Solidarni w potrzebie

Jak ludzie Kościoła pomagali internowanym w stanie wojennym? Jaką rolę odegrał w tym śp. bp Jan Mazur i siostry sakramentki z Siedlec?

O Diecezjalnym Zespole Pomocy dla Internowanych w Siedlcach mówiono: „nieliczny, ale skuteczny”. Jego działalność stała się potwierdzeniem słów Jana Pawła II wypowiedzianych w homilii 7 lutego 1982 r.: „Nad tym cierpiącym społeczeństwem pochyla się Kościół”.

Powołany dekretem bp. Jana Mazura z 20 stycznia 1982 r. zespół diecezjalny, powstał jako drugi w Polsce - po Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. Działał do 1989 r. (od stycznia 1984 r. pod nazwą Diecezjalny Komitet Charytatywno-Społeczny).

Szok

Do siedleckiej siedziby Solidarności jeszcze w nocy 13 grudnia 1981 r. zaczęli przychodzić zdesperowani członkowie rodzin internowanych, przynosząc pierwsze informacje o liczbie aresztowanych. A wieści były niepokojące... Okazało się, że - podobnie jak w całej Polsce - wiele osób zostało wręcz siłą zabranych z domów: milicjanci wpadali do mieszkań, rzucali się na ofiary i obezwładniali je, wyciągali z domów... Działo się to często w obecności wyrwanych ze snu w środku nocy dzieci.

Rodziny były w szoku, bez wiadomości o swych najbliższych. Matki z kilkorgiem małych dzieci pozbawione zostały nie tylko obecności męża i ojca, ale też środków na utrzymanie rodziny. Nikt nie wiedział, co się wydarzyło. Pełniejsze listy internowanych zaczęto tworzyć dopiero w kolejnych dniach.

„Wiele osób postanowiło natychmiast zaangażować się w pomoc dotkniętym nieszczęściem i ich rodzinom” - wspominała Halina Drwęcka, członek Diecezjalnego Komitetu Charytatywno-Społecznego. Ludzie ci mieli świadomość, że trzeba ratować byt i zdrowie pozbawionych wolności i ich bliskich. Inicjatywa zorganizowania pomocy represjonowanym z diecezji siedleckiej wyszła od ówczesnego ordynariusza Jana Mazura. - Ksiądz biskup od pierwszych chwil bardzo zaangażował się w niesienie pomocy internowanym i ich rodzinom - potwierdza ks. Józef Miszczuk, który przez lata przewodniczył siedleckiemu zespołowi pomocy, a następnie Komitetowi Charytatywno-Społecznemu.

Rusza pomoc

Po rozmowach księdza biskupa z wicewojewodą i komisarzem, które odbyły się 13 i 14 grudnia, zaprzestano aresztowań. Na początku stanu wojennego ordynariusz siedlecki udał się do więzienia w Białej Podlaskiej, jednak nie został wpuszczony do środka. Wkrótce internowanych przewieziono do Włodawy, dokąd każdej niedzieli ksiądz biskup wraz z sufraganem bp. Wacławem Skomoruchą udawali się, niosąc uwięzionym pomoc duchową i materialną. Centralne władze więziennictwa każdorazowo wydawały zgodę na wpuszczanie biskupów i odprawienie przez nich Mszy św.

„Jeździliśy obaj, by podnieść prestiż tych odwiedzin. Księża mogliby mieć trudności z przekroczeniem progów więzienia. Później zabieraliśmy kapelana, który mógł służyć w konfesjnale” - wspominał śp. bp J. Mazur.

W obszernym samochodzie trudno było znaleźć miejsce dla dodatkowej osoby, ponieważ cały bagażnik i tylne siedzenie wypełniały nieomal pod sufit paczki dla internowanych. Przygotowywano je nie tylko z myślą o „swoich”, ale także wszystkich przebywających w danym ośrodku. Uwięzieni korzystali z okazji, by przesłać grypsy do rodzin czy znajomych. Wprawdzie biskupów i kapłanów zobowiązano, by nie pośredniczyli w przekazywaniu czegokolwiek, jednak internowani sami wkładali grypsy w paramenty liturgiczne, najczęściej w mszał.

- Jedyną siłą zdolną wówczas organizować pomoc i skutecznie przeciwdziałać różnym zagrożeniom wynikłym ze stanu wojennego był Kościół. Bogaty w doświadczenia wyniesione z odpierania ataków komunistycznych władz w poprzednich latach, cieszył się wsparciem ze strony społeczeństwa i autorytetem budowanym przez wieki, a umocnionym przez Prymasa Tysiąclecia i Papieża Polaka. Komuniści nie chcieli wówczas jawnej, bezpośredniej konfrontacji z Kościołem - twierdzi ks. J. Miszczuk.

W diecezji  siedleckiej zorganizowanie wsparcia stało się możliwe szczególnie dzięki siostrom benedyktynkom - sakramentkom. W ich klasztorze do 1987 r. znajdowała się bowiem stała siedziba komitetu.

Poświęcenie bez miary

Choć oficjalnie komitet tworzyło niewielkie grono osób, w pomoc uwięzionym włączało się wielu diecezjan. Każda rodzina internowanego oprócz paczek żywnościowych i higienicznych otrzymywała wsparcie fnansowe. Środki na udzielenie go czerpano m.in. z dobrowolnych ofiar oraz kolportażu literatury religijnej. Książek religijnych było wówczas mało, brakowało księgarń katolickich. Z literaturą religijną członkowie komitetu jeździli więc po całej diecezji. Wymagało to poświęcenia czasu (niekiedy trzeba było godzinami stać na mrozie), innym razem przyszło znosić niezrozumienie i upokorzenia. O skali tej formy pozyskiwania środków na pomoc niech świadczy fakt, że np. w 1986 r. zostao rozprowadzonych 100 tys. egzemplarzy 70 tytułów książek religijnych.

