Artykuł z tygodnika Echo katolickie 41 (745)
Grób to czytelny znak poszanowania godności osoby ludzkiej, a szacunek należy się każdemu człowiekowi. Nawet po śmierci. I to bez względu na to, jak długo żył i jakie rozmiary osiągnęło jego ciało...
Statystyki medyczne wskazują, że w Polsce każdego roku dochodzi do ponad 40 tys. poronień rozpoznanych klinicznie ciąż. Każda taka strata, to dramat konkretnej kobiety, konkretnej rodziny. Zwłaszcza tej, która nie pożegnała się ze swoim dzieckiem, nie pochowała go, nie przeżyła żałoby. Niestety, większość dzieci, które urodziły się martwe, nie ma swoich grobów. Powód? Brak precyzyjnych, a niekiedy sprzeczne uregulowania prawne. Na szczęście dwa lata temu przepisy się zmieniły, co pozwoliło na wyjaśnienie niektórych kwestii prawnych. Według nich rodzice mają prawo pochować dziecko nawet wtedy, gdy żyło pod sercem matki zaledwie kilka tygodni. Niestety, wiele rodzin wciąż o tym nie wie.
- A nawet jeśli zdają sobie z tego sprawę, na skutek wciąż jeszcze nieprecyzyjnych przepisów mogą napotykać na trudności ze strony szpitala z otrzymaniem zwłok do pochówku. Może to spowodować, że rodzice w końcu poddają się i rezygnują. Zostawiają ciało dziecka w szpitalu. A potem dręczy ich myśl, że nie ma nawet grobu, na którym mogliby zapalić świeczkę w Dzień Zaduszny... - mówi Maria Bienkiewicz, przewodnicząca fundacji „Nazaret”. - Zdarza się również i tak, że rodzice nie odbierają ciała dziecka w przekonaniu, że dzięki temu szybciej zapomną o tragedii, jaka ich dotknęła. Jednak to tylko złudzenie. Brak miejsca pamięci, w którym można byłoby pomodlić się za przedwcześnie utracone dziecko, staje się prawdziwym dramatem. Taki dowód na istnienie jest niezwykle potrzebny - dodaje.
Groby dziecka utraconego można znaleźć na wielu polskich cmentarzach. Teraz także i w Siedlcach. Ta mogiła to wspólne dzieło biskupa siedleckiego Zbigniewa Kiernikowskiego, władz miasta oraz osób, którym leży na sercu los dzieci utraconych, a także rodziców, którym z różnych przyczyn nie było dane cieszyć się nowym życiem.
32-letnia Kasia po tamtej stronie ma Hanię, Zosię i Wojtusia, po tej Anielkę, która wzięła się z cudu. Po trzech poronieniach lekarze nie dawali Kasi i Robertowi nadziei na rodzicielstwo. Kiedy w 10 tygodniu ciąży odeszła Hania, Kaśka krzyczała do Pana Boga: „Dlaczego odrzuciłeś nasze pragnienie rodzicielstwa i schowałeś się, jak gdyby nigdy nic, za swój majestat? Co takiego Ci zrobiliśmy?”. Pan Bóg zareagował po niespełna dwóch miesiącach. Kasia znowu była w ciąży. Oboje z mężem wierzyli, że tym razem za dziewięć miesięcy przytulą swoje maleństwo. Niestety, Zosia odeszła w 6 tygodniu ciąży. Potem szpital, zabieg i pretensja do Boga. Za pół roku na teście ciążowym znowu pojawiły się dwie kreseczki. Tym razem szczęście Kasi i jej męża trwało 16 tygodni. Tyle bowiem pod sercem kobiety żył Wojtuś.
- Hani i Zosi nie mogłam pochować, bo to był rok 2006 i nie było wtedy takich możliwości. Natomiast o tym, że mogliśmy zabrać ze szpitala ciałko Wojtusia i pogrzebać je w rodzinnym grobie, po prostu nie wiedzieliśmy - mówi Kasia. - Kiedy po pewnym czasie okazało się, że mogliśmy godnie pochować naszego synka, było już za późno. Pozostał żal i koszmarne poczucie winy. Wtedy zaczęłam zastanawiać się, co dzieje się z moimi dziećmi, gdzie są, jak mam się za nie modlić. No i czy mimo braku sakramentu chrztu zostaną zbawione - opowiada kobieta.
Wtedy też po raz pierwszy pomyślała, że w Siedlcach powinien powstać chociażby symboliczny grób dziecka utraconego, przy którym osieroceni rodzice znaleźliby ukojenie.
