Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (42/99)
Pochłonięci wewnętrznymi problemami politycznymi i ekonomicznymi, nie dostrzegamy wagi zdarzeń rozgrywających się tuż obok. Jeśli już zwracamy wzrok na Wschód, to nasza uwaga skupia się na Rosji, która na razie wydaje się stracona dla zachodniego modelu politycznego i ekonomicznego. Nie dostrzegamy natomiast Ukrainy i wagi wyborów prezydenckich, które w listopadzie zadecydują o przyszłości tego, nadal zawieszonego między Wschodem i Zachodem, kraju. Kraju, w którym - w odróżnieniu od Rosji - prozachodnia opcja polityczna ma jeszcze szansę na zwycięstwo. Patrząc na ukraińską scenę polityczną z perspektywy Polski, powinniśmy pamiętać przede wszystkim o naszych interesach, czyli o utrzymaniu propolskiego i prozachodniego kursu politycznego ukraińskich władz centralnych - kursu coraz bardziej oddalającego Kijów od Moskwy; kursu, dla którego zagrożeniem są liczni prokomunistyczni i prorosyjscy kontrkandydaci aktualnego prezydenta Leonida Kuczmy. Mniej istotna dla Polski, choć zapewne ważna z punktu widzenia uniwersalnych standardów, jest zgodność polityki Leonida Kuczmy z normami demokratycznymi, zwłaszcza w trakcie kampanii przedwyborczej i samych wyborów. Jak uczy doświadczenie innych państw postsowieckich, umożliwienie wolnego wyboru nadal zsowietyzowanym społeczeństwom oznacza zazwyczaj wybór polityków i opcji prosowieckich, restauracyjnych (dość wspomnieć białoruskiego satrapę Łukaszenkę). Tymczasem najwierniejszymi aliantami Zachodu są politycy dość odlegli od wartości demokratycznych, np. pokroju przywódców Kirgizji, Uzbekistanu, Gruzji. Dziś gwarantem korzystnego dla Polski kursu polityki ukraińskiej jest prezydent Leonid Kuczma i jego klan. Niezależnie od tego, jakimi metodami utrzyma się przy władzy - jeśli nie będzie przekraczało to skali nepotyzmu, korupcji i manipulacji, tolerowanych np. w przypadku Jelcyna - Polska powinna być ostatnim krajem, który winien analizować głębokość ukraińskiej demokracji ukraińskich wyborów. Chyba, że chcemy, by demokratycznie do władzy za naszą wschodnią granicą doszli prosowieccy komuniści, czyli byli funkcjonariusze KGB.
ANTONI PODOLSKI