Na ludzi patrzymy przez pryzmat własnych doświadczeń, uprzedzeń i cudzych opinii. Tymczasem o wszystkich trzeba myśleć dobrze. Dlaczego? Podpowiedź w kolejnym odcinku cyklu adwentowego.
Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? (…) Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata. (Mt 7,3.5.)
Na ludzi patrzymy przez pryzmat własnych doświadczeń, swoich i cudzych opinii, obserwacji, a także uprzedzeń. Często na jednych spoglądamy tylko przez czarne, a na drugich tylko przez różowe okulary.
Zróbmy test. Gdy na naszym horyzoncie pojawi się jakiś człowiek, zbadajmy swoje myśli na jego temat. Róbmy tak przez cały jeden dzień. Co wyszło? Ile razy pomyśleliśmy: znowu ten pijak, znowu ta plotkarka, znowu ta dewotka, głupia, znowu ten cwaniak, złodziej, dziwaczka, matka-krzykaczka, znowu to głupie dziecko… Idziemy, patrzymy i przyklejamy etykietki… Mamy wyrobione zdanie o każdym. „Przekonywano kiedyś, że wśród nas jest najwięcej lekarzy, bo każdy zna się po swojemu na chorobach i ich leczeniu. Ale to błąd. Stokroć więcej wśród nas sędziów. Ktoś zajechał samochodem drogę - to prymityw. Ktoś źle załatwił sprawę - jest beznadziejny. Ktoś ma inne poglądy - jest całkiem bezsensowny. To już nie sądy 24-godzinne. To sądy 24-sekundowe. Spojrzenie. Odruch. Wyrok - pisał w swoich rozważaniach ks. Piotr Pawlukiewicz. Nie pomylił się ani trochę.
- Pewnie bardzo byśmy się oburzyli, gdyby zapytano nas, kiedy ostatnio kogoś zabiliśmy. Przecież raczej nikt z nas nie jest zabójcą, a już na pewno nie seryjnym mordercą … Ale czy na pewno? Ile razy tylko dziś albo w ciągu ostatnich kilku dni kogoś w myślach sponiewierałam, nie pozostawiając na nim suchej nitki? Ile razy oceniłam kogoś negatywnie, bo mnie rozczarował, wkurzył, zasmucił…? Czasem może nam się wydawać, że myśli właściwie nikomu nie szkodzą, nikogo nie boli to, co mam w głowie na jego temat, ale przecież to właśnie myśli i uczucia kształtują nasze postępowanie oraz decyzje. To jasne, nie zawsze da się tego uniknąć. Żyjemy między ludźmi. Każdy jest inny, nie zawsze się ze sobą zgadzamy, ale ważne, by się tych złych myśli nie trzymać, by ich nie pielęgnować, nie „dokarmiać”. Warto próbować szukać dobra w człowieku i tym dobrem „zbijać” to, co negatywne - tłumaczy Edyta Ignatiuk z Fundacji Dziesięć Talentów.
Po co doszukiwać się dobra w innych? - Przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, jeśli powtarzam, że zostałam stworzona na obraz i podobieństwo Boga, to muszę przyjąć do wiadomości, że wszyscy inni też tak zostali stworzeni - nawet ci, którzy są dla mnie trudni. Z natury każdy jest dobry, czasem tylko po drodze stało się coś, co sprawiło, że dobro gdzieś się zapodziało... I to jest właśnie ten drugi powód: nigdy o drugim człowieku nie wiem wszystkiego: co przeszedł, co go ukształtowało. Nie mogę poznać w 100% jego motywacji. Czasem może się okazać, że jakieś złe czy głupie zachowania to wynik bardzo trudnej historii życia. Mam w pamięci kilka sytuacji, kiedy po wykonaniu na kimś „mentalnej egzekucji” poznawałam okoliczności jego zachowania i okazywało się, że mocno się pomyliłam i trzeba było się rozliczyć... ze sobą i swoim wstydem. Lepiej wyolbrzymiać dobro niż akcentować zło. Naiwne? Nasz Pan jest tak naiwny w myśleniu o nas dobrze, że dał się za to zabić - puentuje Edyta.
„Należy w sobie dostrzec pozytywne wartości, bo nawet w najgorszym z nas jest jeszcze ślad Bożej dobroci - uczył kard. S. Wyszyński. W innym miejscu przekonywał: „Chrońmy się od pogardy dla kogokolwiek, nawet dla najgorszego człowieka, bo to jeszcze człowiek, aż... człowiek”.
