Kochajmy Kościół, ceńmy sobie to, że możemy być jego dziećmi...
Tegoroczny Wielki Post był prawdziwie czasem wielkich rekolekcji, które Duch Święty przeprowadził w Kościele przez dwóch papieży: Benedykta XVI i Franciszka. Widać chciał, żebyśmy w Roku Wiary przeżyli je w sposób wyjątkowy.
Kiedy 11 lutego papież Benedykt XVI ogłosił swoją decyzję o rezygnacji z urzędu namiestnika Chrystusowego, po chwilach niedowierzania i szoku odczułem smutek i żal. Benedykt XVI był dla mnie jak ojciec, słuchałem go uważnie i ufałem mu bezgranicznie. W ostatnich latach (a może i w całym moim życiu) nikt mnie tyle nie nauczył o Bogu co on i nikt mi Go tak wyraźnie nie pokazał. Jestem mu wdzięczny za to ciągłe przypominanie, że Bóg – i tylko Bóg – jest Słońcem, a my planetami, które prędzej czy później ulegną samozniszczeniu, gdy się zbuntują i przestaną krążyć wokół Słońca. Z szacunkiem i ufnością przyjąłem więc decyzję Papieża o rezygnacji, którą – jak sam powiedział – rozważył wielokrotnie w swoim sumieniu przed Bogiem i zyskał pewność, że jest ona zgodna z Jego wolą. Bł. Jan Paweł II w swoim Testamencie prosił Boga, by uczynił jego śmierć „pożyteczną dla Kościoła”. Teraz papież Benedykt XVI prosił nas, byśmy zrozumieli jego decyzję o odejściu, gdyż i ona ostatecznie przysłuży się Kościołowi. Podczas swej ostatniej środowej audiencji powiedział pokornie: „Kościół nie jest mój, nie jest nasz, jest Chrystusa”.
Kilkanaście dni później na papieża został wybrany skromny kardynał z Argentyny, który od pierwszych chwil swojego urzędowania dał się poznać jako pokorny sługa Kościoła, zatroskany przede wszystkim o ubogich. Papież Franciszek chce być blisko tych, o których Pan Jezus mówi w 25. rozdziale Ewangelii według św. Mateusza: blisko głodnych, spragnionych, nagich, chorych, uwięzionych i bezdomnych. Jednocześnie jednak chce – w duchu nowej ewangelizacji – odważnie iść z orędziem Chrystusa do każdego człowieka; nie tylko do tego, który jest w pierwszej kościelnej ławce, ale także (a nawet przede wszystkim) do tego, którego w żadnej z kościelnych ławek nie ma. Podczas kazania, które wygłosił w katedrze w Buenos Aires w Środę Popielcową – a więc gdy wiedział już o decyzji Benedykta XVI i przygotowywał się zapewne do wyjazdu na konklawe – powiedział: „Czasy, w których żyjemy, przynaglają nas. Nie wolno nam żyć po to, by dopieszczać własną duszę. Nie mamy prawa zamykać się w naszym małym świecie. Musimy wychodzić ludziom naprzeciw i mówić im, że Jezus żyje dla nich, i mówić to z radością, nawet jeśli czasem wyglądać będziemy jak wariaci”. Z takim przesłaniem przyjechał do Rzymu i z takim wewnętrznym nastawieniem swoją purpurową kardynalską piuskę zamienił na papieską – białą.
Jaki wniosek wypływa z tych rekolekcji? Dla mnie jeden podstawowy: kochajmy Kościół, ceńmy sobie to, że możemy być jego dziećmi, ceńmy to, że Kościół – jak dobra Matka – karmi nas słowem Bożym i sakramentami, dbajmy o jego piękno i jego świętość. Czyńmy to jako ludzie szczęśliwi. Chciejmy wykorzystać nasze talenty, charyzmaty i możliwości, aby nasze życie i chrześcijańskie świadectwo było pożyteczne dla Kościoła, pamiętając, że każdy z nas, w jakiejkolwiek sytuacji życiowej by się nie znalazł, może zrobić coś dla Kościoła. I najważniejsze: wciąż módlmy się za Kościół i bądźmy dumni z tego, że należymy do tej wspólnoty. Dzisiaj osoby z niektórych środowisk organizują na ulicach miast swego rodzaju „parady dumy”, podczas których obnoszą się ze stylem życia, którego raczej trzeba się wstydzić. My, katolicy, sprawiamy wrażenie, jakbyśmy się czasem wstydzili tego, z czego naprawdę możemy – i powinniśmy – być dumni. Zmieńmy to! Ostatnie rekolekcje dwóch papieży pokazały, że Bóg nigdy nie opuszcza swojego Kościoła, a Kościół nigdy nie opuści nas – swoich dzieci.
opr. aś/aś