Pracowała jako stewardesa. A z przyjaciółką wymieniały się takimi myślami: 'Mówiłyśmy o życiu i o śmierci. Zgodnie stwierdziłyśmy, że najpiękniejsza śmierć to śmierć w służbie Panu Bogu'. Pan Bóg pozwolił jej tak umrzeć
Pracowała jako stewardesa. A z przyjaciółką wymieniały się takimi myślami: 'Mówiłyśmy o życiu i o śmierci. Zgodnie stwierdziłyśmy, że najpiękniejsza śmierć to śmierć w służbie Panu Bogu'. Pan Bóg pozwolił jej tak umrzeć
Niech mi wybaczą rodzice i wszyscy bliscy Heleny Kmieć, młodej Polki zamordowanej w Boliwii. Bez jej śmierci nie moglibyśmy po raz kolejny zobaczyć pięknej twarzy polskiego Kościoła. Helena Kmieć była piękną, znakomicie wykształconą młodą dziewczyną. Nie tylko otwartą na świat, ale łaknącą świata. Dwa lata liceum spędziła na stypendium w Leweston Schoool w Sherborne w Wielkiej Brytanii. W Polsce studiowała inżynierię chemiczną w języku angielskim. Uczyła się śpiewu solowego. Pracowała jako stewardesa. A z przyjaciółką wymieniały się takimi myślami: „Mówiłyśmy o życiu i o śmierci. Zgodnie stwierdziłyśmy, że najpiękniejsza śmierć to śmierć w służbie Panu Bogu”. Pan Bóg pozwolił jej tak umrzeć. Na pół roku pojechała jako wolontariuszka misyjna do Boliwii, gdzie zginęła od ciosów zadanych nożem.
Leży przede mną kolejny numer „Wysokich Obcasów”, dodatku do „Gazety Wyborczej”. Czasami go przeglądam. Są w nim opisane nieraz bardzo skomplikowane historie młodych i starszych kobiet. Często dobrze wykształconych, pięknych, łaknących świata, z biznesowymi sukcesami na koncie. Ale też z życiowymi porażkami. Co odróżnia te historie od krótkiego życia Heleny Kmieć? Raczej nie znajdzie się w nich wyznania, że „najpiękniejsza śmierć to śmierć w służbie Panu Bogu”. Wszystko inne może być podobne: pasja życia, marzenia, chęć poznania świata. Natomiast Bóg, jeżeli już się pojawia, to raczej w charakterze problemu czy przeszkody do pokonania.
Piękne oblicze Kościoła krakowskiego pokazał także ingres abp. Marka Jędraszewskiego do katedry wawelskiej. Zupełnie inne od wspomnianego wyżej, ale równie niezwykłe. Też aż trudno uwierzyć, że są takie miejsca, jak wawelska katedra, gdzie od kilkuset lat kolejni biskupi przejmują odpowiedzialność za diecezję, za zbawienie dusz wiernych. W swojej homilii abp Jędraszewski zacytował słowa Karola Wojtyły, który w czasie swojego ingresu w 1964 roku powiedział m.in.: „Zdajemy sobie wszyscy dobrze sprawę, że wejść do tej katedry nie można bez wzruszenia. Więcej powiem: nie można do niej wejść bez drżenia wewnętrznego, bez lęku, bo zawiera się w niej – jak w mało której katedrze świata – ogromna wielkość, którą przemawia do nas cała nasza historia, cała nasza przeszłość”. Jeżeli już młoda Polka musiała zginąć w dalekiej Boliwii, to chyba dobrze, że stało się to w czasie poprzedzającym ingres. W ten sposób wielka historia w bardzo namacalny sposób połączyła się z teraźniejszością.
I na koniec jeszcze jedna wypowiedź przyjaciółki zamordowanej Polki: „Helena wiedziała, że Boliwia to miejsce bardziej niebezpieczne niż Afryka. Tym bardziej chciała tam pojechać”. Jak więc widać, nie brakowało jej odwagi. Przywołuję te słowa w związku z wywiadem, jakiego „Gościowi Niedzielnemu” udzielił prezydent RP Andrzej Duda (ss. 22–25). Prezydent po raz kolejny zadeklarował swoje poparcie dla ochrony życia dzieci nienarodzonych i konieczności zmiany ustawy o in vitro. To niezwykle cenne. Wydaje się jednak, jakby rządzącym brakowało odwagi, by zabrać się za sprawy najważniejsze.
Jest to słowo wstępne redaktora naczelnego "Gościa Niedzielnego" ks. Marka Gancarczyka do nr 5/2017
opr. ac/ac