Trzeba przyznać, że trudno pozbyć się negatywnego nastawienia wobec innych. Może i nie mówimy o tych urazach i własnych osądach głośno, nie ubieramy ich w słowa ani konkretne czyny, ale one niszczą także nas. Pomyślmy, co by było, gdyby o nas ktoś tak źle myślał? Pomyślmy o ludziach, którzy wyciągnęli do nas rękę, pomogli nam w jakikolwiek sposób, dopuścili nas do swojej bliskości i towarzystwa, którzy nam zaufali, polecili jakieś zadania… Przecież gdyby myśleli o nas źle, nigdy by tego nie uczynili! Nie daliby nam szansy, nie potraktowali z miłością i zrozumieniem. Widząc kogoś zgaszonego, pobitego przez grzechy, zranienia, nałogi, problemy czy lęki nie ścinajmy go w myślach. Jeśli nie umiemy odszukać w nim dobra, to chociaż pomódlmy się za niego…
W dobrym łatwo znaleźć dobro, ale w złym to już prawdziwa sztuka. Jak to robić? Warto uczyć się tego od Jezusa. Owszem, można być jak faryzeusz. Usłyszmy wtedy Jezusowe: „Dlaczego złe myśli nurtują w waszych sercach”? (Mt 9,4). Możemy ścinać w myślach współczesnych celników i jawnogrzeszników, tylko uważajmy, aby i nas nie ścięto. Ciągle noszę w sobie dwie wskazówki o. Adama Szustaka: „Bogu najbardziej podobają się przypadki beznadziejne. Kiedy takiego spotka, natychmiast rusza do biegu w jego kierunku” - przekonuje dominikanin. W innym miejscu ojciec głosił: „Kiedy Jezus przechodził obok celnika Matusza, to spojrzał na niego jak na ósmy cud świata. Jezus przechodzi także obok ciebie. Wiesz, jak na ciebie patrzy?”. Prośmy w tym Adwencie o to, by mieć oczy Jezusa, by nasze serce było jak Jego serce, by Jego myśli były naszymi. I nic nie szkodzi, jeśli znów się na kimś zawiedziemy, jeśli z goryczą pomyślimy: znów byłem taki łatwowierny i naiwny… Zastanówmy się, ile razy zawiedliśmy Jezusa, a On nie robił nam żadnych pretensji… Dobro jest właściwe dla ludzi Boga.
Agnieszka Wawryniuk
W kontekście pytania „Czy złe myślenie o innych to grzech?”, przypomina mi się wypowiedź Jeana Vaniera, założyciela wspólnot „Arka”. Te słowa początkowo mną wstrząsnęły, ale to dobrze, bo zmusiły też do myślenia. W jednym z wywiadów J. Vanier stwierdził, że „drugi człowiek jest sakramentem”, czyli widzialnym znakiem niewidzialnej łaski. Widzę człowieka, ale w duchu wiary wiem, że jest świątynią Boga, że w nim jest Jezus. Popatrzmy na św. Jana. Bibliści niemalże zgodnie potwierdzają, iż w jego ewangelii widać wyjątkowe zacięcie na osobę Judasza… Ciągle dodawał, że był złodziejem, chociaż ciężko taki pogląd utrzymać, kiedy potem widzimy, że sprzedaje Mistrza za zaledwie 30 srebrników. W trzosie apostołów było znacznie więcej! Co ciekawe, postawa Judasza jest tragiczna, ale zrodziła się ze złego myślenia o Chrystusie! Wracając do Jana, potem jako stary, dojrzały apostoł pisze, że nie można kochać Boga, którego się nie widzi, gdy nienawidzi się brata, którego się widzi. Drugi człowiek jest sakramentem, w którym mogę spotkać Boga, może być dla mnie nawet proroctwem. Zatem, wracając do pytania „Czy złe myślenie o drugim człowieku jest grzechem?”, postawmy je troszkę inaczej: „Czy złe myślenie o Chrystusie jest grzechem?”. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że takie zestawienie jest zbyt ostre, ale czyny rodzą się w głównej mierze ze świata myśli. Tutaj oceniamy i podejmujemy decyzje. Jeśli zatem świadomie buduję w sobie zły obraz drugiego człowieka, może to zaowocować złymi czynami. Znów ostro: jeśli w sercu znienawidzę człowieka, to praktycznie już go zabiłem w moim wewnętrznym świecie. Pamiętam, jak w seminarium moralista mówił, że nie trzeba dźgnąć kogoś nożem, by dopuścić się zabójstwa. Czasem wystarczy decyzja podjęta w sercu, która już jest grzechem ciężkim. Czyny zewnętrzne stają się tylko pewną wypadkową podjętej decyzji. Można powiedzieć, że notoryczne złe nastawienie do drugiego jest wadą, która rodzi grzech (decyzję lub czyn), a także zgorzknienie, czyli zatruwa życie nie tylko moje, ale też i innych. Lekarstwem jest nie unikanie złego myślenia, ale cnota - szukanie w drugim człowieku dobra.
opr. nc/nc