Wspomnienie biskupa siedleckiego Zbigniewa Kiernikowskiego o śp. Józefie Kardynale Glempie, Prymasie Polski
Trudno jest zebrać w jednej wypowiedzi wszystko, co wiąże się z całą bogatą osobowością i działalnością śp. kard. Józefa Glempa, Prymasa Polski, seniora. Można pokusić się o pewne streszczające sformułowania i nazwać go - w pewnej analogii do Prymasa Tysiąclecia Stefana Kardynała Wyszyńskiego - Prymasem przełomu, który przeprowadził Kościół w Polsce z tysiąclecia poprzedniego w obecne.
Prymas Józef Glemp od początku swej prymasowskiej posługi musiał wejść w różne trudne sytuacje, które nastąpiły w związku ze zmianami w Kościele i w naszej Ojczyźnie. Już Prymas Wyszyński był świadom tego, że idą nowe czasy, „idzie nowych ludzi plemię” - tak mówił krótko przed śmiercią. Kiedy Prymas Józef Glemp został powołany na stolicę biskupią gnieźnieńską i warszawską otrzymał zadanie i dar przewodniczenia Kościołowi w Polsce w czasie kształtowania się tego „nowego”. Podjął to brzemię w postawie prostoty, pokory i zaufania Bogu.
Krótko po objęciu stolicy prymasowskiej został postawiony wobec bardzo poważnego wyzwania, jakim był stan wojenny. Wówczas nie zawsze był zrozumiany, zwłaszcza kiedy apelował o spokój, o to, żeby nie przelewano polskiej krwi, by w Polsce, w tych drastycznych momentach, zachować postawę nieagresji. To były bardzo delikatne sprawy. Wiemy, że w niektórych środowiskach był odbierany jako ktoś, kto nie miał jasnej wizji narodu i Kościoła, takiej wizji, która wielu wydawała się wówczas właściwa, czyli polityki konfrontacji. Były to dla niego trudne momenty. W katedrze gnieźnieńskiej mówił, że ta świątynia nigdy nie słyszała Prymasa mówiącego z tak rozdartym i bolejącym sercem. To były zmagania u początku jego posługi prymasowskiej w służbie naszego narodu.
W tym czasie dokonywały się także przemiany w Kościele, które były konsekwencją Soboru Watykańskiego II. To również musiał podjąć w swojej posłudze. Był kontynuatorem myśli Prymasa Tysiąclecia, które rozwijał i wcielał w życie z wielką umiejętnością. Podobnie, gdy chodzi o wydarzenia z 1989 r., kiedy stabilizowała się polska rzeczywistość, trzeba było osadzić Kościół w tej nowej rzeczywistości, żeby miał on właściwą rolę i właściwe miejsce, by przez kształtowanie wierzących przyczyniał się do budowania tego wszystkiego, czym jest dobro Ojczyzny.
Ksiądz Prymas potrafił gromadzić wokół siebie bardzo wielu ludzi, by tworzyć zespoły do konsultacji i pracy. Wystarczy wspomnieć działalność Prymasowskiej Rady Społecznej. To był jego konkretny wkład w budowanie Kościoła i Ojczyzny.
Patrząc z mojego punktu widzenia, z osobistego doświadczenia i moich kontaktów z Księdzem Prymasem, muszę przyznać, że miałem to szczęście być bardzo blisko niego, zwłaszcza w jego relacjach ze Stolicą Apostolską, kiedy przybywał do Rzymu. Posługiwałem mu w tym przez kilkanaście lat od 1986 r., będąc wówczas Rektorem Papieskiego Instytutu Polskiego w Rzymie, do tego czasu, kiedy zostałem biskupem siedleckim, czyli do 2002 r. Miałem wtedy okazję obserwować jego zaangażowanie w sprawy polskich instytucji kościelnych poza granicami kraju, takich jak domy dla polskich księży w Rzymie, w Paryżu, a także widziałem jego troskę o Polonię zagraniczną. Bardzo żywo tym wszystkim się interesował i bardzo wiele wysiłku wkładał w to, żeby polskie kościelne placówki za granicą były właściwie zarządzane, żeby zachowały swoją specyfikę, odniesienie do naszego kraju, naszej kultury. Robił na tym polu bardzo wiele.
Mogłem widzieć bezpośrednio jego zaangażowanie w to, co robiłem jako rektor Papieskiego Instytutu Polskiego, jak mnie wspierał w tym wszystkim, jak się interesował tym, co było całą substancją materialną, a więc stworzenie odpowiednich warunków bytowych dla księży studentów, którzy tam mieszkali.
Gdybym krótko chciał scharakteryzować jego osobę w relacjach osobistych, to muszę powiedzieć, że był bardzo konkretny. Można z nim było rozmaite problemy omówić, doprowadzić do punktu, który otworzył drogę do realizacji. Jeśli komuś zlecał jakieś zadanie, obdarzał go zaufaniem, że ten ktoś poprowadzi do końca to, co zostało mu powierzone.
Wielokrotnie o tym z nim rozmawiałem, już z perspektywy mojej posługi biskupiej w Siedlcach, wracając do tamtych rzymskich czasów. Dziękowałem mu za to, że spotkałem się z zaufaniem z jego strony. Kiedy mi pewne rzeczy zlecił, to pozwolił mi je prowadzić. Oczywiście były też momenty obiektywnych trudności, czasem z powodu niedopowiedzenia czy niezrozumienia, ale to wszystko dało się zawsze bardzo dobrze wyprowadzić. Stąd mogę powiedzieć, że Ksiądz Prymas w prowadzeniu innych i w zlecaniu im zadań był bardzo konkretny, prosty, bez osobistych pretensji, a więc pokorny, co często bywa podkreślane.
Z racji prawdy życia chrześcijańskiego w sobie i świadomości swojej biskupiej i prymasowskiej posługi wobec Kościoła, nie stawiał swojej osoby na pierwszym miejscu, lecz służył całym swoim jestestwem kapłańskim, biskupim i kardynalskim. Wiedział, czego chce, miał swoją wizję spraw Kościoła i konkretnych problemów. Kiedy jednak zobaczył, że pewne rzeczy muszą być, czy powinny być skorygowane i ustawione trochę inaczej, potrafił też przyjąć inne zdanie czy sposób rozwiązania problemu. Kiedy widział, że są pewne argumenty przemawiające za innym ujęciem sprawy, to je przyjmował. Nie kierowały nim osobiste ambicje. Był człowiekiem, który potrafił słuchać i któremu zależało na sprawie Bożej, sprawie Kościoła, człowieka, a nie na osobistym prestiżu, własnych racjach.
Czas mojej współpracy z Księdzem Prymasem, te kilkanaście lat w Rzymie, uważam za bardzo ważny czas, czas pracy pod kierownictwem kogoś, kto miał doświadczenie wiary, kto był otwarty, kto wiedział, że trzeba służyć i z tej służby się nie wycofywał. Bywałem z nim wielokrotnie w sytuacjach osobistych, prywatnych, w okolicznościach wakacyjnych w różnych miejscach. W takim codziennym życiu poznaje się bardzo wiele cech osoby, z którą się przebywa. Był bardzo pracowity. W czasie wakacji zawsze miał ze sobą szereg spraw i materiałów, nad którymi pracował.
Wniósł bardzo wiele zarówno do Kościoła w Polsce jak i Kościoła powszechnego. Dzisiaj dziękujemy Panu Bogu za tę wielką postać Prymasa czasu przełomu i różnych przemian, czasu wielkich wyzwań, czasu zupełnie nowych okoliczności i sytuacji życia, w których konieczne było odwoływanie się do tego, co jest wyrażone w relacji człowieka do Boga przez Jezusa Chrystusa w mocy Ducha Świętego w Kościele, czyli w oddaniu siebie w posłudze przez wiarę. Był otwarty na to wszystko, co wiązało się z wyzwaniami nowych czasów. Myślę o jego zaangażowaniu na rzecz ewangelizacji. Konkretnie na wspieraniu i właściwym prowadzeniu Drogi Neokatechumenalnej w powierzonych sobie diecezjach - gnieźnieńskiej i warszawskiej.
Do osobistych aspektów mojej relacji z Księdzem Prymasem chciałbym dołączyć również to, że tak bardzo interesował się moją posługą w Siedlcach. Kiedy go zapraszałem, chętnie przyjmował zaproszenia. Był na moim ingresie do katedry siedleckiej, był w Pratulinie, w Kodniu, przewodniczył Eucharystii na błoniach siedleckich, bywał w Garwolinie, a ostatnio na poświęceniu pomnika Matki Henryka Sienkiewicza. 26 lutego 2011 r. dedykowaliśmy mu koncert na organach Joachima Wagnera. Jak zwykle bardzo się cieszył z zaproszenia. Mówił wówczas o doniosłości tego naszego małego środowiska, w którym potrafimy dobrze wykorzystać to, co mamy. Nawiązywał do obrazu El Greca, do tych organów. Żartobliwie mówił, że Warszawa musi się uczyć od Siedlec i że Warszawa będzie tu przyjeżdżać. Był bardzo zainteresowany tym wszystkim, co dzieje się na terenie naszej diecezji. Czułem z jego strony wielką życzliwość, jako kogoś, kto potrafi wsłuchiwać się i wczuwać w sytuację innych.
Tak właśnie krótko można scharakteryzować tę osobę i sposób działania śp. kardynała Józefa Glempa, przez długie lata Prymasa Polski i Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski.
Echo Katolickie 5/2013
opr. ab/ab