Ciągle słychać głosy, że Kościół obniża poprzeczki moralne. Rzecz jednak nie w rygorystycznych przepisach, ale zupełnie w czymś innym...
Wciąż słyszę, że współczesny Kościół obniża poprzeczki moralne. No i że przykłada się do tego papież Franciszek, w którego nauczaniu co rusz pojawia się coś, co w przeszłości było uznawane w sposób oczywisty za dobre, a dzisiaj jest złe — i odwrotnie.
Przykładem jest kara śmierci. Kiedyś była dopuszczalna, dzisiaj Franciszek uznał jej stosowanie za zawsze moralnie złe. Kiedyś Komunia dla osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach uznawana była za świętokradztwo, dzisiaj dopuszcza się możliwość dokładniejszego rozeznania, czy w konkretnej sytuacji mamy do czynienia z grzechem ciężkim. Kiedyś katolików wzywano do wojny sprawiedliwej, dzisiaj można mówić jedynie o koniecznej obronie.
To wszystko jest prawdą. Tylko proszę zwrócić uwagę, że o konieczności całkowitego zakazu kary śmierci mówił już Jan Paweł II. Ten sam papież wielokrotnie wzywał też do pokoju na świecie, dopowiadając „nigdy więcej wojny”. I to Katechizm, a nie papież Franciszek, odszedł od koncepcji wojny sprawiedliwej. W końcu to także papież Polak zniósł ekskomunikę dla osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach, a nawet pozwolił, aby przyjmowali Komunię ci z nich, którzy powstrzymają się od aktów seksualnych.
Rozumiem, że ten ostatni przykład niekoniecznie musi oznaczać całkowitą zgodność obu papieży. Niezaprzeczalny jest jednak fakt istnienia w czasie pontyfikatu Jana Pawła II tendencji, aby sprawy trudnych sytuacji małżeńskich potraktować z większą otwartością. Co zaowocowało potem powstaniem duszpasterstw małżeństw niesakramentalnych.
Jeśli więc uczciwie popatrzymy na fakty, może się okazać, że zarzuty stawiane Franciszkowi, będzie trzeba postawić także Janowi Pawłowi II. Może się też okazać, że nie z Franciszkiem, ale ze współczesnym nauczaniem Kościoła walczymy.
W tym przesądzaniu, czy poprzeczki moralne w Kościele idą w górę, czy w dół, można się też łatwo pomylić. Bo czymże jest, jeśli nie podnoszeniem wymagań moralnych, aby osoby rozwiedzione żyjące w nowych związkach nie mogły z zasady iść do Komunii, powstrzymując się jedynie od aktów seksualnych, ale aby również one rozeznały inne wymagania moralne wynikające z sakramentalnego małżeństwa? Na przykład lekceważone alimenty. Czy podnoszeniem poprzeczki nie jest konieczność podjęcia wyważonego, ale jednak ryzyka przyjmowania uchodźców? Czy moralnie wyżej nie należy ocenić stawania po stronie państw ubogich, przy konieczności ograniczenia jakości własnego życia? Czy nie jest etyką z wyższej półki wymaganie, aby osoby z niepełnosprawnością znalazły wreszcie między nami swój prawdziwy dom? A co dopiero, gdybyśmy poruszyli temat praw dziecka? W ilu jeszcze innych wymiarach życia można by przytaczać przykłady pokazujące, że poprzeczka w rozeznawaniu etycznym w Kościele wcale nie idzie w dół.
W rzeczywistości jest odwrotnie. Bo tam, gdzie wspólnota Kościoła przekonała się, że pewne przepisy kościelne nie służą dobru, zostały one poprawione. I są poprawiane nadal. Dotyczy to sytuacji, w których prawo kościelne zmniejsza swój rygor, właśnie ze względu na „dobro dusz”, a powtórzę, że tak właśnie było w przypadku zniesienia przez Jana Pawła II ekskomuniki dla rozwiedzionych katolików żyjących w nowych związkach. Ale poprawiane są także te przepisy, w których wymagania etyczne swój rygor zwiększają: powracając chociażby do przykładu z karą śmierci.
Jedna rzecz jest natomiast na pewno nowa w czasie tego pontyfikatu: zastosowanie na tak dużą skalę metody rozeznawania. Franciszek chce, aby winę konkretnego człowieka oceniać w konkretnych okolicznościach, a nie stosować wobec niego takiej samej miary jak wobec wszystkich. To jest oczywiście zasada stara, tyle że nie miała ona dotychczas tak szerokiego zastosowania. Nie dlatego jednak ma ono obowiązywać szerzej, żeby relatywizować, ale żeby pomóc ludziom w rzeczywistym rozwoju moralnym. Aby osoby, które są dzisiaj na takim etapie, w którym nie są w stanie moralnie osiągnąć więcej, doświadczyły miłosierdzia i naprawdę chciały powstawać i iść dalej. Czy wiedząc o tym wszystkim, naprawdę można tak jednoznacznie powiedzieć: poprzeczki idą w dół?
ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny „Przewodnika Katolickiego”
opr. mg/mg