O fali antyklerykalizmu w Polsce
W ostatnim czasie w parafiach zaczęli pojawiać się młodzi ludzie z żądaniem wypisania ich z Kościoła. Są dobrze przygotowani, wyposażeni w gotowe deklaracje, opatrzone stosownymi paragrafami i klauzulami. Zwykle nastawieni wrogo do Kościoła, powtarzający te same argumenty, nawet nie ukrywają, skąd czerpią inspiracje.
Fala antyklerykalizmu czy - mówiąc precyzyjniej - antychrześcijaństwa pojawia się w obiegu społecznym co jakiś czas. Nie jest to zjawisko nowe - pamiętamy początek lat 90 minionego wieku, kiedy mieliśmy do czynienia z podobnym problemem. W dzisiejszym wydaniu jest on jednak inny od siermiężnej, komunistycznej propagandy, inny również od haseł sprzed dwudziestu lat. Dlaczego cyklicznie powraca? Powodów jest co najmniej kilka: w taki sposób znajdują swoje ujście różnorakie frustracje; w Kościele zawsze najłatwiej znaleźć winnych wszelkich niepowodzeń; jest to, póki co, dość skuteczny sposób na zaistnienie w mediach, wreszcie antyklerykalizm jest produktem koniunktury politycznej. Od lat próbuje na nim wypłynąć (zafascynowana dziś ideami zapateryzmu) polska lewica, w bardzo hałaśliwy sposób lansuje go Antyklerykalna Partia Postępu Racja. W nowym opakowaniu pojawił się niedawno w wydaniu ex-posła PO z Lublina. Nie bez znaczenia jest też to, że Polska, przez dziesięciolecia zniewolona komunizmem, ma w tej dziedzinie „bogatą” tradycję. Niemało jest ludzi, którzy z samego tylko faktu rozgoryczenia nowym ładem w państwie, bardzo chętnie wracają mentalnie do czasu i idei swojej czerwonej „świetlanej” przeszłości. Bywa, że jest spowodowany postawą ludzi Kościoła, którzy nie zdali egzaminu ze swojego chrześcijaństwa. Nie brakuje przy tym - jak zresztą w całej naszej rodzimej rzeczywistości - paradoksów. Socjologowie podkreślają, że polski antyklerykalizm jest szczególny. Z jednej strony gwałtownie neguje się rolę Kościoła w życiu społecznym, z drugiej Polacy uważają, że „ksiądz musi być i basta”. Trochę to zaplątane i mało logiczne, nader często noszące znamiona ukrytego neopogaństwa, ale prawdziwe...
„Drodzy Bracia i Siostry antyklerykałowie!” - tymi słowami rozpoczął swoje wystąpienie do działaczy i sympatyków RACJI Roman Kotliński (używający też pseudonimu Jonasz), redaktor naczelny tygodnika „Fakty i Mity”, wystosowane na okoliczność tegorocznego Dnia Antyklerykała. Może zaskakiwać forma - choć z drugiej strony niekoniecznie: to przecież były ksiądz. Zarówno apostrofa, jak też i dalsza treść odezwy (rojąca się od aluzji i stylistyki biblijnej, retoryki Jana Pawła II), zdradzają, że nie chodzi tu tylko o realizację założeń partii politycznej, lecz o coś więcej. Można zaryzykować tezę, że na naszych oczach rodzi się nowa... religia! „Może to zabrzmi pompatycznie i nazbyt przymilnie - pisze Jonasz do swoich „wyznawców” - ale ilekroć kieruję moje słowa do ludzi racjonalnie myślących, którymi jesteście, zawsze mam świadomość, że piszę lub mówię do soli polskiej ziemi, do zaczynu polskiej normalności, do ludzi powołanych i wybranych. Do czego? Do tego, aby zmienić oblicze tej ziemi! [...] Przykłady innych narodów pokazują, że już kilkanaście lat może wystarczyć, aby wyrwać z korzeniami czarnego kleszcza, pasożyta i oczyścić zdrowy organizm na trwałe. Straszne byłoby zatem, gdybyśmy zawrócili w połowie drogi do celu!”
Ciekawe: do normalnej partii wystarczy się zapisać - aby stać się członkiem Racji, trzeba być „powołanym i wybranym”. W relacji ze Święta Świni w Siedlcu, zamieszczonej na portalu APP, można przeczytać, że „antyklerykałowie gromadzą się pod jednym dachem i głoszą dobrą nowinę - że Polska nie musi i nie może być katolicka!” Wypisz - wymaluj: kopia Ewangelii! Ironia to? Celowy mimetyzm? Retoryka stosowana przez Kolarczyka, panią Jakubowską (wiceprzewodniczącą partii) i szeregowych jej członków jest nam doskonale znana z minionych dziesięcioleci. Zdradza ogromny, w żaden sposób niezaspokojony kompleks, który znajduje swoje dopełnienie w bezkrytycznym naśladownictwie, odwołaniach do semantyki ceremoniału kościelnego, Biblii.
