To ma być poważna dyskusja o Kościele w Polsce?
"Idziemy" nr 27/2011
Na łamach „Rzeczpospolitej” kilku panów porozmawiało sobie na temat miejsca Kościoła w Polsce. Nazwano to Debatą Klubu Ekspertów „Rzeczpospolitej”. Nie odmawiam uczestnikom debaty inteligencji i dziennikarskiej sprawności, lecz tym bardziej byłem rozczarowany tym, co niektórzy z nich powiedzieli. Zasmucił mnie szczególnie Robert Krasowski, publicysta i filozof. Antyksiężowska ostrość jego wypowiedzi nie wydaje się iść w parze ze znajomością Kościoła. Może to było tak, że zaproszono go do dyskusji i coś musiał powiedzieć. A skoro musiał, to powiedział…
Jedna z tez Krasowskiego brzmi: „Nie ma bowiem żadnej ateistycznej opresji, środowiska laickie są tak słabe, że polski Kościół zmaga się dziś ze sobą”. Jasne! Kościół zmaga się od dwóch tysięcy lat ze sobą, to znaczy z grzechami swoich członków. Tym niemniej za dość nieprzemyślaną uważam opinię, że w Polsce Kościół nie ma rzeczywistych, silnych wrogów. Za trafną uważam natomiast diagnozę Benedykta XVI, że „chrześcijaństwo czuje się poddane nietolerancyjnej presji, która najpierw je ośmiesza – jako coś przynależącego do nurtu dziwnego, fałszywego myślenia – a następnie w ramach pozornej rozumności chce ograniczyć przestrzeń jego życia i działania”.
Ta papieska diagnoza odnosi się także do Polski. Oczywiście, nie chodzi o to, aby polskich katolików ustawiać w roli ofiary. Nie wolno być jednak naiwnym i twierdzić, że nie ma silnych środowisk, które systematycznie pracują na rzecz wyrugowania katolicyzmu z przestrzeni publicznej. Symptomatyczny jest np. fakt, że na autorytet wykreowano kogoś takiego jak Kuba Wojewódzki, który ostatnio dał się sfotografować w koszulce z napisem: „Pier… religię”. Ten właśnie facet został poproszony przez ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego, aby poprowadzić koncert otwierający polską prezydencję w Unii Europejskiej. A takich Wojewódzkich, promowanych i stawianych na świeczniku, jest w Polsce wielu. I na tym m.in. polega laicyzacja.
Robert Krasowski z upodobaniem używa słowa „kler”: „polski kler zabiega o swój prestiż, a nie religijne przesłanie”, „jeżeli w ogóle kler coś buduje, to nie państwo wyznaniowe, ale garaże”, „kler dostał prawo funkcjonowania na samym świeczniku, ale za cenę swojego milczenia”. Po czym ekspert konkluduje, że Kościół „w coraz mniejszym stopniu jest oparty na Bogu, w coraz większym stopniu sprowadza się do rytuału”. Przecieram oczy… To ma być poważna dyskusja o Kościele w Polsce? Nie twierdzę, że polscy księżą nie mają wad. Ale racjonalna dyskusja o czymś domaga się jakichś rozróżnień, danych, analiz, a przynajmniej osobistej znajomości spraw, o których się mówi.
W Polsce jest prawie 30 tys. kapłanów, w tym ponad 5 tys. kapłanów zakonnych. Pracują w parafiach, kościołach, sanktuariach, szkołach, uczelniach, domach rekolekcyjnych, mediach, w różnych specjalistycznych duszpasterstwach. Wielu z nich wspaniale sobie radzi i ma świetne pomysły, by pomagać ludziom w budowaniu ich relacji z Bogiem. Są też tacy, którzy z różnych powodów znajdują się w kryzysie. Jedni wychodzą z dołka, inni nie. Ci ostatni porzucają kapłaństwo lub tkwią w marazmie. Jest też cała rzesza księży, którzy wedle swych zdolności pracują, jak mogą najlepiej, choć jednocześnie mają świadomość, że nie potrafią odpowiedzieć adekwatnie na wszystkie zapotrzebowania.
Wiem, jak wielu kapłanów organizuje różne świetne obozy, rekolekcje dla dzieci i młodzieży. Wiem, jak trudna jest dziś katecheza w szkole. Wiem, ile pracy i pomysłowości trzeba, aby zadbać należycie o stan materialny kościoła, szkoły, domu rekolekcyjnego. Wiem, ilu jest księży bohaterów codziennej duszpasterskiej pracy. A tu przychodzi ekspert Krasowski i stwierdza, że kler buduje raczej garaże, niż cokolwiek innego. No, ale skoro o Jezusie mówiono, że „oto żarłok i pijak”, to ja mogę znieść opinie eksperta od Kościoła.
opr. aś/aś