iż jestem do tego potrzebny i chce mi, czy tym ludziom, coś przez to powiedzieć. Zawsze jest to wymiana obopólna. Oni patrzą na to, jak realizuję swoje powołanie kapłańskie, a ja na nich - w jaki sposób podążają ostatnimi krokami na ziemi.
źródło: photogenica.pl
Wspomniał Ksiądz o różnicach w charakterach. Najczęściej doprowadzają do wzajemnych spięć. Czy Ksiądz wtedy reaguje?
Zdecydowanie lepiej radzi sobie personel. Chociaż staram się im również pomagać. Ale to oni mają większe doświadczenie w tego typu sprawach. Wiedzą, co boli ich podopiecznych, znają ich, starają się zrozumieć motywy ich zachowania. Uważam, że pod tym względem pracownicy radzą sobie bardzo dobrze. Są otwarci na ludzi starszych, często nawiązują z nimi bliskie, przyjacielskie relacje. Czuje się płynące ciepło i troskę o człowieka. Sam staram uczyć się od nich takiej pełnej cierpliwości postawy.
A czy towarzysząc chorym w ich odchodzeniu, spotyka się Ksiądz ze strachem przed śmiercią?
Raczej słyszę o problemach duchowych związanych z ich historią życiową. Szukają sensu tego, co ich spotkało, co przeżywali. Nie spotkałem się z tym, aby ktoś mówił, że boi się śmierci, miał lęki z tym związane. Raczej pragną dobrze rozliczyć się z życiem. Wydaje mi się, że codzienna Msza św., obecność słowa Bożego, pogadanki, pozwoliły oswoić się z tematem śmierci. Podopieczni DPS obserwują też innych borykających się z chorobą. Nie są w tym cierpieniu sami, a to ma wpływ na to, że wspólnie z innymi poznają tę tajemnicę.
W jaki sposób codzienna praca wśród chorych i umierających wpływa na osobiste życie Księdza?
Uświadamiam sobie, że ich stan może być moim stanem, że Bóg pragnie, aby pochylać się nad takimi ludźmi. Powinienem się tak modlić, odnawiać i nawracać, żebym zrozumiał, iż poprzez troskę o drugiego człowieka, cierpliwość i rozmowy, jeszcze lepiej służę Panu Bogu. Wydaję mi się, że Bóg wysłał mnie tu, bo chce, abym czegoś doświadczył, chce takiej sytuacji w moim życiu. Ponadto mam poczucie, że w każdej chwili także mnie może dotknąć jakieś cierpienie, więc także staram się nawracać i odnawiać poprzez codzienną Eucharystię. Mam też świadomość, że Pan Bóg chce jeszcze bardziej docierać do człowieka przez drugiego człowieka, dając mu przez to możliwość konfrontacji ze swoją historią życia. A przez to umożliwić zrozumienie, iż mimo przeciwności losu Bóg zawsze w tym życiu gdzieś był, miał w nim swój udział i cel. Ma to mocny wpływ na moje powołanie.
Echo Katolickie 26/2012
opr. ab/ab