- Paradoksalnie po trzeciej stracie stałam się silniejsza niż kiedykolwiek. Poczułam, jakby ktoś wziął mnie za rękę i prowadził - twierdzi Katarzyna. Dzisiaj wie, że to był Bóg. Pierwszy raz w życiu zaczęła przyglądać się macierzyństwu z ciekawością, drążyć jego naturę. Zaczęła pytać sama siebie: czy tak bardzo pragnie dziecka, bo wszyscy naokoło je mają? Kto jest w tej relacji centrum: ona czy ono? Co w niej ważniejsze: egoizm czy miłość? - W końcu przyznałam się sama przed sobą: „Ja do macierzyństwa nie byłam przygotowana” - mówi dzisiaj. Oboje z mężem postanowili, że nie będą za wszelką cenę starać się o dziecko. Może Bóg ma wobec nich inne plany? Modlili się tylko co wieczór: „Panie, bądź wola Twoja”. I wtedy zdarzył się cud: na świat przyszła Anielka.
Jednak o trójce swoich dzieci nie zapomniała. Bo nie pamiętać się nie da. Dzieci po tamtej stronie czasem jej się śnią. Rosną razem z Anielką. Idą do przedszkola, raczkują, zaczynają gaworzyć, od słońca przybywa im piegów. Kiedy wychodzi na spacer z Anielką, ludzie pytają, czy to jej pierwsze dziecko. Odpowiada: „W zasadzie”. Albo mówi: „To pierwsza córka”. I kiedy Anielka podrośnie, to Kasia na pewno jej powie, że nie jest sama, bo tam, w Niebie, ma trójkę rodzeństwa. - Córeczka to prezent od Pana Boga, Jego posłanniczka. Dlatego zdecydowaliśmy się dać jej na imię Anielka - tłumaczy Kasia.
Oboje z mężem postanowili wesprzeć budowę grobu dziecka utraconego na siedleckim cmentarzu. Becikowe, które odebrali po narodzinach córeczki, przekazali właśnie na tę inicjatywę. - „Umarłych pogrzebać” to jeden z uczynków miłosiernych co do ciała. Taka jest nauka Kościoła, o której nie powinniśmy zapominać. Dlatego bardzo się ucieszyliśmy, że również w Siedlcach są ludzie świadomi tego problemu, którzy próbują zapewnić godny pochówek dla dzieci zmarłych przed urodzeniem, których rodzice z różnych względów sami nie chcieli bądź nie mogli tego zrobić - mówi wzruszona Katarzyna.
Pierwszy w Siedlcach pochówek dzieci przedwcześnie utraconych odbędzie się już 20 października. Jest to zasługa zarówno władz miasta, diecezji, jak i wszystkich tych, którym leży na sercu los dzieci utraconych.
- Według statystyk medycznych, każdego roku w Polsce dochodzi do około 40 tys. poronień. Niestety, większość utraconych przedwcześnie dzieci nie miało zapewnionego godnego pochówku. Uznaliśmy, że nie możemy tego problemu przemilczać, udawać, że go nie ma - mówi Wiesława Ziółkowska, członkini Domowego Kościoła i Diakonii Życia. - W październiku 2005 r. odbył się w Warszawie pogrzeb 30 urodzonych martwo dzieci zorganizowany przez fundację „Nazaret”. W kontekście tego pogrzebu pojawiły się pytania: „Co dzieje się z dziećmi zmarłymi podczas ciąży?”, „Czy będą zbawione?”, „Jak wygląda sprawa ich pochówku?”. Bp Zbigniew Kiernikowski uznał, że sprawa jest priorytetowa i trzeba natychmiast się nią zająć - opowiada.
I tak się stało. W 2006 r. podczas Marszu Życia ks. dr Tomasz Czarnocki, oficjał Sądu Biskupiego i diecezjalny duszpasterz prawników, wygłosił konferencję, w której podjął się wyjaśnienia teologicznych kwestii zbawienia dzieci zmarłych w trakcie ciąży, a w związku z tym nieochrzczonych. - Podczas konferencji poruszono także problem pochówku dzieci utraconych, zarówno z punktu widzenia prawa kanonicznego, jak i cywilnego. Dyskusja, która wówczas się wywiązała, sprowokowała zebranych do poszukiwania rozwiązań formalno-prawnych umożliwiających pochówek dzieci utraconych przedwcześnie - mówi ks. Czarnocki. Kolejnym krokiem było zorganizowane z inicjatywy biskupa siedleckiego spotkanie, w którym uczestniczyli duchowni, przedstawiciele służby zdrowia, władze miasta, członkowie Domowego Kościoła. - Wtedy po raz pierwszy rozmawiano o tym, że niezbędne jest ustalenie konkretnych procedur prawnych dotyczących pochówku dzieci utraconych, pozostawionych w szpitalu przez rodziców - wyjaśnia ks. Tomasz.
