Opowieść Ewy jest gotowa, aby stać się scenariuszem filmu…
Życie „niechcianych” dzieci zazwyczaj nie jest łatwe. Odrzucone przez własnych rodziców, często szukają miłości tam, gdzie jej nie ma… Tym bardziej są one ukochanymi dziećmi Boga. A Serce Boga jest tam, gdzie modlitwa. Jeśli jest to modlitwa przez ręce Maryi – Boże łaski rozdawane są z zadziwiającą hojnością…
Z Ewą, 27-letnią szczupłą blondynką, spotykam się w jej rodzinnym domu. Zza ściany co jakiś czas dobiega stukanie – to Romek, jej narzeczony, spieszy się z remontem mieszkania. Do ślubu pozostało kilka tygodni. Do tego czasu wszystko musi być gotowe. Opowieść Ewy też jest gotowa – gotowa, aby stać się scenariuszem filmu…
– Byłam niechcianym dzieckiem – zaczyna prosto z mostu Ewa. – Moi rodzice pobrali się, kiedy mama zaszła w ciążę. Gdy miałam 10 lat, rozwiedli się. Potem mama wiązała się z różnymi mężczyznami…
Jeden z partnerów matki został na dłużej. Niestety, szybko okazało się, że jest uzależniony od alkoholu. Najsilniej obrywała Ewa. Choć ojczym nie używał pięści, pełne nienawiści słowa bolały równie mocno. Pewnego dnia Ewa nie wytrzymała – spakowała go i wystawiła walizki za drzwi, zmieniła zamki. Przez kilka dni przyjeżdżał do nas i awanturował się. W tamtym czasie codziennie przyjeżdżała pod dom policja, aż wreszcie zapanował spokój. I stała się rzecz dziwna…
– Wcześniej miałam dobrą relację z Panem Bogiem. Był mi potrzebny, bo modliłam się o uzdrowienie sytuacji w rodzinie – opowiada Ewa. – Jednak kiedy tak się już stało, zaczęłam się gubić… Żyłam od imprezy do imprezy. Wplątałam się w okultyzm: horoskopy, wróżki, bioenergoterapię. Poznałam chłopaka, zamieszkaliśmy razem. Wkrótce okazało się, że on też jest uzależniony: od pornografii, hazardu, alkoholu. Mimo to zaręczyliśmy się… W kościele byłam gościem, ale kiedy przyszedł czas jakiejś rodzinnej uroczystości, było mi wstyd nie iść do Komunii świętej. Poszłam więc do spowiedzi z myślą, że oszukam księdza. Chciałam ukryć przed nim, że mieszkam z chłopakiem…
Do świętokradczej spowiedzi jednak nie doszło, bo kapłan zorientował się, że dziewczyna kręci. Ewa próbowała się kłócić, ale nagle dotarło do niej, że właśnie ma okazję, być może ostatnią, by zmienić swoje życie. Postanowiła więc zerwać z grzechem. Wróciła do modlitwy, codziennie starała się uczestniczyć w Eucharystii. Narzeczony szybko się wyprowadził – nie odpowiadało mu życie w czystości, nie podobała mu się także „nowa wersja” ukochanej. A Ewa zaczęła odbudowywać swoją relację z Panem Bogiem. Nie było to łatwe – przeszłość dopadła ją, kiedy na rekolekcjach oazowych dla dorosłych ogłosiła Jezusa swoim Panem i Zbawicielem. Szatan nie chciał tak łatwo oddać swojej własności – zaczęło się dręczenie demoniczne, konieczne były spotkania z egzorcystą… Po dwóch latach wreszcie zapanował spokój.
Ewa studiowała, zastanawiała się nad wstąpieniem do zakonu. I wtedy zaatakowała ją choroba – młoda dziewczyna nagle przestała chodzić, źle widziała, trudno było jej utrzymać cokolwiek w dłoni… Badania nic nie wykazywały, więc lekarze odsyłali ją do psychiatry, twierdząc, że choroba ma podłoże psychosomatyczne.
– Wiedziałam, że to nieprawda – wspomina Ewa – i modliłam się o pomoc. Wtedy zadzwonił dawno niesłyszany znajomy. Kiedy usłyszał o objawach, powiedział krótko: masz boreliozę. Polecił mi lekarza, który potwierdził rozpoznanie. Zakażenie organizmu było tak rozległe, że właściwie umierałam… Leczenie okazało się bardzo drogie: antybiotyki i probiotyki sprowadzane ze Stanów Zjednoczonych kosztowały tysiące złotych, a do tego dieta, witaminy… A my zupełnie nie miałyśmy pieniędzy, resztki oszczędności wydałyśmy na lekarzy.
Zaczęłyśmy się modlić – razem z mamą, bo ona nawróciła się kilka lat wcześniej. I stał się pierwszy cud: nagle w domu zaczęli pojawiać się ludzie z pieniędzmi. Ktoś dał mi 100 złotych, ktoś inny 200. Często byli to ludzie, którzy nie mieli ze mną nic wspólnego! Pewnego dnia wiedziałam, że nazajutrz muszę wykupić receptę, ale brakowało mi kilkuset złotych. Wieczorem przyjechał znajomy ksiądz, który przywitał mnie słowami: „Duch Święty kazał mi przywieźć ci te pieniądze”. W kopercie było dokładnie tyle, ile brakowało mi na leki…
Po roku leczenia borelioza była opanowana. Ewa wróciła do marzeń o życiu zakonnym. Podczas modlitwy w jej głowie pojawiły się słowa „Chemin Neuf”. Poszukała ich w Internecie, napisała e-mail i kilka miesięcy później zamieszkała we wspólnocie, rozeznając w niej wybór swojej drogi życiowej. Jednak po pół roku choroba znów dała o sobie znać.
– Objawy stwardnienia rozsianego miałam już wcześniej, ale lekarze sądzili, że to skutek boreliozy. Mówili, że po jej wyleczeniu będę całkiem zdrowa. Niestety tak się nie stało. Wróciły problemy z chodzeniem i wzrokiem, język mi się plątał i nie byłam w stanie pozbierać myśli. Utrzymanie szklanki w dłoni znów stało się wyczynem, a do tego pojawiły się trudne do zniesienia bóle kręgosłupa. Rezonans potwierdził diagnozę: stwardnienie rozsiane, które doprowadziło już do uszkodzenia nerwów wzrokowych. Jeździłam na modlitwy o uzdrowienie, ale mój stan szybko się pogarszał, a każdy ruch sprawiał mi ból…
11 lutego przypada wspomnienie Matki Bożej z Lourdes, a w Kościele jest obchodzony Światowy Dzień Chorego. Tego dnia pod Częstochową miała się odbyć modlitwa o uzdrowienie. Ewa postanowiła na nią pojechać. Mimo że bardzo źle widziała, a jej reakcje były spowolnione, wsiadła do samochodu i dotarła na miejsce.
– To była moja ostatnia szansa. Wierzyłam, że Pan Jezus uzdrowi mnie przez wstawiennictwo Maryi. W trakcie modlitwy prowadzący zaczął mówić o osobie, która jest uzdrawiana ze stwardnienia rozsianego, wymieniając różne moje problemy. Zaczęłam się trząść, czułam jakby każda komórka mojego ciała dygotała. Kiedy wyszłam z kościoła, pierwszą zmianą, którą zauważyłam, było to… że znów widzę – wyraźnie, bez zamazanych konturów. Potem zniknęły problemy z koncentracją uwagi, odstawiłam leki na bolący kręgosłup.
Co na to lekarze? Mówią, że maszyna się pomyliła, że popełnili błąd. Jednak na starych wynikach badań jednoznacznie widać chorobę, a według nowych jestem zupełnie zdrowa. Maryja wyprosiła mi cud…
opr. ac/ac