Jałmużna to nie dawanie z tego, co nam zbywa... Dlaczego jest tak ważna?
„Istnieją dwa rodzaje jałmużny: dawanie i przebaczanie. Dawanie tego, co dobrego zdobyłeś; przebaczanie tego, co wycierpiałeś” - pouczał św. Augustyn.
Jałmużny nie można utożsamiać tylko z pieniędzmi. Jest ona darem serca, wynika z miłości i otwartości na Boże słowo. „Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie” - apeluje Jezus (Mt 5,42). W innym zaś miejscu mówi: „Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie (...). Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,35-36.40).
Czy w obliczu takich słów można wymówić się od jałmużny? W potrzebujących żyje Jezus. On razem z nimi cierpi głód, pragnienie, krzyż bezdomności czy choroby. Miłosierdzie domaga się jałmużny. „Wielkopostna praktyka jałmużny ma być (...) środkiem służącym pogłębianiu naszego chrześcijańskiego powołania. Gdy chrześcijanin ofiaruje bezinteresownie samego siebie, daje świadectwo, że to nie bogactwo materialne dyktuje prawa istnienia, lecz miłość. A zatem tym, co nadaje wartość jałmużnie, jest miłość, która inspiruje różne formy daru, odpowiednio do możliwości i warunków każdego” - pisze Benedykt XVI.
Od jakiegoś czasu regularnie zaglądam na stronę internetową Fundacji Kapucyńskiej im. bł. Aniceta Koplińskiego w Warszawie, która zajmuje się bezdomnymi. Przed Bożym Narodzeniem organizowała akcję „Paczka dla Bezdomnego”. Każdy, kto chciał, mógł sfinansować paczkę, w której były m.in. ciepłe rękawiczki, czapki i skarpety, konserwy oraz herbata. Rozdawano je podczas wigilii. Przyszło na nią dwa razy więcej osób, niż się spodziewano. Ludzie z fundacji wiedzieli, że zabraknie im jedzenia. Nagle w czasie spotkania do jadłodajni na ul. Miodowej niespodziewanie przyjechała młoda dziewczyna. Przecierali oczy ze zdumienia, gdy powiedziała, że przywiozła „trochę” postnych dań, które zostały z firmowej wigilii. To była „fura” jedzenia!
Fundacja chce zbudować ośrodek pomocy. Może warto dorzucić kilka groszy - z wdzięczności za to, że mamy dach nad głową? Do fundacji przychodzą profesjonalni fryzjerzy, którzy po pracy mają jeszcze chęci, by za friko zadbać o głowy osób bezdomnych. Znani kucharze zahaczają o tamtejszą kuchnię, by ugotować im zupę. Jak widać, można dawać siebie na różne sposoby.
Mimo że mamy XXI w., wielu ludzi nadal cierpi z powodu głodu. Najwięcej mogą powiedzieć o tym ci, którzy pracują w krajach misyjnych. Ogromne wrażenie zrobił na mnie artykuł „Syberyjskie cuda”, opublikowany niedawno w „Gościu Niedzielnym”. Dotyczył działalności sióstr albertynek w Usolu Syberyjskim. S. Gabriela opowiada w nim m.in. o zaniedbanych, często bezdomnych dzieciach, które przychodziły (nierzadko nawet w nocy) i prosiły o chleb. Albertynki przybyły do Usola w 2001 r. Zastały tam istny obraz nędzy i rozpaczy. Pomagają, jak potrafią... Liczba potrzebujących, do których docierają, jest coraz większa, dlatego proszą o wsparcie ludzi dobrej woli (szczegóły na www.albertynki.pl w zakładce „Pomoc dzieciom Syberii”). Może warto się dorzucić? Z wdzięczności za to, że na co dzień nie brakuje nam chleba...
Jałmużnę można dać także ze swojego czasu, umiejętności i możliwości, działając np. jako wolontariusz w świetlicy środowiskowej, robiąc zakupy starszej osobie, pomagając w nauce dzieciom z trudnych rodzin, odwiedzając chorych... Sposobności jest wiele. Trzeba tylko chcieć. Kreatywność jest mile widziana także w tej dziedzinie. Radość z czynienia dobra i z uśmiechu drugiej osoby jest bardzo cenna. Czasem wystarczy tak niewiele...
„Kiedy naszym postępowaniem powoduje miłość, wyrażamy prawdę naszego istnienia: zostaliśmy bowiem stworzeni nie dla samych siebie, lecz dla Boga i dla braci (por. 2 Kor 5,15). Ilekroć z miłości do Boga dzielimy się naszymi dobrami z potrzebującym bliźnim, zawsze doświadczamy, że pełnię życia rodzi miłość i że wszystko zwraca się jako błogosławieństwo w postaci pokoju, wewnętrznego zadowolenia i radości. Ojciec niebieski wynagradza nasze jałmużny swoją radością. I jest coś więcej: św. Piotr wśród duchowych owoców jałmużny wymienia przebaczenie grzechów. Pisze: «Miłość zakrywa wiele grzechów» (1 P 4,8). Jak często przypomina liturgia Wielkiego Postu, Bóg daje nam, grzesznikom, możliwość uzyskania przebaczenia. Dzielenie się z ubogimi tym, co posiadamy, przygotowuje nas do przyjęcia tego daru. Mam na myśli w tej chwili tych, którym ciąży wyrządzone zło i właśnie z tego powodu czują się dalecy od Boga, pełni lęku i niemal niezdolni uciec się do Niego. Zbliżając nas do innych, jałmużna zbliża nas do Boga i może stać się narzędziem prawdziwego nawrócenia i pojednania z Nim i z braćmi” - pisał w Orędziu na Wielki Post Benedykt XVI.