Inicjatywie sprzyjało prawo. W grudniu 2006 r. znowelizowano rozporządzenie w sprawie postępowania ze zwłokami ludzkimi. - Nowela precyzowała, że za zwłoki uważa się ciała osób zmarłych i dzieci martwo urodzonych bez względu na czas trwania ciąży. I to był przełomowy moment, który pozwolił na podjęcie konstruktywnych działań - mówi Maria Gadomska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Siedlcach. Sprawy nabrały tempa. Przy ogromnej otwartości i współpracy spotkania w gronie dyrekcji i pracowników obydwu siedleckich szpitali, władz miasta, MOPR-u, Urzędu Stanu Cywilnego, Zarządu Cmentarzy Katolickich zaowocowały wypracowaniem konkretnych procedur. Zgodnie z nimi zmarłe dziecko można pochować na cmentarzu zawsze, nawet, jeśli poronienie nastąpiło w pierwszych tygodniach ciąży. Szpital powinien wydać kartę zgonu oraz pisemne zgłoszenie urodzenia dziecka. Z tym dokumentem rodzice idą do USC, który wystawia akt urodzenia z adnotacją, że dziecko urodziło się martwe. Szpital nie ma prawa odmówić rodzicom wydania ciała.
Jeśli dziecko jest tak małe, że nie można ustalić, czy był to chłopiec, czy dziewczynka, stosowane są różne sposoby wskazania płci. Lekarz może zastosować procedury uprawdopodobnienia płci. Niekiedy określenia płci dokonuje się na podstawie oświadczenia rodziców co do określonej płci dziecka. W sytuacjach spornych pozostają badania genetyczne.
W każdym konkretnym przypadku rodzice będą zobowiązani do złożenia pisemnego oświadczenia, w którym zdecydują, czy podejmują się pochówku zmarłego w trakcie ciąży dziecka, czy pozostawiają je w szpitalu. Jeśli wybiorą drugie rozwiązanie, wówczas obowiązek pogrzebu spoczywa na MOPR. - W takim przypadku wydanie zwłok dziecka martwo urodzonego celem dokonania pochówku odbywa się najwcześniej w terminie 6 tygodni od daty podpisania przez rodziców oświadczenia, w którym zrzekają się odbioru zwłok. W ten sposób zapewniono rodzicom możliwość zmiany decyzji. Taki termin przyjęły obydwa siedleckie szpitale - dodaje dyrektor MOPR.
Ciała dzieci, których rodzice nie zdecydują się na pochówek, spoczną na cmentarzu przy ul. Janowskiej. Został tam wybudowany grób Dzieci Utraconych, w którym podczas uroczystości pogrzebowych organizowanych co jakiś czas będą składane trumienki z ciałami małych aniołków. Na prostej mogile wykonanej z białego marmuru nie będzie tabliczki z nazwiskami, tylko napis: Dzieci Utracone. Bóg wie, jak miały na imię...
Od 1996 r. jako Przewodniczący Zarządu Cmentarzy Rzymskokatolickich w Siedlcach otrzymywałem sygnały od różnych osób, że dobrze byłoby, aby w Siedlcach powstał przynajmniej symboliczny grób dzieci nienarodzonych. W 1999 r., po wizycie Ojca Świętego Jana Pawła II w Siedlcach, zdecydowałem o postawieniu na cmentarzu przy ul. Janowskiej kilkumetrowego krzyża, pod którym usypano także kopiec z ziemi. Chciałem, aby było to symboliczne miejsce nie tylko dla rodziców, którzy utracili swoje dzieci, ale też dla wszystkich, którzy z różnych względów nie mogą pomodlić się lub zapalić znicza na grobie swoich bliskich. Dlatego, kiedy usłyszałem o inicjatywie wybudowania w Siedlcach grobu dzieci nienarodzonych, bardzo się ucieszyłem. Jako Przewodniczący Zarządu Cmentarzy Rzymskokatolickich zdecydowałem o udostępnieniu nieodpłatnie placu pod tę mogiłę. Fundusze na grób wyłożyło miasto, my natomiast porządkowaliśmy teren wokół przez m.in. ułożenie kostki. Ta mogiła była w Siedlcach bardzo potrzebna. Takie groby można znaleźć na wielu cmentarzach. Ludzie zatrzymują się tam na modlitwę, zapalają znicz, aby uczcić pamięć dzieci, którym z różnych przyczyn nie dane było cieszyć się życiem. Rodzice, którzy przeżyli dramat poronienia, a tak się złożyło, że nie odebrali ciała dziecka ze szpitala i nie mają miejsca, gdzie mogliby zapalić świeczkę, odmówić modlitwę - tam znajdują ukojenie.
Jestem wdzięczny osobom, które wyszły z niezwykle cenną inicjatywą i sprawiły, że również w naszym mieście powstał grób dziecka utraconego. Chciałbym szczególnie podziękować księdzu biskupowi Zbigniewowi Kiernikowskiemu, członkom Domowego Kościoła i wszystkim tym, którym nie jest obojętny los dzieci zmarłych przed narodzeniem za to, że zechcieli podjąć tę inicjatywę. Podziękowania należą się także władzom obydwu szpitali, pracownikom służby zdrowia, dyrekcji Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, którzy czynnie włączyli się w tworzenie prawnych procedur. Bardzo ważne jest bowiem, by wszystkie dzieci utracone mogły zostać pochowane. W ten sposób należy podkreślić ich niezbywalną godność, taką samą, jaką obdarzony jest każdy człowiek. Zresztą taka jest nauka Kościoła. Równie istotne jest to, że w miejsce to będą mogli przychodzić wszyscy rodzice, a zwłaszcza matki dzieci utraconych. Pomodlić się, zapalić świeczkę i choć w jakimś stopniu ukoić ból po utracie pociechy. Myślę, że sama idea tego pomnika - grobu będzie także naszym wyrazem solidarności z tymi wszystkimi, którzy cierpią po utracie kochanego dziecka.
Takie inicjatywy zawsze są potrzebne. Świadczy o tym fakt, że w miastach, gdzie takie groby się znajdują, dniami i nocami palą się znicze. Cieszę się, że również w Siedlcach powstanie mogiła dziecka utraconego. Zresztą sama zabiegałam o jej wybudowanie. Rozmawiałam z dyrekcją szpitala wojewódzkiego w Siedlcach o stworzeniu procedur, które nie tylko umożliwią pochówek dziecka zmarłego w wyniku poronienia, ale pozwolą na poszanowanie jego godności, a rodzicom dadzą możliwość odpowiedniego pożegnania. Byłam bardzo mile zaskoczona zarówno postawą dyrektora ds. lecznictwa Dariusza Rembisza i dr. Józefa Fąka ze szpitala miejskiego, którzy ze zrozumieniem i zaangażowaniem podeszli do tematu. Chciałabym, aby wszyscy pracownicy służby zdrowia mieli takie podejście. Bo niestety, rodzice nie zawsze są informowani o przysługujących im prawach. Największym dramatem jest to, że ginekolodzy nie mówią matkom, które poronią, że mogą otrzymać ciało dziecka, a ZUS może pokryć koszty związane z pogrzebem. Bardzo często ciała dzieci nie są wydawane rodzicom przez szpitale, ale palone w piecu. Z powstałego popiołu robi się kostki brukowe. Wiem, że brzmi to drastycznie, ale takie są realia. Dlatego powinniśmy zrobić wszystko, by nie dopuszczać do takiego bezczeszczenia zwłok.
Ile miesięcy powinna trwać żałoba po starcie dziecka?
Nie ma takiej granicy. Czas, sposób przeżywania żałoby, jej intensywność to sprawa bardzo indywidualna - nie tylko w sytuacji straty dziecka. Pytają czasem ludzie: jak długo mam chodzić w czerni po zmarłym ojcu, matce, babci? Nie wiem. Owszem, tradycja wyznacza (w niektórych społecznościach bardzo precyzyjnie) ramy zachowań, sugeruje pewne formy ascezy, wyciszenia, ale nigdy nie mają one charakteru obligatoryjnego. Należy szanować każdy sposób przeżywania śmierci bliskiej osoby. Nie wolno potępiać, oceniać. Człowiek to tajemnica i nie ma gotowych recept na ból potrzaskanej duszy...
A może należałoby rzucić się w wir życia, spróbować zapomnieć?
Gdyby tak się dało... To niemożliwe. Nie można ot tak sobie problemu śmierci zepchnąć na margines aktywności, wyrzucić ją z pamięci. Żałoba, obojętnie w jaki sposób miałaby przebiegać, jest potrzebna. Powiem więcej: zakwestionowanie sensowności tego procesu, zbyt płytkie jego przeżycie, przypomni o sobie po latach. Wtedy będzie znacznie trudniej osiągnąć wewnętrzną równowagę.
Spotkał się Ksiądz z takimi przypadkami?
Niestety, tak. Zwykle dotyczyły one dwóch przypadków: dzieci zmarłych w wyniku poronienia i dzieci uśmierconych podczas aborcji. Poronienie jest zawsze wielką traumą dla rodziców. Najbardziej bolesną - gdy zdarza się wiele razy. Bywa, że rozpacz, szok poporodowy nie pozwalają na pożegnanie się z niedonoszonym dzieckiem. Często otoczenie taką sytuację bagatelizuje, twierdząc, że „to przecież nie był jeszcze człowiek”, inni mówią: „Jesteście młodzi, doczekacie się potomka, następnym razem będzie lepiej”. Żal matki jest niezrozumiały, bywa, że i źle widziany. Każe się jej natychmiast powrócić do normalnego nurtu życia, kiedy ona potrzebuje czasu, aby poukładać je sobie na nowo.
Kłamstwo, lansowane uparcie przez środowiska feministyczne, jest takie, iż zabicie dziecka nienarodzonego to „rozwiązanie” problemu...
Jest dokładnie odwrotnie. Spotykam kobiety, które po 30-40 latach od tego strasznego wydarzenia przychodzą i mówią, że każdej nocy w szumie wiatru, kroplach deszczu uderzających w parapet okna słyszą głos płaczącego dziecka, któremu poskąpiły butelki mleka. Sumienie nie pozwoli zapomnieć. Stłumiona pamięć powraca.
Co wtedy mają robić? Jak im pomóc?
Moje doświadczenia pracy z rodzicami w żałobie, opinia psychologów wskazują jasno na konieczność przeżycia jeszcze raz całego procesu żałoby, nawet wtedy, gdy od śmierci dziecka minęło wiele lat. Jest to konieczne do osiągnięcia równowagi ducha. Oczywiście tu także trzeba podchodzić do wspomnień z wielką delikatnością. Pomoże w tym wyciszenie, modlitwa, zwrócenie się ku Bożemu miłosierdziu, a także - ma to niebagatelne znaczenie - czerń, wizyty na cmentarzu, palenie zniczy na grobie...
...ale te dzieci nie mają grobów.
Dlatego tak cenną inicjatywą jest wybudowanie pomnika - grobowca na siedleckim cmentarzu, o co od lat zabiegały różne lokalne środowiska. Będą tu grzebane dzieci zmarłe po poronieniu, będzie on też symbolicznym miejscem pożegnania dla tych, którzy z różnych przyczyn nie zbudowali mogiły swojemu potomstwu. Takowe miejsce już od lat istnieje np. na cmentarzu w Międzyrzecu Podlaskim. Zawsze palą się tam znicze. Śmierć jest czymś fizycznie namacalnym, w związku z tym jej akceptacja także domaga się fizycznych znaków, miejsc... Taka jest nasza natura. Potrzebne są zewnętrzne okruchy pamięci. Nie jest to poddawanie się iluzji czy próby „zaczarowania” śmierci. Ona jest nazbyt realna. Człowiek jest tak skonstruowany, że musi respektować wewnętrzne prawidła, które w sobie odkrywa. Poddać się im, podarować sobie czas, dać się ponieść intuicji, która doprowadzi go we właściwe miejsce - to elementy procesu wewnętrznego uzdrowienia, a bywa, że i droga do odnalezienia Pana Boga.
Dziękuję za rozmowę.
Warto wiedzieć
Rodzice dziecka, które urodziło się martwe bez względu na czas trwania ciąży, mogą je pochować sami albo, jeśli z jakichś względów tego nie zrobią i pozostawiają je w szpitalu, wtedy obowiązek pochówku spoczywa na gminie. Ani państwo, ani Kościół nie nakładają w tej mierze na rodziców żadnych obowiązków.
Na podstawie pisemnego zgłoszenia USC wystawia akt urodzenia z adnotacją, że dziecko urodziło się martwe. Dokument ten stanowi podstawę do ubiegania się o zasiłek pogrzebowy oraz macierzyński.
Prośbę rodziców o pogrzeb katolicki ich zmarłego dziecka należy uznać za równoznaczną z oznajmieniem woli, że zamierzali je ochrzcić. Przepisy kościelne zezwalają na pełen obrzęd pogrzebowy, z Mszą św. i obecnością kapłana na cmentarzu, według formularza przewidzianego dla dzieci zmarłych przed chrztem.
opr. aw/aw