Kolęda o Bożym Narodzeniu

Dopiero za granicą poczuliśmy, co jest istotą świąt - że najważniejsze nie jest to, co się robi dookoła nich

Wigilia, biały obrus, a pod nim sianko. Na stole dwanaście potraw, opłatek i pusty talerz dla niespodziewanego gościa. Wokół stołu rodzina, w tle słychać kolędy, a za oknem śnieg i mróz odcinają się bielą od kolorowej choinki. Takie mamy wyobrażenie tradycyjnych świąt Bożego Narodzenia.

Kolęda o Bożym Narodzeniu

Nie zawsze jednak święta spędzamy w Polsce i wśród bliskich. „Pierwsze nasze święta w Singapurze przywitały nas ponad trzydziestostopniowym upałem i wilgotnością powietrza powyżej 90 proc. – wspominają Beata z mężem Dominikiem. – Owszem, wszędzie były sztuczne choinki i ozdoby, ale atmosfery Bożego Narodzenia nie mogliśmy odnaleźć”.

Chińskie pierogi i kapusta w puszkach

„Dekoracje rozstawia się już 20 listopada. W pierwszy dzień świąt mieszkańcy Singapuru wybierają się masowo na zakupy. I nie było to dla nas miłe doświadczenie. Postanowiliśmy więc zapomnieć o świętach. I to był błąd” – opowiada Beata.

W następnym roku obchodzili już polskie święta. „Chcieliśmy też z mężem przekazać naszym dzieciom kontekst religijny i polskie tradycje Bożego Narodzenia. Dla nich najpiękniejsza nawet choinka w supermarkecie nic nie znaczyła” – wspomina. Okazało się, że chińskie pierogi dobrze imitują polskie wigilijne uszka, paluszki rybne można podać jako rybę, kapustę gotowaną w puszkach pomieszać z grzybami, a cienkie wafelki ryżowe sprawdzają się w roli opłatka. „To nam znakomicie ratowało sytuację” – wyjaśnia. Hitem okazał się bigos. „Zapach, który rozchodził się po klatce schodowej, przyciągał do nas w przedświątecznym tygodniu wszystkich sąsiadów z budynku, w którym mieszkaliśmy. W efekcie przy rozkręconej maksymalnie klimatyzacji w mieszkaniu serwowałam rodzinie dwanaście ciepłych potraw. A w pierwszy dzień świąt zaczęliśmy spotykać się z polskimi rodzinami. Dopiero za granicą poczuliśmy, co jest istotą świąt – że najważniejsze nie jest to, co się robi dookoła nich” – wyznaje Beata.

Mikołaj na białym koniu

„W Holandii choinkę ubiera się już w drugą niedzielę Adwentu, a przygotowania do Bożego Narodzenia zwiastuje przybycie Mikołaja z podarkami 5 grudnia – przybliża Agnieszka. – W zasadzie, jak głosi legenda, przyjeżdża on już z początkiem listopada z Hiszpanii i objeżdża Holandię na białym koniu” – uzupełnia.

„Niestety, Holendrzy nie obchodzą Wigilii. A ja sobie nie wyobrażam świąt bez Wigilii. Postanowiłam więc pokazać mojemu mężowi i jego rodzinie, jak ten dzień wygląda w Polsce i na Śląsku, z którego pochodzę. Tak więc przeniosłam do Holandii wieczór wigilijny oraz typowo śląską wieczerzę: zwyczaj łamania się opłatkiem, zupę z karpia z grzankami, karpia pieczonego, kapustę z grochem i grzybami oraz ziemniaki. A na deser podaje się makówki i moczkę. Byli zachwyceni. Tylko do moczki, tradycyjnej śląskiej potrawy, ich nie przekonałam. To taki rodzaj puddingu na bazie wywaru z warzyw, koniecznie z pasternakiem, potem dodaje się moczony piernik, mnóstwo bakalii, suszonych owoców i czekolady. Ale ona smakuje tylko nam, Ślązakom” – śmieje się.

Łosoś zamiast karpia?