Antyklerykałowie spod szyldu Racji za wszelką cenę pragną być widzialni, radykalizmem próbują zwracać na siebie uwagę mediów. Niewiele, poza swoją hałaśliwością, mają do zaoferowania. Tylko w umiarkowanym stopniu się to udaje - pomimo zachęt i gróźb Kotlińskiego: „Biada nam jednak, jeśli będziemy stać w miejscu. Musimy iść do przodu, musimy działać, i to bardziej aktywnie niż inni. Musimy być silniejsi!”
Póki co, marnie to wychodzi.
Interesujące są sposoby argumentacji, jak też metody rozumowania wspomnianego wyżej środowiska. Oto kilka przykładów: Wojciech Kucharz (źródło: www.racjonalista.pl) pisze:
„Dlaczego rząd przymyka oczy na akty gwałtu na dziecięcych umysłach, zezwalając na katechezę w szkołach podstawowych, a nawet - o zgrozo! - w przedszkolach? [...] Czy nie jest zaproszenie do zabobonizacji wiedzy i metafizykacji nauki?” „Zgroza” - w zamyśle autora - rozszerza się wszędzie, gdzie pojawi się nawet cień „czarnych”. Jest to tak oczywiste, że nie wymaga dowodów. Trzeba coś z tym zrobić! - to naczelne hasło antyklerykała, motor napędu wszelkich działań, warunek konieczny postępu. I dogmat nowej wiary.
Jeszcze „ciekawsze” spostrzeżenia zawiera tekst pt. „Czym się różni mózg wierzącego i niewierzącego?” Wynika z niej, że... mózg wierzącego i niewierzącego różnią się od siebie! [...] Tajemnica kryje się w jego właściwościach. „Naukowcom amerykańskim udało się nawet skonstruować specjalny hełm, za pomocą którego u ateisty można wywołać pewne uczucia religijne. Opracowano bowiem metodę wzbudzania uniesień religijnych lub odczuwania czyjejś obecności. Czterech na pięciu uczestników doświadczenia, którym nałożono kask magnetyczny, doznało mistycznego przeżycia - mieli uczucie, że obok nich lub za nimi stoi jakaś czująca istota, niektórzy płakali, niektórzy poczuli dotyk Boga, inni wpadli w przerażenie i opowiadali o demonach i złych duchach” (za www.racjonalista.pl). Nie wiem, czego dowodem miałaby być owa analiza. Trudno się oprzeć wrażeniu, że poziom debaty i argumentacja są jakby żywcem wyjęte z epoki Pawki Morozowa. Bezcelowa jest jakakolwiek polemika. Pozostaje tylko modlitwa i wiara, że zdrowy rozsądek (rozum nieuwikłany w nienawiść) zwycięży.
13 marca 2006 roku Papieska Rada do spraw tekstów Prawnych wydała dokument dotyczący postępowania w sprawie formalnego aktu wystąpienia z Kościoła katolickiego. Na jego podstawie Konferencja Episkopatu Polski 27 września 2008 roku wydała stosowną instrukcję, zawierającą ujednolicone procedury postępowania w sytuacji, gdy pojawi się powyższe zażądanie. Dokument najpierw określa zasady przynależności do Kościoła, przypomina o obowiązku publicznego przyznawania się do swojej wiary, definiuje widzialne więzy komunii. W punkcie 3 określa, czym jest apostazja. Stwierdza, iż aby mogła się dokonać, musi być nie tylko wyrażona zewnętrznym aktem prawnym, lecz być wewnętrznym wyrazem woli. Dokument papieski rozwija ten punkt. „Treścią aktu woli powinno być zerwanie tych więzi wspólnoty - wiary, sakramentów, władzy pasterskiej - które zezwalają wiernym otrzymywać życie łaski w Kościele”. Apostazji może dokonać osoba pełnoletnia, w formie pisemnej, w obecności proboszcza swojego kanonicznego miejsca zamieszkania. Konieczna jest też obecność dwóch świadków. Dalej instrukcja określa szczegółowy przebieg procedury, doprecyzowując warunki, na jakich może dokonać się akt wystąpienia z Kościoła. Nakłada też na proboszcza - z zachowaniem zasad szacunku i naturalnego prawa do wyboru drogi życiowej - obowiązek rozmowy z kandydatem na apostatę nt. powodów decyzji. Punkt 9 instrukcji zobowiązuje duszpasterza do poinformowania o kanonicznych skutkach apostazji (m.in. ekskomunika nakładana mocą samego prawa, niemożność sprawowania i przyjmowania sakramentów, zakaz wykonywania funkcji w Kościele, pozbawienia możliwości pogrzebu katolickiego), jak też przypomina, że chrzest jest wydarzeniem tak ważkim, iż „nie da się go wymazać z historii życia człowieka” (pkt. 11). Niemniej, gdy mimo tego decyzja zostanie podjęta, zostaje ona odesłana do kurii diecezjalnej. Ta, jeśli nie stwierdzi nowych okoliczności, przesyła informację o odstępcy do parafii, gdzie został ochrzczony. Tutaj dokonuje się stosownego wpisu w księdze metrykalnej.
opr. aw/aw