Na pomoc internowanym, więzionym i represjonowanym przeznaczano też zyski z dostaw żywności dla Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej na Jasną Górę. Niewątpliwie okazało się to zadaniem karkołomnym w czasach, gdy trzeba było „organizować” konserwy mięsne, gdy zabraniano piekarzom sprzedaży chleba dla piegrzymów, gdy paliwo było na kartki. Jednak wówczas górę brała życzliwość i zrozumienie społeczeństwa.

Pomoc niesiona przez Kościół internowanym przybierała różne formy także w zależności od miejsca ich przebywania. Po 13 grudnia 1981 r. umieszczano ich m.in. w zakładzie karnym we Włodawie. - Już kilka dni później ich rodzinom przekazywałem wiadomości o pobycie przez zaufanych kierowców miejscowego PKS. Paczki żywnościowe i lekarstwa internowanym dostarczaliśmy także przez niektórych pracowników zakładu karnego - wspomina ks. prałat Roman Wiszniewski, obecnie kustosz sanktuarium Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Radzyniu Podlaskim i dziekan dekanatu radzyńskiego, w stanie wojennym wikariusz włodawskiej parafii, a od marca 1982 r. również kapelan szpitala.

Zdarzało się dość często, że internowanego przewożono do miejscowego szpitala. Wtedy siostry pielęgniarki dzwoniły do księży, prosząc o przyjazd „do chorego”. - Internowany się spowiadał, a nieraz pod pozorem spowiedzi siadaliśmy na łóżku, rozmawiając szeptem. Najczęściej były to prośby o przekazywanie informacji rodzinom - wspomina ks. R. Wiszniewski. Prawie zawsze rozmowy takie były prowadzone przy zamkniętych drzwiach. Jednak kilka razy „opiekunowie” internowanego - strażnik więzienny i dwaj zomowcy - nie pozwalali zamknąć drzwi i przyglądali się „spowiedzi” z odległości około półtora metra.

Solidarni

Od stycznia 1984 r. bp J. Mazur przekształcił zespół pomocy internowanym w Komitet Charytatywno-Społeczny, którego działalność trwała do 1989 r.

Represje wobec społeczeństwa nie skończyły się wraz z końcem stanu wojennego. Aresztowania następowały nadal - i to pod byle pretekstem. Dla przykładu jeden z działaczy Solidarności został aresztowany w kwietniu 2010 r. na dziesięć miesięcy więzienia za posiadanie na biurku nielegalnej literatury. Żona pozostała w domu z czwórką dzieci, w tym jedno - ciężko chore wymagało stałych konsultacji w Centrum Zdrowia Dziecka. Aresztowanie męża i wyrzucenie go z pracy oznaczało nie tylko utratę źródła utrzymania (kobieta zajmowała się wychowaniem dzieci), ale też prawa do zajmowania mieszkania służbowego. Także tę rodzinę otoczył opieką Diecezjalny Komitet Charytatywno-Społeczny.

Fachową pomocą służyły w nim dwie lekarki i prawnik. Istniała też możliwość otrzymania pomocy od komitetu prymasowskiego, z którym komitety diecezjalne, w tym siedlecki, ściśle współpracowały. Wsparcia udzielano nie tylko swoim. 4 czerwca 1988 r. ks. kard. Franciszek Macharski napisał do ks. J. Miszczuka podziękowanie: „Jestem wzruszony ofiarą... od Diecezjalnego Komitetu Charytatywno-Społecznego w Siedlcach, tym bardziej, że pieniądze pochodzą z ofiar ludzi dobrej woli, w szczególności rolników i robotników Podlasia. Dziękuję w imieniu własnym i potrzebujących staropolskim «Bóg zapłać»”.

Spełniliśmy powinność

Komitet zapraszał do Siedlec artystów: aktorów, piosenkarzy, a także prawników, historyków. W stanie wojennym spotkania z nimi odbywały się pod pozorem uroczystości opłatkowych czy wielkanocnych, gdyż - jak wiadomo - obowiązywał wówczas zakaz zgromadzeń.

Umacnianiu duchowemu służyły również pielgrzymki. Pierwszą zorganizowano w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Uczestniczyli w niej prawie wszyscy internowani z diecezji siedleckiej, którzy na początku grudnia 1982 r. wyszli na wolność. Po powrocie część uczestników pielgrzymki weszła w skład Diecezjalnego Komitetu Charytatywno-Społecznego.

- Działalność charytatywna Kościoła zbliżała wielu ludzi do wiary, nawiązywały się kontakty osobiste. Jednak stan wojenny spowodował, że wiele osób odeszło od Solidarności. Jedni się przestraszyli, inni ulegli propagandzie komunistycznej - mówi ks. J. Miszczuk. - Wydaje mi się jednak, że na ogół spełniliśy swój obowiązek pomocy - robiliśmy to, co Kościół pownien robić. Na miarę możliwości nieśliśmy miłość, słowo i pomoc materialną - podsumowuje.

ANNA WASAK
Echo Katolickie 50/2013

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama