W jasnogórskich archiwach można znaleźć świadectwa opowiadające o wskrzeszeniu umarłych.
W jasnogórskich archiwach można znaleźć świadectwa opowiadające o wskrzeszeniu umarłych.
Matka Boża Częstochowska wypraszała swoim czcicielom nie tylko uzdrowienia i nawrócenia. Królowa z Jasnej Góry uwalniała więźniów i przyczyniała się do ocalenia tych, którym groziła np. nagła śmierć na morzu lub w kopalni. Do najbardziej zaskakujących należą jednak przypadki wskrzeszeń. Paulini zanotowali ponad 30 takich niezwykłych wydarzeń. Dziś mówi się o nich bardzo rzadko. Wydaje się, że zostały zupełnie zapomniane, że zagubiono je w przepastnych księgach zawierających opisy doznanych łask i cudów. Najstarszym jasnogórskim dokumentem, który zachował się do naszych czasów, jest dwutomowy rękopis zatytułowany „Liber Miraculorum Beate Virginis Monasteri Czenstochoviensis”. W pierwszej części zanotowano łaski zgłaszane od 1402 r. Drugi tom założono w 1732 r. Jasnogórska księga cudów i łask składa się obecnie z pięciu części i zawiera opisy około 1400 cudów. Wiele z nich poświadczono dokumentacją medyczną i zeznaniami świadków. O wskrzeszeniach mówią jednak nie tylko księgi, ale również obraz i freski. Owe malowidła z łatwością możemy znaleźć w klasztorze także dzisiaj. Płótno przedstawiające wskrzeszenie matki i jej dwójki dzieci wisi przy schodach prowadzących do zakrystii (w łączniku między bazyliką a kaplicą MB Częstochowskiej). Freski nawiązujące do wydarzeń, jakie miały miejsce w Zborowie i w drodze z Kazimierza do Częstochowy, zdobią sufit bazyliki.
Obraz przedstawiający cud wskrzeszenia rodziny z Lublińca stał się dokumentem, czytanym przez setki tysięcy pielgrzymów nawiedzających Jasną Górę.
Rzecz dzieje się w kaplicy Cudownego Obrazu. W centrum pokazano stojących w dwóch rzędach paulinów. Między nimi umieszczono trzy trumny. W jednej złożono osobę dorosłą, w dwóch następnych - dzieci. Zmarli wyglądają jednak zupełnie inaczej, niż byśmy mogli sobie to wyobrazić. Nie leżą nieruchomo, ale próbują wstać, podnoszą głowy i ręce. Przed oczami mają... obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Nie wiemy, czy są świadomi tego, gdzie się znajdują. Część paulinów odwraca twarze, niektórzy zdają się szykować do ucieczki, inni wznoszą ręce w geście uwielbienia. Przed ołtarzem, tyłem do zgromadzonych w kaplicy, modli się świątobliwy o. Stanisław Oporowski. Uczestnicy liturgii klęczą i składają dłonie. Na ich twarzach widać zaskoczenie i niedowierzanie.
Wróćmy też do wspomnianych wyżej fresków. Jeden z nich przedstawia powieszonego na drzewie małego chłopca. W prawym dolnym rogu widać zrozpaczoną matkę, ocierającą łzy i chowającą twarz w dłoniach. Opłakuje ona swego nieżyjącego synka. Kobietę pociesza mały aniołek. Nad tym wszystkim unosi się postać Matki Bożej.
O cudach uproszonych przez wstawiennictwo Matki Bożej Jasnogórskiej i odnotowanych w archiwach sanktuarium możemy przeczytać w książce „Cuda i łaski zdziałane za przyczyną Jasnogórskiej Matki Bożej dawniej i dziś”. Co łączy owe świadectwa? Przede wszystkim wielka ufność we wstawiennictwo Jasnogórskiej Pani. Ci, którzy dostąpili niezwykłych łask, wcześniej wzywali Jej orędownictwa, ofiarowywali się dla Niej i obiecywali, że nawiedzą Ją w klasztorze na Jasnej Górze. Wieści o cudach wskrzeszenia za wstawiennictwem Matki Bożej Częstochowskiej rozeszły się po całym kraju. Niektóre przypadki są mniej, inne bardziej prawdopodobne. Można je przyjąć albo zanegować, ale trzeba przyznać, że jest w nich coś szczególnego.
AWAW
Dzięki wstawiennictwu Matki Bożej Częstochowskiej z ramion śmierci powracały przede wszystkim dzieci, choć zdarzały się również wskrzeszenie dorosłych. Wszystkie z opisanych przypadków miały miejsce kilkaset lat temu.
Najgłośniejszym cudem było wskrzeszenie matki i dwójki jej dzieci. Historia miała miejsce w 1540 r. w Lublińcu, niedaleko Częstochowy. Wszystko wydarzyło się w rodzinie rzeźnika Marcina Lanio. Miał on żonę Małgorzatę i dwóch synów, czteroletniego Piotrusia i dwuletniego Kazia. Zdarzyło się, że chłopcy zostali sami w domu. Ojciec wyszedł ze swoim czeladnikiem po zakupy, a matka pobiegła do sąsiadki po zakwas do upieczenia chleba. Piotruś wykorzystując sytuację postanowił pobawić się w... tatusia. Nieraz widział swego ojca przy pracy. Złapał więc jego rzeźnicki nóż i zaczął szukać ofiary. Jego wzrok padł na młodszego brata, który akurat spał w kołysce. Ugodził go nożem, a gdy zobaczył, że chłopiec zalewa się krwią, szybko schował się do pieca chlebowego, w którym suszyło się drewno.
Małgorzata, po powrocie do domu wzięła się za rozpalanie ognia. Nagle usłyszała okropny krzyk. Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że w piecu ukryty był jej starszy synek. Zanim go stamtąd wyciągnęła, chłopiec udusił się od dymu. Wtedy jej wzrok padł na kołyskę. Gdy zobaczyła zakrwawionego Kazia, doznała szoku. Rwała sobie włosy z głowy, jęczała i z bólu tarzała się po podłodze. Taki straszny widok po powrocie zastał ojciec. Nie rozważał tego, co się stało; za śmierć dzieci obwinił żonę i od razu postanowił ją za to ukarać. Karę wymierzył siekierą. Opamiętanie przyszło później. Za radą sąsiadki zaczął wzywać wstawiennictwa Matki Bożej Częstochowskiej. Uwierzył, że ona ich wskrzesi. Przerażony tłum z trwogą obserwował, jak rzeźnik wkładał ciała swoich bliskich na wóz. Potem uczynił znak krzyża i obrał kierunek na Jasną Górę. Ci, którzy to widzieli, patrzyli nań ze strachem, inni podziwiali jego wiarę.
Kiedy Marcin dojechał do celu, poprosił napotkanych ludzi, by wnieśli trumny z jego bliskimi do kaplicy Matki Bożej. Sam nie wszedł do środka. Padł krzyżem przed wejściem, błagając wszystkich, by modlili się za jego rodzinę. Jak mówi świadectwo, w kaplicy panował mrok. Jedynym jasnym punktem był Cudowny Obraz. Lud zgromadzony przed obliczem Matki śpiewał nieszpory. Nabożeństwu przewodniczył o. Stanisław Oporowski. Śpiewano akurat Maginificat. Gdy w kaplicy wybrzmiewały słowa: „Uczynił mi wielkie rzeczy, który możny jest i święte imię Jego”, z trumny zaczęła wstawać zarówno Małgorzata, jak też jej dzieci. Z piersi zgromadzonych wydobył się jeden wielki okrzyk miłości i wdzięczności.
Na końcu świadectwa czytamy: „Sława tego cudu rozniosła chwałę Maryi po całym świecie. Dowiedziawszy się o tym cesarz niemiecki kazał sprowadzić kopię Cudownego Obrazu do Wiednia, którą następnie zawieszono w świątyni”.
Inny cud wydarzył się w Zborowie koło Kalisza. Opisane poniżej wydarzenia miały miejsce w 1564 r. Grupa chłopców postanowiła pobawić się w sąd. Każdy z nich otrzymał inną rolę. Jeden był sędzią, drugi oskarżycielem, trzeci katem a jeszcze inny oskarżonym. W tego ostatniego wcielił się Walenty Żeromski, syn właściciela majątku. „Sąd” skazał go na karę śmierci przez powieszenie. Chłopcy założyli swemu koledze pętlę i powiesili na wierzbie. Początkowo było nawet zabawnie. Uznali, że kompan bardzo dobrze wciela się w rolę wisielca. Kiedy spostrzegli, że jego twarz jest dziwnie zmieniona, postanowili uwolnić go z więzów. Niestety, nie potrafili tego zrobić. Wystraszyli się i uciekli. Rodzice zaczęli szukać swego syna, kiedy ten nie pojawił się na kolacji. Dopiero po kilku godzinach odnaleźli go zawieszonego na drzewie. Był martwy. Zrozpaczeni łudzili się, że to nieprawda, że ich Waluś za chwilę otworzy oczy. Rozcierali jego zimne ciałko, ale ono ani drgnęło. Oddali go Matce Bożej Częstochowskiej, obiecując, że nawiedzą Jej tron na Jasnej Górze. Po tej deklaracji i po wielu modlitwach, dziecko podniosło powieki. Było żywe i zdrowe. Owy cud został zapisany w jasnogórskich księgach łask, otrzymanych przez wstawiennictwo Matki Najświętszej.
Kolejne świadectwo mówi np. o wskrzeszeniu kilkuletniej dziewczynki, która wypadła z okna. Rodzice wieźli ją z Kazimierza na Jasną Górę przez trzy dni. Mała leżała przez cały czas w trumnie. Do życia wróciła czwartego dnia podróży. „Matka Boża nagrodziła ogromną wiarę małżonków Klimczaków! Nie zawrócili z drogi, dojechali na Jasną Górę, złożyli Częstochowskiej Matce podziękę i ofiarę, dając świadectwo tego, co się wydarzyło. Ojcowie Paulini spisali cud wskrzeszenia, artysta uwiecznił go na fresku w bazylice (zwanej również Wielkim Kościołem) - Matka Boska wskrzesza umarłych” - czytamy w opisie świadectwa. I jak tu pozostać obojętnym?
AGNIESZKA WAWRYNIUK
Echo Katolickie 21/2014
opr. ab/ab