Czy można wierzyć w sny? Co mówią o nich… psychiatria i Pan Bóg?
„Mam koleżankę, która dzień zaczyna do studiowania sennika” - napisała do mnie kilka dni temu pani Lucyna. „Najgorsze jest, że dzień jest podporządkowany temu, co w nich wyczytała. Ze szczegółami opowiada swoje sny, doszukując się w nich metaforycznych znaczeń, ukrytych sensów. Jesteśmy już tym zmęczone. Ale... Wpadł mi jednak niedawno w ręce styczniowy numer dwumiesięcznika „Głos Ojca Pio”, a tam wyczytałam, że Pan Bóg wiele razy posługiwał się snami, aby w ten sposób przekazać kazać komuś swoją wolę. Może więc to, co robi moja koleżanka, nie jest pozbawione sensu? Może rzeczywiście sny to okno na inny, niewidzialny dla naszych oczu świat i nie należałoby ich lekceważyć? Proszę o podpowiedź”.
Temat snów od wieków fascynował ludzi. Znajdziemy mnóstwo świadectw starożytnych, przypisujących im szczególną wartość. Także w Biblii. Już 4 tys. lat przed narodzinami Chrystusa mieszkańcy Mezopotamii i Egiptu interpretowali sny, którym nadawali znaczenie magiczne. Wtedy powstały pierwsze senniki. W bliższych nam czasach wiele uwagi przywiązywali do nich Sigmunt Freud, jego najwybitniejszy uczeń Carl Gustav Jung. O ile ten pierwszy starał się tłumaczyć zjawisko naukowo, o tyle Jung poszedł w swoich poszukiwaniach bardzo mocno w kierunku parapsychologii, twierdząc, iż każdy człowiek, niezależnie od kultury, rasy itp., połączony jest z innymi ludźmi pewną wspólną wiedzą i doświadczeniem, które przejawiają się właśnie w naszych snach w postaci archetypów psychologicznych (tzw. teoria zbiorowej nieświadomości). Pisał: „Dla mnie sny to natura, która nie nosi się z zamiarem zmylenia nas, lecz mówi to, co ma do powiedzenia, tak jak potrafi”. Nie będziemy się zatrzymywali na obu teoriach, ponieważ są niesamowicie zagmatwane i w wielu miejscach dalekie od logiki.
Najkrócej i najprościej mówiąc: są to wytwory mózgu, który aktywnie pracuje, gdy ciało jest bezwładne. Stanowią nieuświadomione odbicie rzeczywistości. Nasz umysł korzysta przy tym z wielu tzw. substratów: przeżyć (tych z wczoraj, z najbliższej przeszłości, ale też „odświeża” wydarzenia zapisane w pamięci głębokiej, nawet sprzed 20 lat i więcej), emocji (strach, stres, zakochanie itp.), elementów podświadomości, scen zarejestrowanych podczas lektury książek, czasopism scen z filmów, tłumionych uczuć itp. Inni wskazują na fakt, iż podczas snu mózg zapamiętuje i porządkuje nabyte informacje, uruchamia myślenie metaforyczne, niekiedy mieszając podczas marzeń sennych realne doświadczenia z fikcją. Nie brakuje naukowców, którzy tłumacząc sny, odwołują się do atawizmu, czyli „zachowań lub cech, które były charakterystyczne dla czyichś przodków albo dla jakiegoś środowiska lub kultury” (def. ze Słownika Języka Polskiego).
Trudno zgodzić się teorią, że w trakcie snu „natura chce nam coś zakomunikować”. Wedle jakich zasad miałyby oddziaływać na naszą przyszłość? W tym kontekście senniki (jest ich cała mnogość na półkach księgarskich i w internecie!) trzeba zaliczyć li tylko do literatury fantasy. Jeśli ktoś ich lekturę traktuje jak zabawę, nie ma problemu. On zaczyna się w momencie, gdy wyczytane interpretacje obrazów sennych zaczynają realnie wpływać na życie, decydować o wyborach, relacjach itp. Stają się wtedy zaprzeczeniem wiary w Bożą opatrzność i wykroczeniem przeciwko pierwszemu przykazaniu Dekalogu. Mędrzec Syrach pisał: „Mąż głupi miewa czcze i zwodnicze nadzieje, a marzenia senne uskrzydlają bezrozumnych (...). Marzenia senne bardzo wielu w błąd wprowadziły, którzy zawierzywszy im, upadli (Syr 34,1-2.7). W podobnym tonie napomina Jeremiasz: „Nie zwracajcie uwagi na wasze sny, jakie śnicie” (Jr 29,8). Napomnień w Piśmie Świętym jest dużo więcej.
Ale... I tu odnoszę się do drugiej części pytania pani Lucyny. Cytowany wyżej Syrach dopuszcza wyjątek: „(...) marzenia senne są bez wartości, jak urojenia, które tworzy serce rodzącej. Poza wypadkiem, gdy Najwyższy przysyła je jako nawiedzenie, nie przykładaj do nich serca!” (Syr 34,6). Co w takim razie zrobić z licznymi opisami ingerencji Pana Boga w ludzki świat poprzez sny? Wszyscy doskonale pamiętamy sny, jakie miał Józef zwany Egipskim, jego interpretacje snów podczaszego, piekarza, wyjaśnienia snów faraona (por. Rdz 40-41) czy też wołanie, jakie usłyszał Samuel (por. 1 Sm 3). O ile starotestamentalne sny zazwyczaj miały znaczenie głęboko symboliczne i zwykle wymagały odpowiedniej interpretacji, o tyle senne wizje postaci nowotestamentalnych są bardzo jednoznaczne. Tak było w przypadku Józefa, oblubieńca Maryi. Bóg wielokrotnie przemawiał do niego we śnie, zlecając konkretne zadania do wykonania.
Z biografii świętych znane są sytuacje, kiedy to podczas snu otrzymywali oni natchnienia, znaki z nieba. Szwajcarska mistyczka Maria Simma w ten sposób kontaktowała się z duszami czyśćcowymi potrzebującymi pomocy.
A zatem... Sen może być swoistym „kanałem informacyjnym”, którym Pan Bóg przekazuje nam swoją wolę, bądź pozwala istotom stworzonym (ludzie, aniołowie) na wejście w kontakt z żyjącymi. Pozostaje jednak do wyjaśnienia zasadnicza kwestia: jak rozpoznać takie sny? Jak je rozeznawać, jakie kryteria stosować? Wydaje się, że jeśli Pan Bóg chciałby nam w taki sposób coś przekazać, do snu dołączy pewność, która rozwieje wszelkie wątpliwości. Poza tym nigdy nie mogą one zwracać nas ku złu. Hiob wprost pisze: „We śnie i w nocnym widzeniu, gdy spada sen na człowieka; i w czasie drzemki na łóżku otwiera On ludziom oczy, przerażenie budzi w ich sercu. Chce odwieść człowieka od grzechu i męża uwolnić od pychy, uchronić duszę od grobu, a życie - od ciosu dzidy” (Hi 33,15-18).
Zawsze takich sytuacjach warto skonfrontować swoje doświadczenia ze spowiednikiem czy kierownikiem duchowym. I pamiętać, że nasze życie jest w rękach Pana Boga. Jak mówili nasi przodkowie: „Sen mara, Bóg wiara”...
Ks.
Paweł Siedlanowski
Echo
Katolickie 10/2018
opr. ab/ab