W rocznicę wyboru Jana Pawła II o powołaniu kapłańskim
Od śmierci Jana Pawła minęły już ponad cztery lata, ale 16 października ciągle pozostaje dla nas datą szczególną. Może w Roku Kapłańskim warto sięgnąć głębiej, poza datę wyboru Polaka na papieża, żeby lepiej zrozumieć istotę powołania.
O wyborze kardynała Karola Wojtyły na papieża wiemy dzisiaj prawie wszystko. Wiemy, że podczas konklawe, gdy kardynałowie przeczuwali już, jaki będzie jego finał, Prymas Stefan Wyszyński poprosił Wojtyłę, żeby — jeśli zostanie wybrany — nie odmawiał; wiemy też, że tuż przed decydującym momentem konklawe do krakowskiego metropolity podszedł były rektor Kolegium Belgijskiego, kardynał Fürstenberg, i wyszeptał słowa: Deus adest et vocat te (Bóg jest tu i woła Cię). Pamiętamy chwilę przejmującej ciszy, gdy z balkonu papieskiego padło nazwisko, które z całą pewnością nie brzmiało po włosku, i niemal słyszymy jeszcze mocny głos nowo wybranego Papieża, który witał się z rzymianami, jako swoimi „przybranymi rodakami”.
Podobno profesor Władysław Tatarkiewicz zaraz po wyborze powiedział, że Karol Wojtyła to urodzony papież. Zresztą sam świeżo upieczony Namiestnik Chrystusa, pytany przez swoich przyjaciół, jak się czuje w nowej roli, mówił, że ma wrażenie, jakby był tu od zawsze. Czy to oznacza, że kardynał z Polski przygotowywał się do objęcia steru Łodzi Piotrowej? Czy wiedział od dziecka, jakie jest Jego powołanie?
Wieść niesie, że podczas I wojny światowej, w czasie działań wojennych w okolicach Gorlic, sierżant Karol Wojtyła usłyszał, jak jeden z jego podwładnych ślubuje Bogu, że jeśli ocaleje i doczeka się syna, odda go do stanu duchownego. Widać dość go to ubawiło, miał bowiem powiedzieć wtedy: Jeśli twój syn będzie księdzem, to mój zostanie papieżem. Wśród wielu legend podhalańskich krążyła też przepowiednia królowej Saby, że nadejdzie czas, kiedy papieżem będzie Polak, i gdy Wojtyła dał się już poznać jako człowiek „lepszy od reszty świata”, nikt nie miał wątpliwości, że chodzi o niego. Prawdziwą sensację jednak wzbudziła informacja, jakoby ojciec Pio powiedział 27-letniemu księdzu Karolowi, że zostanie papieżem. Wspomnieć wreszcie wypada wiersz Juliusza Słowackiego o słowiańskim papieżu i „iskrę” siostry Faustyny, która miała wyjść z Polski, żeby przygotować świat na powtórne przyjście Chrystusa. Tymczasem sam zainteresowany zdawał się w ogóle nie myśleć o tym, co mówiono na temat Jego przyszłości; po prostu robił swoje. A jednak, gdy dowiedział się o śmierci Jana Pawła I, zamyślił się bardzo, a potem długi czas spędził w kaplicy na modlitwie; wyjeżdżając zaś na konklawe, żegnał się ze wszystkimi tak, jakby już nigdy nie miał ich zobaczyć...
Jakże często słyszy się w Kościele słowa w rodzaju: Bóg ma plan wobec twojego życia, Bóg cię powołuje, taka jest wola Boża. I choć jest w nich zawarta jakaś podstawowa prawda o człowieku, to jednak tchną one pewnym determinizmem, który może budzić lęk. Co bowiem będzie, jeśli nie uda mi się tego Bożego planu zrealizować? Co się stanie, jeśli sprzeciwię się woli Bożej? Nieraz przecież mówi się o tym czy o tamtym, że minął się ze swoim powołaniem.
Ja poczułem swoje powołanie kapłańskie — pisze Jan Paweł II w książce Dar i Tajemnica — w czasie wojny i codziennego zagrożenia życia... I czując to powołanie, nie myślałem nigdy, że doprowadzić mnie ono może do obecnego urzędu, nigdy o tym nie myślałem... Na temat rzekomej przepowiedni ojca Pio Papież długo się nie wypowiadał, w końcu jednak — zapytany wprost — zaprzeczył, że coś takiego miało miejsce. Czy jednak ktoś Mu uwierzył? Czy nie jest z nami tak, że wolimy poruszać się w obszarze magii i determinizmu niż wolności, żeby uniknąć odpowiedzialności za źle dokonane wybory? Tymczasem Bóg mówi: Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście... Wybierajcie więc życie (Pwt 30, 15. 19). Cóż to oznacza? Może to, że On sam, Bóg ukryty w głębi serca każdego z nas, „podpowiada” nam, gdzie jest to nasze życie, wskazuje je nam, przez owo mniej lub bardziej wyraźne przeczucie. Ale to od nas zależy, co z tym przeczuciem zrobimy.
W Roku Jubileuszowym, na Tor Vergata w Rzymie, Papież mówił do młodzieży: ...kiedy marzycie o szczęściu, szukacie Jezusa... To On jest pięknem, które was pociąga. To On wzbudza w was pragnienie radykalnych wyborów, które nie pozwala wam iść na kompromisy. To On odczytuje w waszych sercach decyzje najbardziej autentyczne... To Jezus wzbudza w was pragnienie, byście uczynili ze swego życia coś wielkiego, byście szli za jakimś ideałem, nie dali się pochłonąć przeciętności. To On — Chrystus. I wcale nie oznacza to jedynie pójścia drogą kapłaństwa czy konsekracji zakonnej. Również człowiek świecki jest w swoim życiu powołany do czegoś konkretnego i również w jego życiu Chrystus chce być obecny.
Jednak wyboru każdy musi dokonać sam. On za nas tego nie dokona. Nie chce i nie może, sam bowiem obdarzył nas wolnością i ku wolności nas wyswobodził (por. Ga 5, 1), dlaczego więc miałby nas zaprzęgać w jakąkolwiek niewolę. A byłaby to rzeczywiście niewola, gdyby On czegokolwiek od nas żądał albo coś za nas postanawiał.
Stało się dla mnie jasne — wspomina dalej Papież — że Chrystus powołuje mnie do kapłaństwa... W tym samym okresie, pracując fizycznie, równocześnie kontynuowałem moje zamiłowania związane z literaturą, nade wszystko zaś z literaturą dramatyczną. Świadomość powołania kapłańskiego ukształtowała się pośród tego wszystkiego, jako fakt wewnętrzny, całkowicie dla mnie przejrzysty i jednoznaczny. Zdawałem sobie sprawę z tego, od czego odchodzę, jak też i z tego, ku czemu mam dążyć „nie oglądając się wstecz”. Miał świadomość i dokonał wyboru.
Tym, co mnie osobiście bardzo pociągało i przekonywało w Papieżu Polaku, była Jego wolność. Karol Wojtyła — jak głosi hasło tegorocznego Dnia Papieskiego — był Papieżem wolności. Był nim od początku do końca. Nie tylko w tym zewnętrznym wymiarze wolności politycznej Europy, w którą wniósł ogromny wkład. Był przede wszystkim Papieżem i człowiekiem wolności wewnętrznej, i do tej wolności wszystkich nas, zwłaszcza ludzi młodych, nieustannie zachęcał.
Niech więc Papież Polak, który patrzy dzisiaj na każdego ze swojego okna w niebie, będzie dla nas przykładem i zachętą, że warto być wolnym i w wolności dokonywać swoich wyborów, nawet jeśli miałoby się to wiązać z trudem przekraczania siebie i porzucania wygodnych kompromisów. Bowiem dopiero wtedy doświadczymy pełni swojego człowieczeństwa, której przecież w głębi serca każdy z nas pragnie i do której każdy został powołany.
Dorota Krawczyk — doktor nauk humanistycznych, muzykolog, dziennikarka, absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego i UKSW, redaktor naczelna magazynu „Przyjdź!”.
opr. aw/aw