Św. Leon nauczał, że „grzechy, zmywane wodą chrztu albo łzami pokuty, mogą być zmywane także przez jałmużnę, bo Pismo Święte mówi: «jak woda gasi ogień, tak jałmużna gasi grzech»”. Czy trzeba jeszcze innych argumentów?
AWAW
Mówiąc pacierz, jednym tchem wymieniamy: „najprzedniejsze dobre uczynki - modlitwa, post, jałmużna”.
W słowniku języka polskiego czytamy, że „przedni” znaczy tyle, co znakomity lub doskonały. Najprzedniejszy to inaczej najdoskonalszy. O modlitwie i poście pisaliśmy we wcześniejszym numerze „EK”. Dziś skupimy się na jałmużnie.
Wbrew pozorom, nie jest ona ludzkim wymysłem. Ma korzenie biblijne. Do jej praktykowania zachęcał sam Jezus. Nazywał ją „pobożnym uczynkiem” (por. Mt 6,1). Apelował, by udzielać jej dyskretnie i w cichości, bez niepotrzebnego rozgłosu. To ważne zarówno dla tego, kto daje jałmużnę, jak i dla potrzebującego. Chwalenie się swoją hojnością może wpędzić w pychę dającego, ale również poniżyć tego, komu pomagamy. Jezus mówi: o twojej jałmużnie niech nie wie nie tylko drugi człowiek, ale nawet twoja ręka. Pieniądze liczymy obiema dłońmi, bo jedną się nie da. Aby jednak wrzucić coś do puszki, nie potrzebujemy obu rąk.
Z jakiego innego powodu jałmużnie powinno towarzyszyć ukrycie? Bo jest czymś bardzo osobistym. Najlepiej czynić ją według schematu: widzę potrzebującego, daję to, czego mu brakuje i zapominam o wszystkim. Kontynuacja będzie w niebie... Bóg widzi wszystko i to powinno nam wystarczyć. Nie szukajmy uznania za wyświadczone dobro w oczach innych osób. Ludzka pochwała czy poklask nie mają zbyt wielkiej wartości; dają tylko chwilową satysfakcję. Ludzie dziś chwalą, jutro ganią, a pojutrze wyśmieją. Bóg ocenia najsprawiedliwiej. Skoro On woła o dyskrecję, posłuchajmy Go.
AWAW
Ojciec Święty Benedykt XVI pisał, że jałmużna pozwala uwolnić się od przywiązania do ziemskich dóbr.
Wspominał o tym w Orędziu na Wielki Post w 2008 r. „Ewangelia naucza, że nie jesteśmy właścicielami, lecz zarządcami dóbr, które posiadamy; nie można zatem traktować ich jako wyłącznej własności, lecz trzeba uznać je za środki, którymi posługuje się Pan, wzywając każdego z nas, by stał się pośrednikiem Jego opatrzności względem bliźniego” - tłumaczył papież.
Wielu rekolekcjonistów i kierowników duchowych podkreśla, że prawdziwa jałmużna powinna nas zaboleć, że nie powinna być dawana z tego, co nam zbywa. Nie chodzi o to, by oddać na jałmużnę całą swoją wypłatę. Tu potrzeba rozsądku i przemyślenia pewnych kwestii. Może warto najpierw rozejrzeć się po swoim domu, kuchni czy biurku i zobaczyć, jakie rzeczy kupujemy regularnie w nadmiarze lub całkiem niepotrzebnie. Może są to plotkarskie gazety, kosmetyki, słodycze, papierosy bądź ubrania... Zrezygnujmy z kupna dziesiątego kremu, siódmej pary spodni czy kilku czekolad i pieniądze, które mieliśmy przekazać na ten cel, ofiarujmy potrzebującym. Wpadła nam jakaś premia? Od razu w głowie mamy kilka pomysłów, na co wydać pieniądze. A może warto „kupić” za to coś cenniejszego niż ciuchy czy kolejny gadżet? Okazji do wsparcia potrzebujących jest bardzo dużo. Wystarczy się rozejrzeć...
Ktoś może powiedzieć: „Zgadzam się, jałmużna to dobra rzecz, ale dlaczego mam dawać innym to, na co sam ciężko zapracowałem? Niech państwo da, niech dadzą bogaci sponsorzy, fundacje, stowarzyszenia...”. A może warto dawać z wdzięczności względem Pana Boga, który nie skąpi nam łask? Mówi się, że syty głodnego nie zrozumie. Jeśli patrzy przez pryzmat wiary, na pewno pojmie jego braki. Nie zaradzimy biedzie całego świata, ale możemy sprawić, by świat jednego człowieka choć na chwilę rozjaśnił się radością z otrzymanego daru. Obdarowany zawsze błogosławi dawcę. „To, co odejmujemy sobie, obracajmy na chorych i biedaków. Przyłóżmy się do tego, aby wszyscy jednymi usty błogosławili Boga” - pisał św. Leon.
AWAW
Echo
Katolickie 11/2017
opr. ab/ab