„Szwajcaria urzekła nas formą i zakresem przygotowań do świąt Bożego Narodzenia – opowiadają Bernard i Miłka. – Mimo że to kraj w większości laicki, całe życie społeczne, biznesowe jest wypełnione Adwentem. W biurach, recepcjach, sklepach stoją wieńce adwentowe. W pierwszym tygodniu zapala się pierwszą świecę, a w kolejnych następne, i one stale się palą aż do Bożego Narodzenia. Czuć atmosferę świąt w całej społeczności lokalnej. Podobnie roraty przyciągają wiele osób do kościołów, podczas gdy w niedzielę są one puste”.

„Nasze święta od początku były polskie. Z początkiem grudnia jeździliśmy do polskiego rzeźnika aż pod niemiecką granicę po kiełbasy i mięsa oraz zakwas na barszcz. Wiedzieliśmy, że nie będzie karpia, ale będzie łosoś, i też sobie poradzimy. Śmiało też możemy powiedzieć z żoną, że zaszczepiliśmy w kulturze szwajcarskiej bigos” – przyznają z uśmiechem.

„Wigilię spędzaliśmy we własnym gronie. Dopiero w pierwszy dzień świąt Szwajcarzy się odwiedzają i wtedy my również odwiedzaliśmy się z sąsiadami. Zwłaszcza małżeństwa mieszane, gdzie żona bądź mąż byli innej narodowości” – mówią.

W Szwajcarii choinka pojawia się w domu w Wigilię. „Zazwyczaj jedno z rodziców zabiera dzieci na spacer ­albo na zakupy, a drugie organizuje i ozdabia drzewko. A potem mówi się dzieciom, że Dzieciątko Jezus przyniosło choinkę i prezenty” – przybliżają miejscową tradycję Bernard i Miłka.

Na krańcach świata

„Pamiętam, że byłam strasznie rozczarowana pierwszym Bożym Narodzeniem na Tajwanie – opowiada Katarzyna. – Tam właściwie nie obchodzi się tego święta. Nie było tam ani atmosfery świąt, ani pogody. Nie jest to też dzień wolny od pracy. A przede wszystkim byłam daleko od rodziny, tylko z moimi dziećmi. Brakowało mi kolęd i mrozu. Atmosferę Bożego Narodzenia musiałam sobie sama wykreować. Próbowałam przygotować dwanaście potraw, choć często odbiegały od tego, co możemy znaleźć na polskim stole – przyznaje. – Na szczęście rodzice przysłali mi opłatek. Rodzina mojego męża przyzwyczaiła się do moich obrzędów i z czasem sami zaczęli organizować «polskie» wigilie. Wyrobił się też we mnie ogromny szacunek do polskich kolęd. Doceniłam, jak bardzo są piękne”.

„W Wielkiej Brytanii nie obchodzi się Wigilii, obrzędy świąteczne koncentrują się wokół pierwszego świątecznego dnia” – przybliża Aneta. Wówczas spożywa się z rodziną i bliskimi uroczysty obiad oraz obdarowuje się prezentami. Głównym daniem jest indyk. My chcieliśmy zachować tradycję postnej wieczerzy wigilijnej z dwunastoma potrawami i opłatkiem. Zapraszaliśmy też angielskich znajomych, którym ta uroczystość bardzo przypadła do gustu. Staraliśmy się również zaadaptować to, co nam się podobało ze zwyczajów lokalnych, np. ukrywanie prezentów dla dzieci w skarpetach przy kominku”.

„Na Węgrzech potrawy są najróżniejsze, niestety nie ma opłatka, nie ma kolęd – wylicza Aleksandra. – Nie ma też tej polskiej głębi religijnej. Przygotowania do świąt wiążą się z dbałością o szczegóły estetyczne i organizacyjne, ale właściwie nie wiadomo, skąd się to wszystko bierze. Pamiętam, że na początku przez lata woziłam susz na Węgry, żeby przygotować kompot na wigilię. Później to się zaciera, przejmuje się zwyczaje lokalne. Ostatnio znalazłam u rodziców kartkę świąteczną, wysłaną przed laty z Budapesztu, która była tak dopracowana, że pomyślałam: włożyłam w to tyle serca! Nadal chciałabym w te przedświąteczne przygotowania tyle polskiego serca wkładać. Teraz obchodzimy tylko polskie, tradycyjne święta Bożego Narodzenia”.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama