Język prasowy lubuje się w uogólnieniach i wyolbrzymieniach. Nie inaczej jest w przypadku skandali seksualnych z udziałem duchownych
Nie milkną dociekania na temat tego, co polscy biskupi usłyszą od papieża w trakcie wizyty ad limina apostolorum, która właśnie się rozpoczyna. A właściwie spekulacje, bo jak inaczej nazwać wyobrażanie sobie, co w obecnej sytuacji Kościoła papież powiedzieć powinien.
No właśnie, wyrażenie „obecna sytuacja” jest kluczowe, bo w zależności od tego, jak się ją opisze, co się wyakcentuje, ta wyspekulowana wypowiedź papieża może brzmieć zupełnie inaczej. Publicyści opisują ją różnorako, a to w odniesieniu do ostatniej wizyty biskupów polskich w Watykanie, a to w odniesieniu do liczby ujawnionych przypadków przestępstw popełnionych przez duchownych (ponoć na „masową” skalę, a polscy hierarchowie mają być w „czołówce” ukaranych). Karierę robią zwłaszcza ta masowa skala i czołówka, zamiast konkretnych liczb. Szkoda.
Zastanawiam się, na co i po co to komu — wystarczy przecież poczekać na to, co papież faktycznie powie, i zacytować go. Podobnie rzecz ma się z wieloma innymi wydarzeniami, m.in. z interesującym wszystkich synodem i wynikającymi z niego nowościami, których wielu by oczekiwało. Prawdopodobnie tylko po to, by więcej osób przeczytało napisane przez nich komentarze. Przypomnę słowa arcybiskupa Schicka z Bambergu, który zapytany o niemiecką drogę synodalną stwierdził, że w medialnych doniesieniach wygląda ona jednak nieco inaczej niż w rzeczywistości.
Piszę te słowa bezpośrednio po lekturze więziennego dziennika kardynała George'a Pella, który ukazał się kilka dni temu nakładem wydawnictwa Rafael. W tymże dzienniku przykładów na komentowane przeze mnie wyżej tendencje do fantazjowania panujące wśród publicystów nie brakuje. Sama sprawa i pokazowy proces kardynała też w jakiś sposób z nich się wzięły. Nakręcona spirala nienawiści i kłamstwa spowodowała, że w więzieniu znalazł się człowiek niewinny. Nie sądzę też bynajmniej, by miała być objawem troski o potencjalnych pokrzywdzonych w Kościele, wręcz przeciwnie. Pell opisał między innymi akcję policyjną nazywaną „Operation Plangere” (od łacińskiego „płakać”). Była ona konsekwencją raportu opublikowanego w mediach, wedle którego w stanie Wiktoria wykorzystywanie seksualne przez osoby duchowne było przyczyną czterdziestu trzech samobójstw. Jak to opisał Pell w swoim dzienniku, zidentyfikowano dwadzieścia pięć z czterdziestu trzech osób, z czego szesnaście popełniło samobójstwo, czworo z nich padło w dzieciństwie ofiarą napaści seksualnej, w tym jeden mężczyzna został skrzywdzony przez osobę duchowną. Nie ma się z czego cieszyć i nie ma z czego być dumnym, to jasne. Pell skomentował: „Ten jeden przypadek to oczywiście o jeden za dużo, ale to nie czterdzieści trzy!”. Ma rację. Oczywiste jest, że do rozliczenia z przeszłością koniecznie dojść musi i jeszcze bardziej oczywiste, że na przyszłość trzeba szukać najlepszych rozwiązań, by chronić najsłabszych. Jednak wykrzywianie rzeczywistości w którąkolwiek stronę na pewno się im nie przysłuży; raczej tym, którzy na gdybaniu, spekulacjach i zakrywaniu prawdy robią interesy. I jeszcze dorabiają do tego filozofię.
opr. mg/mg