Takie dobre dzieci

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (38/2003)

O tym, że nasze życie i kultura przenika fenomen przemocy, wiadomo nie od dzisiaj, ale nic z tej wiedzy, doprawdy, nie wynika. Toteż dla dzieci chlebem powszednim nadal są wyrafinowane zabójstwa, tortury, gwałty i wszelakie inne paskudztwa wyciekające na co dzień z ekranów telewizorów oraz monitorów komputerowych. I chociaż mamy już pierwsze skutki owej niefrasobliwości wobec inwazji przemocy, to nadal - jak można sądzić z wypowiedzi rozmaitych mędrców medialnych - mało kto kojarzy je z prawdziwymi przyczynami.

Kiedy byłem małym chłopcem w drodze z kolędy do domu zostałem napadnięty przez prawie pełnoletnich bandytów, którzy wykręcili mi ręce, w usta wcisnęli beret i przetrząsnęli kieszenie, zabierając kilkanaście złotych. Po pewnym czasie odbyła się rozprawa, ale sędzina kazała mi opuścić salę sądową, bo uznała, że jestem zbyt mały, aby mieć za sobą takie doświadczenie. Stałem więc potulnie na korytarzu, aż w pewnej chwili usłyszałem rozdzierający kobiecy krzyk: jeden z moich niedawnych napastników wybiegł, a po chwili wrócił ze szklanką wody, bo podczas odczytywania wyroku jego matka doznała szoku. A wyrok był łagodny, bo obaj młodzi adepci bandyckiego fachu otrzymali kary w zawieszeniu. Jak się później dowiedziałem od ojca, chwilę wcześniej jedna z matek utrzymywała, że jej syn to takie dobre dziecko! Poirytowana pani sędzia odczytała jej wówczas zeznania sąsiadów zebrane przed rozprawą, w świetle których wyłonił się obraz synalka, jakiego nie znała, albo -w zaślepionej miłości matczynej -znać nie chciała.

Niedawno było głośno o wyczynach młodych sadystów z toruńskiej budowlanki, którzy dręczyli swojego nauczyciela języka angielskiego. Wiele rozpisywano się o tym, że system wychowawczy w polskich szkołach poniósł całkowitą porażkę. Ale mnie się zdaje, że w szkolnictwie o wychowywaniu zapomniano już dawno temu. Nie chciałbym, oczywiście, skrzywdzić tych wszystkich wspaniałych - acz beznadziejnie wynagradzanych - nauczycieli, którzy nie zapominają, iż poza dydaktyką i metodyką przekazywania wiedzy ciąży na nich także odpowiedzialność za wychowanie uczniów. Obawiam się jednak, że większość pogodziła się z przeświadczeniem, iż na pracę wychowawczą nie ma czasu, więc ogranicza się wyłącznie do interweniowania, albo i nie, w przypadkach uczniowskich wykroczeń. Owszem, podczas rad pedagogicznych często narzeka się na zachowanie tego czy tamtego ucznia, deliberując nad obniżeniem oceny ze sprawowania, ale to wszystko.

Czy nie było wcześniejszych sygnałów, choćby od katechetów, iż w wielu szkołach źle się dzieje? Nikt jednak nie interweniował, a media w poszukiwaniu taniej sensacji reagowały wyłącznie na przypadki skandalicznej postawy paru nieodpowiedzialnych katechetów, pomijając milczeniem karygodne zachowania uczniów. Dlatego rozeźliły mnie teraz wypowiedzi niektórych osób, próbujących - jak to u nas ostatnio często bywa - przerzucić winę za to, co się stało, na ofiarę. A przecież nauczyciel jest często bezradny wobec chamstwa uczniów, którzy doskonale zdają sobie sprawę, że tak naprawdę nic im nie może zrobić. Niechby tylko dał się wyprowadzić z równowagi, zaraz usłyszałby, że nie nadaje się do tego zawodu.

Ten z Torunia bał się uczniów, a to ich „nakręcało", zaś wychowawca (?) powiada, że to fajne dzieciaki. Zupełnie jakbym słyszał matkę owego „dobrego dziecka".

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama