O. Leon: Byłem wychowywany w atmosferze przyjmowania podróżnych

Chrystusa dostrzec możemy w ludziach potrzebujących. W uchodźcach, migrantach, podróżnych. To, jak ich traktujemy, świadczy o tym, czy wzięliśmy sobie do serca słowa: „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych, Mnieście uczynili”

Wciąż brzmi Alleluja! Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał! Czy zmartwychwstał w moim sercu, by dać mi radość, jakiej świat dać nie może? Ale przecież wiemy, że Chrystus jest w ludziach, w których też może być powodem radości… Starsze babcie opowiadają, że kiedy dawniej (oj, dawno to było!) szło się do pracy w polu, zostawiało się dom zamknięty na zatyczkę, a w domu na stole garnek z mlekiem lub choćby z wodą, chleb i parę drobnych pieniędzy. Bo może ktoś przechodzący być w potrzebie.

W innych czasach znaleźli się w potrzebie uciekinierzy z Ukrainy. Polacy widząc ich tragedię przyjmowali miliony ludzi, którzy uciekali spod bomb i pocisków, straciwszy nieraz dom i cały swój dobytek, przestraszone matki i płaczące dzieci. Byle jak najdalej od frontu, byłe nie słyszeć świstu nadlatujących pocisków i nie oglądać palących się i rozpadających w ruinę domów. I to wszystko bez oglądania się na wynagrodzenie i na jakiekolwiek wyrazy wdzięczności. I mało kto myślał wtedy o Wołyniu, który jest wciąż nie zagojoną raną na stosunkach polsko-ukraińskich. W tej chwili ci właśnie ludzie byli w potrzebie. Ufamy, że Pan Jezus Polakom powie: Przyjęliście Mnie – i odpuści nam wiele grzechów.

Byłem wychowywany w atmosferze przyjmowania podróżnych. Mieszkaliśmy w Siedlcach opodal stacji kolejowej. Zaraz po wojnie komunikacja ledwo się rozwijała. Na przesiadkę trzeba było czekać często ponad godzinę. To wtedy znajomi wpadali do „pani Knabitowej” na herbatkę. Mamusia, wdowa po mężu rozstrzelanym przez Niemców, wychowująca samotnie trójkę dzieci, znajdowała i gorącą, zwłaszcza w zimie, herbatkę i czas na wysłuchanie opowiadań ludzi, często boleśnie doświadczonych przez wojnę. A jeśli było trzeba, to mniej obytych odprowadzała na dworzec i pomagała wsiąść do właściwego pociągu.

Dzisiaj takich niespodzianych podróżnych na ogół się nie spotyka. Zwykle trzeba się umówić przez komórkę na parę dni naprzód. Ale gdyby się taki potrzebujący trafił, pamiętajmy: Mnieście uczynili.

 

Tekst ukazał się na blogu ojca Leona Knabita OSB

Leon Knabit OSB – ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama