Boże Narodzenie to zaproszenie od Boga. Czy przyjmiemy nasze małe zwiastowanie i zgodzimy się, aby przez nasze życie, jakiekolwiek ono teraz jest, zamieszkał na ziemi Bóg i abyśmy na tej drodze zostali przez Boga przebóstwieni?
W naszych modlitwach często prosimy Boga o to, żeby rozwiązał nasze problemy rodzinne, pomógł w remoncie mieszkania czy nurtujących nas kwestiach zawodowych – jednym słowem: żeby usunął przeszkody. Jak na nasze modlitwy odpowiada Bóg, który narodził się w ubogim Betlejem?
Księga Rodzaju opowiada nam o tym, że człowiek został stworzony na Boży obraz i podobieństwo i że w wyniku grzechu pierwszych rodziców to nasze harmonijne życie z Bogiem zostało zburzone. Co uczynił nasz Stwórca, aby ten pierwotny ład przywrócić? Wprowadził i wprowadza nas nieustannie w jedną z największych tajemnic naszej wiary, jaką jest przebóstwienie.
Św. Piotr Apostoł tak pisze w swoim liście: „Boska Jego moc udzieliła nam tego wszystkiego, co się odnosi do życia i pobożności, przez poznanie Tego, który powołał nas swoją chwałą i doskonałością. Przez nie zostały nam udzielone drogocenne i największe obietnice, abyście się dzięki nim stali uczestnikami Boskiej natury, skoro wyrwaliście się z zepsucia [wywołanego] na świecie żądzą” (2 P 1, 3-4). Ten fragment listu Apostoła jest kluczem do kontemplacji tajemnicy Bożego Narodzenia i zarazem odpowiedzią na postawione wyżej pytanie.
Pierwsze drzwi, które tym kluczem otwieramy, prowadzą do tajemnicy „dlaczego?” – dlaczego Syn Boży stał się człowiekiem? Ponieważ nasz Stwórca chce, abyśmy skupili się na tym, co jest dla nas esencją na tej ziemi. Apostoł wyjaśnia, że są nią dwa elementy: życie i pobożność.
Spróbujmy dobrze zrozumieć te dwa pojęcia: przez życie rozumiemy osiągnięcie celu istnienia. Żyje ten, kto dotarł do mety, a tą metą jest sam Bóg. W ten sposób to wszystko, co składa się na naszą codzienną egzystencję, znajduje swoje ostateczne umocowanie i usensownienie. Co w Bogu takiego zaczepienia znaleźć nie może, jest grzechem, jest przeciwne życiu i sprowadza śmierć.
Św. Piotr uzupełnia ten obraz pojęciem pobożności; nie oznacza ona odmawiania pacierza czy uczestniczenia w niedzielnej Mszy św.; pobożność to pragnienie Boga, nieustanne nawracanie całej egzystencji według Jego woli. Człowiek pobożny to człowiek pytania – czego chcesz ode mnie, Panie? Co mam czynić? W ten sposób życie, tak jak to wyjaśniliśmy wyżej, zdobywa ostateczny sens, a pobożność daje siłę, aby tego sensu szukać nieustannie i wciąż zwracać się ku Bogu w każdym aspekcie naszego istnienia.
Drugie drzwi prowadzą do komnaty „jak” – jak to wszystko jest możliwe do wykonania? Przecież każdy ma prawo do spokoju, po co wszędzie ten Pan Bóg? Boże Narodzenie i w ogóle tajemnica Wcielenia jest jak Boskie wołanie: „Do ciebie przyszedłem, człowieku, abyś ty wrócił do Mnie”.
Św. Piotr mówi o obietnicach. Jakież one są? Najważniejszą z nich jest „uczestnictwo w Boskiej naturze”. Bóg bowiem nie tylko przyjął ludzką naturę, lecz także obiecał nam, że będziemy mieć udział w Jego Bóstwie. Warunkiem tej przemiany, jak nas poucza Apostoł, jest zerwanie ze złem.
Wyobraźmy sobie dwoje młodych ludzi tuż po zaręczynach. Narzeczony angażuje się w remont i przygotowywanie domu, wytrwale pracuje zarobkowo; narzeczona także nie zasypia gruszek w popiele i przygotowuje się do przeprowadzki do mieszkania przyszłego męża. Nagle młody człowiek dowiaduje się, że jego ukochana jest w ciąży. Urodzi dziecko – i on wie, że z całą pewnością ono nie jest jego… Czy takie małżeństwo dojdzie do skutku? Czy wielce prawdopodobna zdrada młodej kobiety nie pokrzyżuje ich małżeńskich planów?
Czytamy te słowa i w sumie już wiemy, kto jest winien, przewidujemy bieg wydarzeń. Nie jest on miły ani dla młodego mężczyzny, ani dla ciężarnej kobiety… Kim oni są? Ależ znamy ich bardzo dobrze – to św. Józef i Najświętsza Maryja Panna.
Pozwoliłem sobie na takie przewrotne rozpoczęcie i opisanie Świętej Rodziny jakby do góry nogami, abyśmy lepiej zobaczyli, w jaki sposób Bóg przyszedł na ten świat. Na początku pozwolił, aby Jego Syn był uznawany za dziecko z nieprawego łoża; św. Józef miał wszelkie podstawy, aby uznać, że Maryja go zdradziła. W jaki sposób miała zachować się Matka Boża po zwiastowaniu? Pójść do św. Józefa i powiedzieć mu: „Józefie, właśnie był u mnie anioł i poczęłam syna…”?
Mówimy, że Boże Narodzenie to rodzinne święta. Pewnie to i jakoś tam prawda, ale ta Rodzina, w której Bóg przyszedł na świat, z powodu Jego Wcielenia ociera się o rozwód, bo to do niego, według relacji św. Mateusza, dąży św. Józef – tak bardzo kocha Maryję, że chcąc uchronić Ją od ukamienowania (taka była wtedy kara za cudzołóstwo), naraża się na bycie posądzonym o porzucenie młodej Matki z Nienarodzonym Dzieckiem.
To wszystko nam pokazuje, że Święta Rodzina jest święta nie dlatego, że nie miała problemów, ale dlatego, że potrafiła je wspólnie przezwyciężać.
Przede wszystkim Maryja Panna i św. Józef zwracają się do Boga. Zachowują się więc dokładnie odwrotnie w stosunku do pierwszych rodziców, którzy w cieniu drzewa z zakazanym owocem snuli ambitne plany dorównania Stwórcy. Pokusa stara jak świat – być samowystarczalnym, aby nie potrzebować nie tylko Pana Boga, lecz także drugiego człowieka, żeby Pana wszechświata i bliźniego oskarżyć o swoje nieudane życie…
Święta Rodzina wybiera inną drogę – ponieważ Bóg jest dla nich wszystkim, dlatego w końcu są w stanie znów ze sobą rozmawiać. Ich miłość małżeńska znajduje zaskakujące dopełnienie przez narodzenie Dziecka, które było i jest oczekiwane przez wszystkie narody. Pan Bóg wybrał tak niepasujący do naszego potocznego rozumowania sposób przyjścia na ten świat, żeby nam pokazać, że nie ma takiej sytuacji, której On nie chciałby uświęcić swoją obecnością.
A zatem? Boże Narodzenie to zaproszenie od Boga. Czy przyjmiemy nasze małe zwiastowanie i zgodzimy się, aby przez nasze życie, jakiekolwiek ono teraz jest, zamieszkał na ziemi Bóg i abyśmy na tej drodze zostali przez Boga przebóstwieni?
opr. ac/ac